Grupa naukowców pracująca nad wehikułem czasu, postanawia przetestować swój prototyp wysyłając jednego z nich godzinę do przodu. Gdy wraca, informuje pozostałych, że jest wśród nich morderca, który w przeciągu godziny pozabija cały zespół.
Pozwolę sobie się nie zgodzić!
Film całkiem fajny, poprawny merytorycznie, tylko może trochę tanio zrobiony i ci aktorzy - też z nie najwyższej półki.
Obejrzałem w sumie przez przypadek zachęcony tytułem i nie żałuję :)
Jak na to, czego można było się spodziewać, to wyszło całkiem nieźle.
Denerwowało mnie to, że po raz kolejny, gdy w grę wchodzi paradoks, a tutaj dodatkowo mieli wiele nagrane, jak się zachowywali i co robili, że nikt na spokojnie nie potrafi podejść do tego tak, aby za wszelką cenę uniknąć zrobienia dokładnie tego samego. Z drugiej strony oczywiście na tym polega cały urok paradoksu ;)
Zakończenie fajne, że ta babka "triumfowała". Ten z okiem to irytował potwornie ;)
[ S P O I L E R Y ]
Tak, zakończenie najlepsze, bo cały film mylili widza, że to jakiś facet za tym wszystkim stoi: najpierw murzyn biznesmen, potem ten podróżnik w czasie, a na koniec . . . ooo.
To wszystko co piszesz, to faktycznie też dostrzegłem, ale mnie osobiście rozwalała głupota, czy chaos jaki wprowadzali ci niby pseudo naukowcy. Tak jak piszesz: zamiast spokojnie zastanowić się i zrobić coś przemyślanego lub najlepiej nic nie robić, to się rzucali jak ryby w sieci. Co byś zrobił widząc w przyszłości, że koledzy zginą w tym głównym pokoju i gdzieś na korytarzu? Bo ja bym ich zabrał do zupełnie innego pokoju i tam się zabarykadował.
No ale to w końcu paradoks, więc pewnie nie mogli zrobić nic innego, a nawet jakby zrobili, to pewnie i tak by to nic nie dało.
Z takich filmów polecam, parę dni temu oglądałem taniutki film z Kanady:
http://www.filmweb.pl/film/Migawka+z+przysz%C5%82o%C5%9Bci-2014-693605
bardzo miło się ogląda i jest o wiele lepszy od tego, choć bohaterowie też się masakrycznie miotają w swoich działaniach.
Też widziałem te Migawki :) Na Cinemaxie leciały. Całkiem niezły i fajne zakończenie, jak to pech sprawił, że kartka z ostrzeżeniem spadła i nie spełniła swojego zadania ;)
Wiesz, w tych filmach, jak Paradox i podobnych z grupką z ludzi czy to w takiej sytuacji, czy zamkniętych czy to na jakiejś stacji kosmicznej, czy w pomieszczeniu np dla eksperymentu itp., to ciągle powtarza się jedno, co oczywiście jest potrzebne, by dany film miał sens, ale jednak denerwuje, że prędzej, czy później zaczynają się kłócić i to przede wszystkim sprawia, że pojawiają się problemy. A "wystarczy" (dla kogoś ze spokojnym charakterem "wystarczy"), że zachowa się spokój i zda sprawę z tego, że to jest podstawa dla próby rozwiązania problemu, czy wręcz nie doprowadzenia do jakiejś tragedii.
A tu w Parodoxie od razu panika, chaos, wzajemnie oskarżenia, z jednej strony mieli podane na taśmie, co się stanie, ich zamiarem było badanie przeskoku w czasie, więc wydawałoby się , że paradoks nie powinien być dla nich zaskoczeniem, a tymczasem nie podeszli do tego w odpowiedni sposób, a wręcz w zły i najgorszy. Abstrahując od tego eksperymentu, aż trudno sobie wyobrazić, że ci ludzie mogliby ze sobą zgodnie współpracować na codzień.
