i zawsze chętnie się po nie sięga. Ten klimat, emocje, bohaterowie, dialogi - po prostu widać, że Bogdanovich dostał od muz szansę na arcydzieło, i wykorzystał ją. Nie zrobił nic większego, ale nawet nie powinien. Ten jeden film zapewnia mu trwałe miejsce w historii kina, i co ważniejsze, w sercach widzów. Ja wrócę do niego jeszcze nie raz. Co tutaj mamy? Kawał życia, takiego jak jest słodko-gorzkiego, pełnego ideałów i marzeń, ale i rozczarowań, chwil uniesień i głębokiej samotności. Życie rani każdego inaczej, ale nie oszczędza nikogo, jakby "żyć" znaczyło "doznać" - odrobiny szczęścia i dwa razy tyle problemów. Ale to małe szczęście ma wystarczyć na te gorsze czasy. I większosci wystarcza... Mimo, że tak naprawdę najpiękniejsze są wspomnienia. "Płaczę... To ze stachu, że mogłoby się to nie zdarzyć" - mówi Ruth do Sonny'ego. To kwintesencja naszej egzystencji: przydarzać się innym, dać choć odrobinę z tego czym jesteśmy; dla niektórych będzie to jedyna chwila szczęścia.
Arcypiękne!