Kod był wpisany, bo terroryści wiedzieli, że akurat prezydent go nie poda i odpowiednio wcześniej uruchomili program, który miał go złamać - czyli program odszyfrowywał trzeci kod, a dwa pierwsze powiedzieli im pani sekretarz obrony i ten pierwszy gość --> wszystkich trzech komputer niby nie zdążyłby złamać, ale z jednym sobie poradził. Co jakiś czas był pokazywany ekran, gdzie widać było pojawiające się kolejne odszyfrowane znaki kodu.
Ale dla mnie jest dziwniejsze, że komputer nie poradził sobie z wszystkimi trzema kodami w ciągu paru minut - co za problem rozszyfrować 2 litery i 5 cyfr? To nie jest aż tak wiele kombinacji.

Co do tego przykrycia - przede wszystkim Kang (poszukiwany terrorysta, ale nieznany żadnym światowym agencjom z twarzy) pod fałszywym nazwiskiem dostał się (zapewne kilka lat wcześniej i powoli awansował na ich drabinie płac) do południowokoreańskiej ochrony rządu. A stamtąd już łatwo mu się było dostać do Białego Domu, jako szefowi ochrony premiera Korei Południowej.

No to teraz przynajmniej te dwie rzeczy stały się bardziej jasne ;)

Cieszę się, że mogłam pomóc :P

Ja za dziwno-śmieszną sytuację uznałem rozmowę prezydenta z ochroniarzem: "Nie martw się, Biały Dom był ubezpieczony", gdzie w tle mamy mnóstwo ciał poległych ;)

No nieźle ;) $$$