Nie wiem czy znasz, jest fajny miniserial "Paradox" z 2009. 5 odcinków bodajże i szkoda, że się nie zdecydowali dalej.
Naukowiec, detektyw, grupka kilku osób, otrzymują zdjęcia z wydarzeń, które mają się zdarzyć następnego dnia i próbują im zapobiec. Pojawiają się oczywiście dylematy, czy np ich działania po części nie prowadzą do owych wydarzeń, czy może lepiej nic nie robić itd. Naprawdę fajnie zdobione.
A z takich naprawdę świetnych filmów z motywem paradoksu, to ostatnio "Przeznaczenie" (2014).
Pech, nie pech nie było kartki na szybie na zdjęciu, to i z szyby spadła :)
Film mi się bardzo podobał, ale śmieszyło mnie lub nawet denerwowało jak oni na siłę stawali na głowie, aby odtworzyć wszystko ze zdjęcia co do joty. Mnie od razu przyszło do głowy, że może powinni robić co zupełnie innego i przypadkowego a nie spinać się gumka w majtkach i pocić się jak wyjdą na zdjęciu. Ciekawe jak by się wtedy potoczyło i czy zdjęcie by takie wyszło?!
Niezły w tych "Migawkach" był właśnie paradoks czasu: przyszłość kreowała samą siebie, bo dostawali dane na zdjęciu np. obraz i na tej podstawie go malował, by potem aparat cyknął mu foto. Gonitwy też były z nicości, bo obstawiał psy ze zdjęcia, oglądał jak wygrywa a potem z tego zdjęcia jeszcze raz wpisywał na kartki i na szybę. Gdzie tu ich ingerencja? Nigdzie - paradoks. Niezłe . . .
I jeden i drugi film dokładnie to samo: chaos i brak współpracy, zero zrozumienia i ciągłe kłótnie. Tak jak piszesz: jak ci ludzie dogadywali się na co dzień? Może tylko w ekstremalnych sytuacjach skakali sobie do gardeł? Nie wiem, ale w tym "Paradoxie", to nie mam pojęcia jak oni zrobili tę maszynę? Chyba dostali gotowy projekt do wykonania.
Serialu nie widziałem, żałuję, jak mi się tylko gdzieś napatoczy na pewno zobaczę. Natomiast "Przeznaczenie" tak mnie zaciekawiłeś, że od razu znalazłem i zaraz po robocie sobie obejrzę.
Jak obejrzałem "Migawki" ktoś pisał, że wzorowali się na "Primerze" - też jest do obejrzenia. Mam taki tydzień z podróżami w czasie: już te dwie pozycje za mną, może do końca tygodnia dwie kolejne przede mną :D
Wiesz, w Migawkach było trochę absurdu, to co piszesz, to usilne staranie, aby odtworzyć zdjęcie. Ale próbuję to zrozumieć i wydaje się coś takiego, że to było na swój sposób atrakcyjne dla nich "czy damy radę zrobić tak samo" ;) A oni specjalnie nie byli zapracowani, więc ich życie zaczęło wypełniać gonienie przyszłości i chyba też jakaś obawa, że jak za którymś razem nie odwzorują, to nie wiadomo co się potem stanie.
W każdym razie dziewczyna sobie zasłużyła na taki koniec :)
Co do "Przeznaczenia", to przygotuj się na ponowne obejrzenie ;) Drugi raz daje większą frajdę :) Mnie się dopiero wtedy udało wszystko poskładać do kupy i przede wszystkim wyłapać niektóre niuanse, które siłą rzeczy bez świadomości, jak dokładnie trzeba oglądać, umykały :)
Paradoks, który tam zrobili, chyba przebija wszystkie.
