Okręt podwodny 707/film/Okr%C4%99t+podwodny+707-2003-2445822003
pressbook
Inne
Dwa słowa o reżyserach
Shoichi Masuo nie ma na swoim koncie wielkiego dorobku jako reżyser, przyczyną takiego stanu rzeczy nie jest jednak brak doświadczenia lub umiejętności a raczej wszechstronność, jaką się wykazuje. Podczas swojej wieloletniej kariery w japońskim przemyśle filmów animowanych współpracował przy wielu hitach wykazując się ogromnym talentem i… zupełnym brakiem zdecydowania, co do własnej kariery. Być może to właśnie łatwość, z jaką przychodziło mu zmieniać stanowiska od animatora do scenarzysty sprawiła, iż nie zagrzał na żadnym z nich dłużej miejsca, mimo, iż na każdym sprawdził się doskonale. O jego umiejętnościach świadczą chociażby tytuły, do współpracy przy których go zapraszano, produkcje nie bylejakie, znane każdemu, kto choć trochę bardziej niż przelotnie zetknął się z japońską animacją. Są to między innymi: “Akira”, “Dirty Pair”, “Gunbuster”, “Macross: Do You Remember Love”, “Madox”, “Nadia The Secret of Blue Water”, “The End of Evangelion”, “Otaku no Video”, “Project A-Ko”, “Urusei Yatsura”, “Vandread” i wiele innych. Trzeba przyznać, że ta okazała kolekcja hitów stawia na baczność większość fanów japońskiej pop-kultury.
Reżyserska niespodzianka
Intrygującą ciekawostką dla wielu miłośników japońskiej animacji z pewnością będzie fakt, iż swój wkład w tę produkcję ma również nie lada gwiazda przemysłu anime, bo nie kto inny jak sam Hideaki Anno. Tego twórcy żadnemu fanowi japońskiej pop-kultury przedstawiać nie trzeba, gdyż jest to człowiek legenda, artysta nieprzeciętny wywodzący z kultowego studia Gainax i wybitny japoński reżyser. W tym projekcie, co prawda miał niewielki udział, ale trudno o nim nie wspomnieć ze względu na kaliber tej osoby. Jeśli dobrze się przyjrzeć, trudno przegapić rękę mistrza, gdyż jego styl dla obeznanych choćby powierzchownie w temacie, widoczny jest na kilometr. Mowa oczywiście o animacji otwierającej film (opening), wykonanej według starej dobrej szkoły. Ma to swój klimat, trzeba przyznać, choć już dzisiaj nie robi większego wrażenia na widzach wychowanych na spektakularnych animacjach 3D, zapierających dech w piersiach swym rozmachem. Niemniej jednak zwróćcie uwagę na to małe dzieło sztuki, gdyż naprawdę warto. Wszak to co klasyczne wcale nie musi być gorsze, a już na pewno nie w tym przypadku. Nastrojowe szkice w kolorze sepii, nostalgiczne obrazy niczym wyciągnięte ze starych zdjęć i rękopisów – tutaj tkwi siła mistrzowskiego operowania obrazem i dźwiękiem przez Hideaki Anno.
Autor pierwowzoru
„Submarine 707 Revolution” powstało na podstawie mangi sędziwego już twórcy Satoru Ozawa. Autor tejże historii urodził się w 1936 roku i od wczesnych lat przejawiał zainteresowanie sztuką komiksu. „Submarine 707 R” powstało w okresie 1963-65 i po raz pierwszy ujrzało światło dzienne – jak to zazwyczaj ma miejsce w przypadku wszystkich mang – jako serializowana historia w jednym z licznych mangowych czasopism. Całość następnie zebrano w 6-tomową serię i w takiej najczęściej formie można ją do dzisiaj znaleźć w japońskich antykwariatach komiksowych. Ciekawostką jest, iż seria ta ma swoją kontynuację, gdyż w roku 1991 Ozawa narysował kolejną część pt. „Submarine 707 Fushion”. Twórca ten jest również autorem innej mangi, na podstawie której powstało dosyć znane anime pt. „Blue Submarine no. 6”, równie ceniona produkcja jak „Submarine 707”, co ciekawe opowiadająca niezwykle podobną historię i przez wielu fanów uznawaną wręcz za swego rodzaju kontynuację.
