Nie jestem w stanie zrozumieć, jak można dać temu filmowi nominację w jakiejkolwiek
kategorii do jakiejkolwiek nagrody. Co więcej, dać mu rzekomo "prestiżową" nagrodę w
świecie filmowym jaką jest Złoty Glob, kiedy w tej samej kategorii nominowany był chociażby
Django... Chyba tylko za promowanie sukcesów amerykańskiej agencji wywiadowczej.
Jak film, który ma przewidywalną fabułę (nie znałam historii), drewnianych aktorów, sceny na
żenująco niskim poziomie (cała akcja na lotnisku była chyba jakimś filmowym żartem),
niedopracowany, pisany na kolanie scenariusz, może konkurować, a co dopiero wygrać z
majstersztykiem zaadoptowania westernu.
Bronią się jedynie drugoplanowe role, ale to niestety za mało. Plus za to, że dowiedziałam się
o tej historii i za to, że dzięki niemu przyzwyczajenie i swoista tradycja śledzenia Oskarów i
Złotych Globów nie jest już moja.
Niestety cała prawda. Historia, jeśli prawdziwa to prawdziwa, tutaj jest film i jest żenująco banalny. Praktycznie zero akcji, cały film do odgadnięcia w 5 minut -> problem, próba rozwiązania, bezlitosny rząd/prawo, postać-bohater działająca wbrew rozkazom, odznaczenie. Prosze, taki film to może 15 latek napisać. Poza Benem, w tym filmie nie ma kompletnie nic. Pare scen omawiania planu, kilka dzikusów wydzierających się w Iranie, wejście do samolotu i idiotyczny pościg za samolotem. 5/10 niech będzie od biedy.