A co do tego miniserialu, to trafiłem na niego, gdy miał premierę. Oglądając go nie było wtedy wiadome, że nie będzie miał kontynuacji. A ostatni odcinek robi "niestety" bardzo dobry cliffhanger i pozostawia w dużym niedosycie ;)
Jednakże jeśli podobały Ci się Migawki, to ten serial idzie z tym dalej i przede wszystkim, jak tamci chcieli odtworzyć, tak ci za wszelką cenę uniknąć i towarzyszył temu pośpiech, aż do ostatniej sekundy! :)
Jak uda Ci się gdzieś go wyszukać, to na pewno tych kilku odcinków nie będziesz żałował :)
Jest trochę tych filmów z takim motywem. Lubię takie, czy paradoksy, czy z elementem podróży w czasie, szczególnie gdy jest to potraktowane bardziej naukowo, aniżeli wiesz, takie zupełne fiction.
Wracając do niniejszego Paradoxu, pozytywne było, jak wyglądała ta maszyna, a nawet bardziej sam efekt, jaki towarzyszył podczas przeskoku. Także to, że w tym momencie ileś tak dzielnic traciło zasilanie, z uwagi na potrzebne do przeskoku. Choć to drugie, tak z punktu zupełnie naukowego i tak nieco śmieszne, gdyż niezbędna energia o jakiej się dywaguje do tego potrzebnej, to raczej więcej, niż pół miasta ;) Ale przynajmniej poruszyli to tutaj sprawiając wrażenie, że od bardziej naukowej strony mieliśmy to przedstawione.
Primera też widziałem, tylko z jakieś 10 lat temu i trochę zapomniałem, jak dokładnie tam było.
Wiesz, jak tak piszesz o tych powiedzmy "taniutkich" filmach, to mnie ostatnio wpadł w ręce "400 days".
Ocena 5 dobrze odaje, że średni, ale ma w sobie coś ciekawego :)
Ja osobiści polecam:
http://www.imdb.com/title/tt5640450/
wpadł mi własnie zaraz po Paradoxie :P
podobna tematyka (pętla czasowa) i jest dużo lepszy.
Dzięki za polecenie. Na pewno zobaczę :)
Jak się tak pozbiera, to trochę wychodzi takich filmów. Tyle tylko, że wiadomo, nie należą do tych najgłośniejszych i z najwyższej półki ;)
Obejrzałem i taki sobie. Spodziewałem się czegoś ciekawszego :P
"Paradox" trochę lepszy :), aczkolwiek na podobnym poziomie.
[Spoiler]
Głupią decyzję podjął na koniec. Skoro tysiące razy już to przerabiali, to powinien zdać sobie sprawę z tego, że już nieraz musiał dojść do podobnego pomysłu o wysłaniu sobie wskazówki ;) Z jednej strony, przez to, że zresetowanie łuku kasowało im pamięć, to oczywiście jest to jakimś usprawiedliwieniem, że miał prawo kolejny raz, który w ich odczuciu był pierwszym razem, podejść ambitnie do tego - z przekonaniem, że nagranie sobie wiadomości tym razem się sprawdzi. Tyle że z drugiej strony te tysiące wcześniejszych prób powinny dać wystarczająco do myślenia, że jest to naiwne, że tak samo naiwnie musiał już wcześniej myśleć i po prostu należy zniszczyć urządzenie :)
Cholera! Tak czułem, że napiszesz coś w między czasie i nie zdążę być pierwszy. Oczywiście, to nic złego i tak tylko żartuję, trochę żeby zagaić i zrobić wstęp, bo . . .
Oglądałem to "Przeznaczenie" i powiem Ci, że dawno nic mnie tak miło nie zaskoczyło! Film jest niesamowicie zagmatwany i rewelacyjny. Jestem Ci też bardzo wdzięczny za naprowadzenie mnie na niego, serial już namierzyłem i też w wolnej chwili będę oglądał.