Anime
Wersja animowana „Submarine 707 Revolution” powstała na przełomie 2003 i 2004 roku (obie części nie ukazały się jednocześnie). Jednak nie można w tym przypadku mówić o wiernej ekranizacji, a to co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze sama historia ma już swoje lata i powstawała w zupełnie innych czasach, gdy określenie „zimna wojna” było aż nadto dobrze wszystkim znane. Nic dziwnego zatem, iż historia rozgrywająca się na morzu, na pokładach wojskowych łodzi podwodnych, siłą rzeczy również z tej rzeczywistości po części czerpała. Wystarczy chociażby wspomnieć głównego „złego”, admirała Red, aby skojarzenia same zasugerowały nam z jakiego rodzaju politycznymi zależnościami mamy do czynienia w tej opowieści. Film jednak jest ich zupełnie pozbawiony. Nie znajdziemy tutaj polityki, ani innych elementów kojarzących nam się z tego rodzaju historiami (patrz np.: „Polowanie na Czerwony Październik”). „Submarine 707 R” zostało ideologicznie – jeśli można tak to ująć – odświeżone. Na pierwszy plan wysuwa się tu walka dwóch obozów, jednak nie są to wrogie sobie obozy polityczne, chodzi tu raczej o walkę dwóch idei, które – paradoksalnie – stawiają sobie bardzo podobny cel. Z jednej strony mamy zimnego i zdecydowanego na wszystko admirała Red, który chce stworzyć lepszy świat, bez zakłócających czystość i porządek oceanów jednostek pływających, z drugiej strony natomiast stoi kapitan Yōhei Hayami, który w imieniu państw sprzymierzonych walczy o pokój, starając się powstrzymać brutalne ataki admirała i nie myśli w ogóle o żadnej ideologii. Wydarzenia umiejscowione w tym filmie rozgrywają się w niedalekiej przyszłości, co nie jest wprawdzie powiedziane wprost, niemniej jednak dobitnie świadczą o tym niektóre zaprezentowane tu jednostki pływające, wyposażone w nowoczesne, niestosowane jeszcze napędy oraz sztuczną inteligencję. Poza tym jednak są to jedyne elementy futurystyczne w tej opowieści, a całość krąży wokół historii przygodowej, obyczajowej, kina akcji i technothrilleru, tak jakby twórcy nie do końca mogli się zdecydować na jeden z gatunków. Fabuła generalnie zogniskowana została na głównym bohaterze, którym jest mały, okrąglutki kapitan marynarki japońskiej, na co dzień mieszkający w przytulnym domku wraz ze swoją uroczą żonką i sympatyczną córeczką, wciąż niezadowoloną z nieobecności ojca. Yōhei Hayami przebrany w drapieżny różowy sweterek w serduszka i odbywający niebezpieczne wyprawy do swojej małej szklarni, gdzie naraża swoje życie doglądając doniczkowych pelargonii swojej seksownej drugiej połowy, w czasie służby na morzu dla odmiany zamienia się w prawdziwego wilka morskiego, zdolnego wykiwać nawet znacznie bardziej zaawansowanego technologicznie przeciwnika. Tak, niewątpliwie historia ta jest w paru miejscach celowo przerysowana, co jest dosyć typowym zabiegiem dla japońskich twórców. W ten sposób złagodzony i ukoloryzowany klimat jest sprawnie przygotowaną podstawą do przedstawienia o wiele bardziej dramatycznych wydarzeń, które są osią napędzającą całą akcję. A oś ta to nic innego jak starcie dwóch organizacji. Z jednej strony jest to USR (kolejna pozostałość po ideologii z poprzedniej epoki, wszak wystarczy dorzucić tylko jedno „S” pośrodku i sprawa się wnet rozjaśnia) czyli Undersea Silence Revolution, tajemnicza organizacja z admirałem Red na czele w swej supernowoczesnej łodzi UX, stawiająca sobie za punkt honoru wyeliminowanie jednostek przeciwnika. Przeciwnik natomiast, czyli PKN (Peace