Od 2004 roku i triumfu Władcy Pierścieni: Powrót Króla, Oscar za najlepszy film zawsze trafiał w niewłaściwe ręce. I ile kilka z tych wyróżnień dało się przemilczeć, to Operacja Argo przebiła wszystko. Za co Oscar za najlepszy film roku?? Za co Złote Globy??? Mamy tu do czynienia z e zwykłym filmem jakich tysiące, w którym główny bohater gra amerykańskiego Jamesa Bonda, z jedną tylko różnicą: ma zadanie z zupełnie innej kategorii.
W roli głównej występuje Producent i reżyser - Ben Affleck - i jak zawsze: drewniany, sztywny, przewidywalny, z tą samą twarzą. Gdyby był 2 dekady starszy, mawiano by już o nim, że jest gorszy od Stevena Seagala. Sam film niezły - trzyma w napięciu przez 2 godziny, sprawia, że czas leci szybciej. Czy więc za to jest wart Oscara?? Film jest przewidywalny do bólu. W każdej kolejnej scenie wiadomo, już co wydarzy się w następnej. Do tego dochodzi drewniany Ben Affleck. Film nie ma ani spektakularnego scenariusza, ani super oprawy technicznej. Montaż zasługuje na pochwały, scenariusz jest już tylko akceptowalny. Ten film to taki obiad w drogiej restauracji, złożony z nijakich dań. Z całym szacunkiem do Amerykanów: czy wy za każdym razem, kiedy nakręcicie film o udanej akcji swojego wojska czy wywiadu będziecie mu dawać Oscary?? Od tego filmu było kilkanaście lepszych, a jego wybór na film roku to tka jakby kilkanaście lat temu wygrał film "Armagedon", tylko dlatego, że w nim amerykanie są najlepsi. Scena finałowa miała jeden plus - trzymała w napięciu. Ale fakt, że nie znając fabuły tego filmu wcześniej z góry wiedziałem co za chwilę się wydarzy, że zdążą na ostatnią chwilę, że będą ich gonić po pasie startowym sprawia, że moja ocena tego filmu jest tak niska. NIe zasłużył nei tylko na żadnego Oscara czy Złotego Globa. Nie powinien otrzymać żadnej nominacji. Coś co jest przeciętne lub niezłe na to nie zasługuje. Jedyną nominacją na jaką ten film zasłużył jest Złota Malina dla najgorszego aktora pierwszoplanowego. Gdyby nie Affleck, dałbym 7. Daję 6.