Wracając do tego paradoksu w "Przeznaczeniu", to to jest coś o czym myślałem, ale jeszcze nie wiedziałem o tym tzn. po "Migawkach" dużo sobie rozmyślałem o takim zaplątaniu przyczynowo skutkowym w czasie, a tutaj . . . to jest podobnie jak w tych "Migawkach", tylko wyniesione na zupełnie inny poziom, paradoks prawie doskonały! Niewiarygodne! Super. Dalej jestem pod mocnym wrażeniem i wyłapałem sedno za pierwszym razem, ale jak polecasz, zobaczę go sobie jeszcze raz za parę dni jak trochę ochłonę, bo na razie za dużo o tym myślę. Ale mi zasadziłeś ćwieka ;) Ciągle mi się przypomina i nie daje mi spokoju!
Co do tanich filmów, to ogólnie to kupa i dziadostwo, ale . . . i tu, no właśnie, są wyjątki i trafiają się ciekawostki, a wśród ciekawostek - perełki. I właśnie dlatego lubię oglądać tanie filmy i się nie zrażam jak większość, jestem takim poszukiwaczem pereł wśród gnoju, lub jak się to ładniej mawia: igły w stogu siana ;)
Całkiem niedawno wyłapałem coś, co mocno mnie oczarowało:
http://www.filmweb.pl/film/Synchronicity-2015-648267
Niesamowity klimat w filmie, dźwięki i muzyka przywodzą na myśl "Łowcę androidów". Gorąco polecam, choć sama fabuła słabsza od formy, jednak nie jakaś tragiczna, merytorycznie dobra a odbiór wizualno-słuchowy filmu - bajka! Jak na skromniutki budżet, który widać gołym okiem to rewelacja. Bardzo miły film, warto zobaczyć. I właśnie jest to doskonały przykład "bardzo dobrej taniości"!
"400 days" zobaczę też, bo skoro polecasz, to znaczy, że warto. Poszukam, zobaczę. Teraz mam na tapecie (w kolejce) "Primer", zaraz potem serial od Ciebie. Potem jeszcze raz "Przeznaczenie" i wtedy pójdę dalej. Jeszcze coś o "Arq" słyszałem, też pewnie zerknę.
Wielkie dzięki jeszcze raz i pozdrawiam.
Na mnie "Przeznaczenie" zrobił takie wrażenie, że w sumie już kilkanaście razy go widziałem :)
"Synchronicity" już czeka na obejrzenie. Przyznam, że jestem bardzo ciekaw, co to jest. Jak to wszystko co opisujesz, nadrobi fabułę, to wystarczy :) Jest trochę bardzo fajnych filmów, gdzie właśnie najbardziej chodzi o fajny klimat.
Wśród tych "tanich" tytułów, granica między naprawdę tanizną, a czymś co ma jakiś element, który sprawia, że się czuje, że "szkoda, że pewnie tak mało osób go obejrzy " jest cienka. Ale gdy się trafi na taki, to on czasem potrafi być bardziej w pamięci od tych wiesz hiciorów ;)
Ja generalnie mało rzeczy oglądam. Ale teraz akurat mam taki okres, że mnie ciągnie do trafienia na coś fajnego :)
Miałem taki jeden film ze dwa lata temu, nie miałem jak się zebrać i niby doskonale wiedziałem co jest w "środku" (człowiek się dawno temu na tym wychował), więc brakowało motywacji. W końcu się zabrałem i z takich must watch'ów, to całkiem niedawno obejrzałem:
http://www.filmweb.pl/film/Metallica%3A+Through+the+Never-2013-678631
i w ciągu ostatniego miesiąca oglądałem go z 5 razy. No, ale to inna kategoria, inna para kaloszy i inny gatunek, więc się słabo liczy.
Tobie się może niekoniecznie podobać i zapewne nie wszystkim będzie, taka specyfika gatunku.
