Pamięć absolutna (Total Rekall) - 2012 - Len Wiseman
Z racji nudy i chęci odmóżdżenia po pracy, wybrałem się do kina. Wybór jakiś tam był, padło randomowo na Pamięć absolutną, gdyż był to IMAX i dzień premierowy dla tego filmu. Jako, że film operuje klimatami s-f, a dzień wcześniej oglądałem Prometeusza Ridleya Scotta, chętnie poszedłem brnąć dalej w klimaty s-f. Łolaboga! Cóż to za syf był.
Całość zaczyna się nieźle. Zmęczony życiem człek (Colin Farrell) idzie wgrać sobie ciekawe wspomnienia do swego mózgu, za pomocą urządzenia zwanego "rekall". Wgrywa sobie dane, jakoby w przeszłości był tajnym agentem, tylko nagle się okazuje, że faktycznie nim był. Następuje mu zwarcie w głowie i odkrywa szczątkowo swoją dawną świadomość. Żona Lori (Kate Beckinsale) okazuje się być jego strażniczką i po chwili zamierza go ukatrupić. Zagubiony główny bohater - Douglas Quaid, a może już raczej agent Hauser - zaczyna uciekać... no i tyle...
W filmie niby coś się ciągle dzieje, niby ciągle jest akcja, co nie przeszkadza na nim usnąć, co też uczyniła osoba, z którą ten film oglądałem. Sranie w banie. Collin goni po ekranie, a widz nie wie tak naprawdę za czym goni. Światu grozi katastrofa, Collinowi zadyszka, jego żona goni go przez cały, a ja dziwię się że biega, bo z twarzą odlaną z betonu, musi jej być ciężko.
A więc skoro poruszyłem temat Kate Beckinsale! Dramat. Ta kobieta przez cały film ma jeden wyraz twarzy. Ujęcia są z nią sztuczne i durne. Patos, który miał z nich bić, jest śmieszny, a jak po raz kolejny pojawia się na ekranie w "zajebistej" pozie, to widz może tylko parsknąć śmiechem.
Collin Farell gra całkiem nieźle. Zresztą mi się podobała jego gra w "Telefonie" i nawet jeżeli jest durniem, to w filmie wypada nieźle (na tle reszty). Kunsztu tutaj też nie ma.
W filmie dobrze wypada scena, kiedy Harry (Bokeem Woodbine) dyskutuje o śnie z parką głównych bohaterów i to jedyna dobra scena w filmie - w jakiś sposób zapadająca w pamięć. Przynajmniej do momenty, gdy nie padną słowa "Zabij ją". Potem można się już tylko śmiać.
Ogólnie rzecz biorąc fabuła jest durna i prosta, a to co można by w niej dobrze zrealizować też spartolono. Jestem bardzo wyrozumiały dla holiłód, ale ten film ogląda się i myśli człek kiedy może opuścić salę.
Teraz największy plus i jednocześnie minus tego filmu. Całość jest ZLEPKIEM wszystkiego, co już gdzieś widzieliśmy w filmach s-f i nie tylko. Świat slumsów i biedaków, to ten sam brudny, deszczowy świat, który był w Blade Runner. Są nawet 3 cycki! Yupi. Ten fragment filmu wypada najlepiej, ale cóż. To tylko fragment i to mały. Później znajdziemy pustkowia a'la Final Fantasy, armie maszerujące jak w Gwiezdnych Wojnach, budynki czy klimaty rodem z Matrixa, wierzowce mi przypominały Ghost in the Shell. Ogólnie rzecz biorąc wszytko już gdzieś było i zostało zlepione, wrzucone do jednego kotła i bez smaku wyciągnięte.
O muzyce się nie wypowiem, bo nie zwróciłem na nią większej uwagi. Ten film nie kazał przykuwać uwagi do czegokolwiek. Jak się raz czy dwa w nią wsłuchałem to śmierdziało to sztampą. Cóż Wam mogę rzec. Dawno nie widziałem tak niesmacznej, nienasyconej, pustej szmiry. Jeżeli ktoś ze chce ujrzeć piękny desing "blejdranerowski", to polecam trochę poczekać, aż film zejdzie z kin i obejrzeć na komputerku. Resztę już widzieliście tysiąc razy i szkoda tracić czas.
Jeszcze tylko mały akapit dla jednego aktora. W filmie pojawia się Bill Nighty. Jest to genialny aktor i dużym zaskoczeniem dla mnie był jego występ w tym filmie. Tak czy siak, jego rola od razu była jakaś taka smaczniejsza od całej reszty filmu. Dobrze zagrana, jeżeli miał tam co on zagrać. Aczkolwiek, ta rola byłą malutka i nie ma wpływu na beznadzieję tego filmu.
2/10 (za Billa Nighty'ego i "Blade Runner 2", nie jest 1)
Masz dużo racji.. aczkolwiek moim zdaniem jest to taki film w sam raz, żeby pójść na niego z dziewczyną albo żoną.. (no żoną to może lepiej nie :P )
Co do tego miasta rodem z Blade Runnera to miałem identyczne odczucie podczas oglądania i to mi się podobało :D
Ładna recenzja, też byłem wczoraj wieczorem i generalnie mam wrażenie zmarnowanych pieniędzy. Oczekiwałem trochę aktorów drugoplanowych bo gwiazdy były widoczne, ale widocznie na aktorów drugiego planu nie starczyło kasy a szkoda. Tak podsumowując jest to dobrze zrobiony zabieg marketingowy który na sławie Total Recall zarobi po prostu kasę firmują go w końcu 3 megagwiazdy.
Szkoda, bo pomysł ciekawy ale spartolony dokumentnie.