Nie spodziewałem się, że "Anthropoid" okaże się filmem aż tak dobrym. Reżysera, Seana Ellisa, kojarzyłem jedynie z przeciętnym thrillerem "Odbicie zła". Z kolei Cillian Murphy w głównej roli to też żadna gwarancja jakości, gdyż nieraz grywał w komercyjnych słabiznach. Dodatkowym utrudnieniem dla twórców filmu był fakt, iż w filmie opowiadającym o znanym wydarzeniu historycznym trudno widza zaskoczyć (chyba że tego najbardziej niedouczonego). Tymczasem film okazał sie znakomity, doskonale zagrany, a do tego właśnie całkiem zaskakujący.
Zacznijmy od zaskoczeń. Zamach na Heydricha, jednego z czołowych nazistów, "kata Pragi", to rzeczywiście fakt dobrze znany, jeden ze słynniejszych epizodów II wojny światowej, ale już przygotowania do niego to rozdział równie interesujący, ale znany znacznie mniej. Film trwa 2 godziny, scena zamachu to zaledwie parę minut, ale nie ma mowy, aby pozostały czas się dłużył. Tytułową operacje "Anthropoid" wyobrażałem sobie jako starannie przygotowaną i zaplanowaną, mniej więcej tak jak akowski zamach na Kutcherę. Tymczasem film pokazuje, jak wątłymi środkami dysponowali zamachowcy i jak wielką rolę ostatecznie odegrał przypadek.
Na prawie pół roku przed zamachem w Czechach ląduje dwóch spadochroniarzy. Początkowo nie mają żadnego rozpoznania ani wsparcia ze strony czeskiego podziemia. Są całkowicie uzależnieni od pomocy przypadkowych ludzi, którzy równie dobrze mogą pomóc jak zdradzić. Czeskie podziemie okazuje sie bardzo słabe, nieliczne, a do tego skłócone i inwigilowane. Gdyby nie granicząca z głupotą brawura Heydricha, podróżującego po okupowanym mieście kabrioletem, bez ochrony, zamach nie miałby prawa się powieść. Jednak determinacja Josefa Gabčika i Jana Kubiša doprowadziły do znanego z historii finału, tyle że za najwyższą możliwą cenę.
Realia okupowanej Pragi pokazane są w "Anthropoidzie" znakomicie. Tego oczekuje się obecnie od filmów wojennych. Seans ma oferować wiarygodną "podróż w czasie" i tak właśnie się dzieje. Ta brytyjsko-francusko-czeska produkcja pod względem sugestywności, staranności w oddaniu detali nie ustepuje znakomitej "Walkirii" czy "Upadkowi". Natomiast sama końcówka to już prawdziwy majstersztyk. Zamachowcy, wraz z kilkoma innymi bojownikami ukrywający się w krypcie praskiej cerkwi, zostają zdradzeni, otoczeni i zaatakowani przez przez oddziały SS i gestapo. Patos w kinie rzadko kiedy jest w pełni uzasadniony, ale tutaj mamy do czynienia właśnie z taką sytuacją, gdyż 18 czerwca 1942 roku Sobór Świętych Cyryla i Metodego w Pradze zmienił się w czeskie Termopile.
Więcej moich recenzji na stronie: http://nowerekomendacje.blogspot.com/