Drugi:
http://www.filmweb.pl/Zabojstwo.Jesseego.Jamesa.Przez.Tchorzliwego.Roberta.Forda
Jak leciał w kinach jakoś nie mogłem się zebrać, choć bardzo chciałem, a potem z kin wyszedł, a i ja o nim zapomniałem. Ale w zeszłym roku w styczniu jakoś leciał w tv, więc sobie nagrałem i w końcu się udało! Wrażenie: niesamowite. Film, choć fabuła ogólnie dostępna i znana, przewidywalny niby, lecz potrafił zaskoczyć. Najbardziej nieziemskim klimatem zdjęć, realizmem oddania połowy XIX wieku i . . . muzyką! Jakaś taka aura bije przy nim z ekranu, że widz (przynajmniej ja) siedzi przy nim jak zaczarowany. Całość robi tak fenomenalne wrażenie, że dopiero po roku przeszły mi wielkie wyrzuty sumienia, że nie ruszyłem zadka do kina wtedy, tak jak chciałem i powinienem był to zrobić.
"Synchronicity" jest nawet ciekawe, nie ma takich suspensów jak ten film od Ciebie, fabuła jest dosyć prosta i jasna, jest tani, ale właśnie czaruje czymś takim trudnym do opisania. Ścieżka dźwiękowa, muzyka, efekty w połączeniu ze zdjęciami dają bardzo miłe poczucie zadowolenia nim, porównywalny klimatem do właśnie "Łowcy androidów", choć zupełnie niby inny. Zobaczymy co o nim powiesz.
Osobiście uwielbiam filmy o podróżach w czasie i to chyba mój ulubiony gatunek, bo filmy akcji, to ile można. Przez "Wehikuł czasu", "Terminatora", "12 małp" czy "Donnie Darko" po właśnie mniej znane i tańsze w produkcji i odbiorze, lecz wielokrotnie lepsze od napompowanych milionami dolarów kiczami ze Świętego Lasu ;), takie małe perełki. Granica faktycznie jest ledwie zauważalna jak np. w przypadku legendarnego już "Cube'a". Trudno powiedzieć co zdecydowało, że film stał się hitem, bo i forma i sama fabuła niby nic wielkiego ani specjalnego. A jednak!
Te, omawiane tu przez nas, raczej nie podzielą losu "Cube'a" i nie zyskają ani takiej sławy, czy rozgłosu, ale koneserzy je docenią. Tzn. my. Tak nieskromnie trochę, ale co tam.
Ja mam, pewnie jak każdy, dużo codziennie na głowie, ale podjąłem ze dwa lata temu silne postanowienie oglądać z jeden film dziennie. Na samym początku niezbyt mi to szło, ale jakoś wystartowałem na poważnie tak chyba zeszłej jesieni i staję na głowie, aby realizować plan i wyrabiać normę. Nie zawsze się to udaje i raczej nie mam potem możliwości, ani szansy na "odpracowanie" zaległości, ale staram się mocno! Z telewizji wyłapuję jakieś rzadkie rzeczy, a z sieci łowię, to co tam akurat jest.
PZDR.
Obejrzałem "Synchronicity" i mam więcej, niż "bardzo miłe poczucie zadowolenia nim" :) Kurcze, nie spodziewałem się po pierwszych minutach, że zakończę oglądanie z wrażeniem "kurde, naprawdę mi się spodobał! Ja to muszę jeszcze co najmniej kilka razy zobaczyć" :) Bije Paradoxa i ARQ !, a ta czarna plamka z pomarańczową otoczką, co przypomina oko, od razu na myśl przychodził mi "I Origins" (2014). Nie wiem, czy znasz, jak nie, to wart obejrzenia :)
Wracając do "Synchronicity" i abstrahując, że w tematyce, jaką bardzo lubię, to nie ukrywam, że bardzo podobał mi się wątek ich znajomości. Pomijając bez pomijania, że Abby chwytała za oko (piękna aktorka), to ten film nawet sprowadziłbym do miana tragicznej miłości z przeskokiem w czasie do równoległego świata w tle ;)
Muzyka, tak jak pisałeś, nadawała świetny klimat i powiem Ci, bo zauważyłem, że często nawiązujesz do tego, dla mnie ścieżka dźwiękowa jest jednym ze zdecydowanie najważniejszych elementów, może zabić nawet ciekawy film, a może średni wynieść na wyższy poziom. Ach muzyka w filmach, to jest osobny temat. Jak myślę o niektórych tytułach, to często przede wszystkim muzykę mam w głowie :) Dobra ścieżka to jest po prostu nierozłączny element.
