*** TEKST ZAWIERA SPOILERY ***
Shyalaman robi się coraz słabszy z każdym kolejnym filmem. "The Village" w mojej ocenie wypadł już minimalnie na plus i jeśli pan Manoj Night szybko czegoś w swoim podejściu do robienia filmów nie zmieni, następnego mogę nie ujrzeć w kinie. Jest zaledwie o krok od popadnięcia we wtórność i autoplagiat - a jego zaskakujące zakończenia idzie przewidzieć coraz wcześniej.
No ale powoli. Od początku. Co mogłoby stanowić o potencjalnym sukcesie "The Village"? Więc po pierwsze, może klimat epoki? Ale takowego się wyczuć nie dało. Dialogi brzmiały sztucznością a aktorom chyba z trudem przychodziło się wczucie w nie. Nawet polskie tłumaczenie dobrej z reguły pani Gałązki-Salamon tym razem nie dało rady toporności oryginału. Scenografia była w porządku, ale sama scenografia nie wystarcza. Dwie czy trzy osoby poradziły sobie z wyzwaniem grania "udawanego XIX wieku". A tak właściwie - w jaki logiczny sposób (poza zaskakującym zakończeniem, oczywiście) można uzasadnić używanie archaicznego języka przez bohaterów? Przecież starszyzna znała swoje korzenie i tak, młodzi zaś nie wiedzieli jak brzmi język XXw. więc nie połapaliby się, że używają niewłaściwego. Nie przekonało mnie to zagranie.
Może więc groza? Ale momentów grozy było niewiele a i niektóre (nieskutecznie) próbowano zbudować coraz to tańszymi zagrywkami. Przykładem Lucius umykający tuż przed łapą stwora w progu domu. Jako-taki klimat niepokoju tworzył się tylko do chwili, gdy tatuś pokazał córce strój. Pościg Noah za Ivy nie budził już najmniejszych wrażeń. W porównaniu do emocji na "The Sixth Sense" czy choćby nawet "The Signs", "The Village" wypada kompletnie nijak.
Może więc zaskakujący pomysł? Który? Na oba wpadłem z półgodzinnym bodaj wyprzedzeniem, znając pomysły i zagrywki Shyalamana aż za dobrze. Chwila, gdy Ivy dotknęła kostiumu albo spotkała zastępcę szeryfa nie wywołały nawet uniesienia brwi. Napis "nie zdradzajcie znajomym zakończenia..." jest naprawdę cudnym przykładem przesadnej wiary w siebie.
Pozostaje więc opcja inteligentnego przekazu filmu, tak zwanego przesłania, czy też może drugiego dna. Historia o tym, co można poświęcić w imię wolności i o tym, czy istnieją społeczeństwa idealne, wolne od błędów poprzedników. Z tym, że ten temat był wałkowany już wiele razy a Shyalaman nie dodał do niego nic nowego od siebie. Koncepcja wioski w rezerwacie służyła chyba bardziej elementowi zaskoczenia niż zadumy, bo i niespecjalnie ją po ujawnieniu rozwinięto. Tytułów innych filmów o utopiach (tych małych i na pełną skalę) nie pamiętam w tej chwili wszystkich, ale mogę na życzenie zrobić krótką listę ;)
Dwie rzeczy ten film ratują. Pierwsza to naprawdę interesujące, budujące całość nastroju i niepewności zdjęcia. Drugie to aktorstwo Adriena Brody i Bryce Dallas Howard. Te trzy drobiazgi pozwoliły mi spędzić czas w kinie w miarę komfortowo. Reszta nie wybija się ponad przeciętność.