Keeping Navy), organizacja zrzeszająca 11 państw, robi „wszystko”, aby powstrzymać szaleńca, lecz z drugiej strony pewna siebie i pełna megalomanów przekonanych o swojej wielkości (tutaj ukłon w stronę Wuja Sama i jego supergadżetów) nie docenia przeciwnika i płaci za to najwyższą cenę. Z pewnością pozytywną stroną tej historii jest to, iż nie mamy doczynienia z typowym dla filmów amerykańskich „czarno-białym” schematyzmem. Nasze nastawienie do działań „demonicznego” admirała zmienia się natychmiast, gdy widzimy go – podobnie jak jego japońskiego, głównego przeciwnika – w domowych pieleszach, jakże innych od różowej sielanki pana Hayami, ale za to nie mniej wypełnionej rodzinną miłością, bynajmniej nie udawaną. Żona i trzy urocze córeczki admirała zawsze z utęsknieniem go oczekujące i z radością witające, jasno nam uzmysławiają, iż opowiedzenie się po jednej ze stron nie będzie takie proste. Ostatecznie oczywiście reżyser przechyla odrobinę szalę na korzyść strony światowo-japońskiej, bo wszak obecnie obowiązująca moralność wyklucza racje tych, którzy dochodzą swojej słuszności zabijając innych, a poza tym to jednak kapitan Hayami jest tu postacią spinającą wszystkie wątki i to jemu została przyznana rola bohatera. Nie zmienia to jednak faktu, że racja leży po obu stronach. Szkoda tylko, iż twórcy nie pokusili się o pokazanie tychże racji nieco dokładniej, choć z drugiej strony takie niedopowiedzenia są wręcz uwielbiane przez wielu fanów japońskiego kina animowanego i pobudzają do wszczynania poszukiwań oraz wysuwania różnorakich, często ekscytujących teorii. Jak już zostało wspomniane, „Submarine 707 R” nie jest pełną ekranizacją mangi, a jedynie przedstawieniem najbardziej kluczowych jej punktów, skrupulatnie wybranych przez scenarzystę i reżysera. Zostajemy niejako wrzuceni od razu w sam środek historii, bez zbędnych wyjaśnień, aby następne zostać z tego środka nagle wyciągniętym, bez zamykania wątków i udzielania ostatecznych odpowiedzi. Efekt? Ciekawa historia dla fanów militariów i filmów akcji z przesłaniem. Może dla osób wychowanych na kinie hollywoodzkim brzmi to dziwnie, ale dla japońskich twórców taka mieszanka jest czymś jak najbardziej normalnym i co zabawniejsze – lepiej strawnym, niż się na pierwszy rzut oka wydawać by mogło. Mimo, że opowieść ta wydaje się generalnie dosyć dramatyczną historią, ostatecznie taka nie jest. Jeśli dobrze się przyjrzeć pewnym elementom, jasne się staje, że twórcy tego filmu puszczają subtelne oczko do widza, bawiąc się pewnymi stereotypami na dobre zakorzenionymi w japońskiej (pop)kulturze. Wystarczy przyjrzeć się dowództwu PKN opanowanemu przez dobrze zbudowane dziewoje, obejrzeć pompatyczną prezentację sił wydelegowanych przez zrzeszone państwa, czy przyjrzeć się w paru krótkich scenach reakcji pierwszego oficera kapitana Hayami na widok jego wdzięcznej córeczki, aby całkowicie spuścić z tonu, mimo iż przedstawione tu wydarzenia nie należą do tych opowiadanych z uśmiechem przy zielonej herbatce i ryżowym ciasteczku. Gdzie zatem doszukiwać się przyjemności w oglądaniu tego anime? Odpowiedź jest prosta – właśnie w tych drobiazgach: zabawach konwencją, drobnych smaczkach, niedopowiedzeniach, doskonale wykonanych podwodnych animacjach 3D oraz w ciekawie pomyślanych scenach podmorskich pojedynków. Kapitan Hayami i jego napędzana silnikiem diesela łódź o niezwykle głębokiej nazwie Pstrykający Żółw – jeśli tylko jesteście fanami tego typu historii – na pewno wam ją zapewni.
