Obejrzałam ten film najpierw jako nastolatka, która nie oglądała żadnych strasznych filmów, ani thrillerów. Zapamiętałam, że bardzo się bałam, a po latach widzę, że raczej trzyma w napięciu, niż faktycznie straszy. Oczywiście mowa tu o potworkach, które przewijają się może trzy razy w ciągu całej fabuły.
O wiele straszniejsza jest starszyzna tytułowej osady, która uznała, że na pewno uda im się stworzyć świat wolny od zepsucia, bo przecież to miejskie życie doprowadzało do tragedii. Pomyśleli, że jeśli opłacą całą farsę, poprzysięgną nigdy nic nie mówić, nie wracać do miasta i dodatkowo nastraszą resztę mieszkańców, że dookoła żyją potwory, to stworzą jakąś idyllę, o której marzyli. Tyle że teraz mają na sumieniu kłamstwo wobec reszty społeczności.
W początkowej scenie widzimy pogrzeb chłopca. Dlaczego w jego przypadku nie zdecydowano się na złamanie zasad? Ponieważ nie umarł z powodu zbrodni, a choroby. Natomiast Lucius został dźgnięty przez współ-osadnika, co nieco zmienia postać rzeczy, wszak zbrodni miało nie być.
Dlaczego nikt ze starszyzny nie udał się do muru oddzielającego rezerwat od reszty świata? Bo złożyli przysięgę. Oni nie mogli tego zrobić, ponieważ ugrzęźli w swoich ideałach. Poza tym wystawiliby się na pokuszenie — możliwość powrotu do cywilizacji. Ale dzieci nie składały przysięgi. Każdy, kto jej nie złożył, mógł iść. Natomiast wybór Ivy był najkorzystniejszy — ten, kto nie widzi, ten nie przeczyta wielkiego napisu "WALKER" na boku auta lub mundurze ochroniarza. Kto by przeczytał, ten by się domyślił. Kto by zobaczył, zostałby wystawiony na pokuszenie. Ichniejszy styl bycia przypomina amiszów, z tym że amisze wiedzą o istnieniu dobrodziejstw cywilizacji, a mimo to odrzucają je. Nieświadome owieczki zamieszkujące osadę nie mają możliwości wybrania sobie innego życia.
Strach obleciał ludzi do tego stopnia, że nie mogą ustać na ściętym pniu plecami do lasu. Starszyzna owinęła sobie ich umysły wokół palca. W swojej nieomylności nie wzięli pod uwagę tego, że w ich planie jest jeszcze słabe ogniwo — chory psychicznie Noah, którego nikt nie kontrolował. Podobny motyw pojawia się w "Dziewczyna w czerwonej pelerynie", gdzie taki chory zostaje osądzony o czary. Tym samym jego zbrodnia staje się krwią na rękach starszyzny, która pozostaje uwiązana swoją przysięgą.
Jeśli ktoś zapiera się rękami i nogami, to nie zrozumie zasad panujących w tej enklawie, a które to zasady pchają Edwarda Walkera do znalezienia jakiegoś wytrycha przy jednoczesnym zachowaniu całej sprawy z rezerwatem w tajemnicy.
Potwory reprezentują łańcuch zaciśnięty na szyjach mieszkańców osady, a łańcuch trzyma starszyzna.
Tak, nieco rozciągnięty, może brak logiki w paru miejscach, ale nikt mi nie wmówi, że powyższe nie trzyma się kupy.