Znowu, tak samo jak przy Dunkierce zmarnował świetny materiał na film. Taką potężną historię przedstawił w formie 3-godzinnej paplaniny z muzyką w tle. Jakbym jakiś dokument oglądał, a nie fabularny film stworzony za kupę szmalu. Ciekawe na co ta kasa poszła, no bo chyba nie na wybuch bomby, który można opisać znanym z polskiej klasyki literatury określeniem "buchnęło, zawrzało i zgasło". Najbardziej oczekiwana filmowa scena tego roku, miała to być ostateczna wygrana praktycznych efektów nad komputerowymi... Dobrze chociaż, że sceny poprzedzające wybuch to najlepszy fragment filmu.
Ale i tak jest to jeden z lepszych i ciekawszych nolanowskich tworów. Mogłoby być co prawda więcej o budowie bomby niż dramatu sądowego, ale jednak do zamknięcia historii tego człowieka ostatni akt był potrzebny, nawet jeśli się wydaje nudnym zapychaczem. Także biografia jest udana, szkoda, że w tak nieprzyjemnej formie. Na szczęście aktorzy odwalili tu kawał ciężkiej pracy i utrzymują nasze skupienie na postaciach. Mam nadzieję, że reżyser sowicie ich wynagrodził, bo to dzięki nim film nie stał się gigantyczną porażką.