dorównuje on swym poziomem ostatniej szklanej pułapce, a nawet przebija go gloryfikując badziewie jakim tchnie ów film od samego początku. Wydawało mi się, że era zdradzania jakiś tam kodów za cenę życia jednostki już dawno minęła, ale nie, ta dam, 52 000 000 istnień ludzkich jest mniej warte od sekretarz stanu. A scena mnie dobijająca, to ta z prezydentem i przestrzelonym ciałem, jak do jasnej cholery miał pomóc przyklejony z jednej strony opatrunek, skoro kula opuściła ciało z drugiej strony zostawiając za sobą taką samą dziurę o ile nie większą. Szkoda gadać, jak macie iść na ten film, to lepiej zaproście dziewczynę, żonę, kumpla, koleżankę na dobre ciastko i kawę do kawiarni.