Bo ja mam dylemat między maczugą z kontenerowca a rozłożeniem skrzydeł Kaiju i wzbiciem się w
powietrze. Pierwsza to istna przemiana w spragnionego destrukcji dzieciucha na ten krótki moment,
a druga - mieszanka zachwytu z odrobiną grozy (ta muzyka!).
Generalnie najlepszą sceną jest bitwa w Hong Kongu, a to co wymieniłeś to jedne z najlepszych jej składowych.
Dodatkowo prolog ma świetne działające na wyobraźnię ujęcia z atakami Kaiju.
Nom, wrażenie już robi widok pierwszej, toporogłowej maszkary - wg Internetu należał do zaledwie trzeciej kategorii, a w tych krótkich ujęciach wydawał się być niewyobrażalnie wielki, z niepoliczalną liczbą łap.
I do tego jeszcze walka z Knifehead'em w morzu - coś pięknego.
Zabawne, bo najbardziej jednak podobały mi się walki ludzi, tj. Raleigh kontra Mako i Raleigh kontra Chuck Hansen :)
Przy walkach potworów rósł apetyt na więcej/mocniej/szybciej i dopiero Hong Kong sprostał w pełni zadaniu.
"Dopiero Hong Kong" ?
W filmie były zaledwie trzy poważne bitwy z potworami (w prologu, w Hong Kongu i przy portalu; potyczka przy Murze się nie liczy), więc to nie tak późno film osiągnął pełnię.
Może i bitwa o Hong Kong była najdłuższa i najbardziej efektowna, ta ostatnia też robi swoje. Co prawda trochę przesadzili z tym błyskawicznym rozpłataniem jednego potwora i wykończeniem drugiego bombą atomową (wszystko powinno odparować, łącznie z Kaiju 5 kategorii, a już na pewno ryby spadające w powstałym "bąblu" przestrzeni; a spadająca potem fala oceanu raczej zgniotłaby Jaegera), ale sama walka i jeszcze ta akcja rodem z "Dnia Niepodległości" ratuje całość.