O projekcie Anime Gate
W roku 2005 Vision Film Distribution podjęło decyzję o stworzeniu wielkiego działu japońskiej animacji (Anime Gate) i wprowadzeniu szerokiej oferty tego typu produkcji na polski rynek. Po przejrzeniu ofert największych i najlepszych producentów anime okazało się, że poziom i różnorodność japonskiej animacji pozostawia amerykańskich i europejskich producentów daleko w tyle. Nowa oferta Vision Film Distribution (Anime Gate) obejmować biedzie wszelkie działy anime – od produkcji dla dzieci począwszy, a na młodzieży i widzach dorosłych skończywszy. Będziemy mieli wielką przyjemność oddać w Wasze ręce grupę wyjątkowych produkcji filmowych rodem z Japonii, których niepowtarzalna estetyka zachwyca miliony miłośników japońskiej pop-kultury na całym świecie od wielu już lat. Produkcje te, znane powszechnie jako manga, lub też bardziej precyzyjnie jako anime, od dziesiątek lat trafiają również do Polski, choć w większości przypadków, szczególnie w przeszłości, nie były one u nas kojarzone z Krajem Kwitnącej Wiśni. Jednak nie trzeba specjalnie wytężać głowy, aby przypomnieć sobie tak niesamowicie zapadające w pamięci tytuły jak: „Załoga G”, „Pszczółka Maja”, „Czarodziejka z księżyca”, „Dragon Ball”, „Księżniczka Mononoke” i wiele, wiele innych. Japońska animacja charakteryzuje się między innymi ogromną różnorodnością. Niemal niewyobrażalną dla osób wychowanych w zachodnim kręgu kulturowym, przekonanym o zastosowaniu animacji przede wszystkim do produkcji dla dzieci, ewentualnie dla potrzeb kina familijnego. W japońskiej animacji nie ma takich ograniczeń, a jedyną granicą jest wyłącznie wyobraźnia twórców, która potrafi zadziwić nawet najbardziej wymagających miłośników filmu. Właściwie nie będzie przesadą, jeśli powiemy, że tutaj KAŻDY znajdzie coś dla siebie. Ujrzeć tu można produkcje dla dzieci (które bynajmniej nie są tu największą grupą odbiorców), młodzieży i dorosłych, dziewcząt i chłopców, kobiet i mężczyzn, uczniów i biznesmenów, sportowców i gospodyń domowych, miłośników fantastyki, komedii, opowieści kryminalnych, romantycznych historii i kina akcji. Trudno tu wymienić wszystko, choćby tylko ogólnie, gdyż jest to materiał na książkę sporej grubości. Wystarczy tylko powiedzieć, iż można znaleźć tu WSZYSTKO i jeszcze więcej, gdyż w japońskiej animacji istnieją gatunki i podgatunki, których daremnie szukać wszędzie indziej. Dlatego właśnie stworzyliśmy projekt Anime Gate, który ma za zadanie oddać w Państwa ręce bogactwo japońskiej animacji w całej swej okazałości i różnorodności. Proszę zapamiętać nasze logo, gdyż od teraz będzie ono wyznacznikiem tego, co najlepsze w japońskiej/światowej pop-kulturze. Nasza oferta będzie stale i obficie rozbudowywana i będziemy dokładać wszelkich starań, aby zaspokoić wszystkie gusta. Okazjonalnie postaramy się również rozszerzać naszą ofertę o japońskie produkcje aktorskie (często oparte na japońskich komiksach i animacjach), a także sięgać na inne rynki wschodnie, np. do takich krajów jak Korea czy Chiny, gdzie przemysł filmowy, w tym animowany, przeżywa swój rozkwit. Przede wszystkim jednak, będziemy Wam dostarczać najsmaczniejsze kąski z oferty japońskiego kina animowanego i możecie być pewni, że jeszcze nie raz Was zadziwimy.
Pobierz aplikację Filmwebu!
Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.