do genialnego oryginału mimo skopiowania niemal scena po scenie. Tylko, że problem polega na tym,
że ten film jest jakby wyprany z czegokolwiek, co przypominałoby rozrywkę. Wszystko wydaje się
przetworzone po raz n-ty (widać ślady również m.in. Equilibrium i Raportu mniejszości), humor jest
drętwy, postacie są nudne, aktorzy zagrali słabo lub na odpierdziel, a co nie zostało wzięte z
oryginału, jest po prostu... głupie (kolejka przez jądro Ziemi? serio?). A miało to być przecież
poważniejsze podejście do prozy Dicka. Parę niezłych akcji może było, ale i tak czuję się, jakbym
zjadł kotleta schabowego odgrzanego po paru miesiącach. Nie wiem, czemu daję aż 5, może dlatego,
że początek nie był najgorszy, może za rozmach produkcji, amoże dlatego, że udało mi się nie nudzić. W każdym razie mam nadzieję, że
Wiseman i Bomback już więcej nie spaprają żadnego klasyka (te same zj*by wcześniej zniszczyły
Szklaną pułapkę 4).
Ja też starałam się nie porównywać. "Pamięć.." z Arnoldem obejrzałam dopiero w tym roku i muszę powiedzieć, że mimo momentami smieszących efektów specjalnych cały film był dla mnie ciekawy, zrozumiały. Natomiast "pamięć ..." z 2012 mimo o wiele lepszych efektów specjalnych nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Wręcz irytowała mnie Kate jako Lori (Sharon była o niebo ciekawsza), Biel była nijaka, Colin momentami grał całkiem dobrze, ale to wszystko było dla mnie po prostu nijakie, nudne i kompletnie bez sensu. Wydawałoby się, że prawie 30 lat po klasyku możnaby zrobić arcydzieło, które wciśnie w hotel, gdzie tymczasem dla mnie to kolejne potwierdzenie, że efekty specjalne nie przesądzają o wartości i ciekawości obrazu. Nawet patrząc na nowszą "Pamięć ..." bez porównań mam wrażenie, że to faktycznie odgrzewany kotlet.