Nie wiem skąd urojenia o kinie feministycznym i że punkt widzenia kobiety jest tutaj prawdą objawioną. Jest dokładnie na odwrót. Ridley razem z główną bohaterką scena po scenie grają piosenkę: nigdy nie ufaj kobiecie.
Każda wersja pokazuje jedynie, jak bohater chciałby widzieć sam siebie, gdzie przemilcza i przekrzywia rzeczywistość na swoją korzyść. Okłamuje sam siebie. Co widać w pobocznych, pozornie nieistotnych detalach wersji pozostałych bohaterów.