Powiem Ci, że o ile staram się precyzyjnie nie określać, co najbardziej lubię, to bez wątpienia filmy o podróżach w czasie są u mnie w ścisłej czołówce :) Wymieniłeś film 12 małp. Ja ostatnio oglądałem ten serial i jestem nim zachwycony :)
Po tym wszystkim, co napisałeś, coś czuję, że mielibyśmy sporo do popisania ;)
pozdro
Nie no, obejrzałem już drugi raz i jestem pod dużym wrażeniem! , a szczególnie ostatnich kilku minut :) Genialnie zrobione i ta muzyka :) Niesamowita końcówka ! :)
Powiedz mi, czy dobrze rozumuję, że w tej ostatniej rzeczywistości nie powinien umrzeć z uwagi na to, że alternatywny on, ten oryginalny dla tego świata równoległego, zginął w wybuchu? :)
Tak odczytuję to zakończenie :)
Co by nie mówić, Abby postępowała trochę egoistycznie, gdyż wiedząc do czego zaprowadzą jej działania (pojawienie się w laboratorium, wzbudzenie zazdrości, złamanie serca), mogła tego nie zrobić.
Swoją drogą, nawiązując do tego, że w hotelu odkrył, że już wcześniej jeden umarł, to jakby nie mówić, gdy raz się zapoczątkuje nazwijmy to jakąś pętle w czasie, to ona będzie się powtarzać, tu powiedzmy tylko z taką różnica, że dotyczy skakania w świat równoległy, niż typowy paradoks.
Ciekawi mnie, co z tym jej dzienniczkiem? tzn na jakiej zasadzie on powstawał :)
Kurde dzięki wielkie za ten film !!! :)
To jest niesamowite, że poleciliśmy sobie nawzajem tytuły, które nas tak zachwyciły. Trzeci raz już go oglądam i nie mogę przestać o nim myśleć. Teraz dopiero załapałem, o co chodziło Abby. Decydując się na przyjście do laboratorium, tak aby Jim pod jej wpływem "skoczył", liczyła, że dzięki temu ten "drugi" przeżyje :)
Ten film świetnie łączy sytuacje tragiczną i optymistyczną. Tę drugą oczywiście za sprawą nieskończonych możliwości :) W tym świecie im się nie udało, ale w innym (ten ostatni) wygląda, że będą mieli szansę :)
Nie wiem, czy znasz, jest fajna animacja, tłumacząca 10 wymiarów.
Wpisz w youtubie "wyobrażenie 10 wymiarów"
Bardzo się cieszę, że film Ci się podobał, specjalnie aby móc lepiej z Tobą porozmawiać o nim, obejrzałem go sobie przed chwilą. Mogłem się w pewien sposób odwdzięczyć/zrewanżować, ale . . . zastanawiam się czy oglądaliśmy ten sam film. Taki żart oczywiście. Na serio uważasz, że w filmie są te wspominane często alternatywne wszechświaty, czy wszechświaty równoległe? Ten film jest naprawdę dosyć prosty i moim zdanie gadali tak dla zmyłki tzn. oni się mylili (bohaterowie), bo w filmie jest zwykła pętla czasowa i nie ma żadnych alternatyw. W osławionym "Powrocie do przyszłości" były właśnie równoległe wszechświaty tworzone przez skoki w czasie, ale tak jak film jest śmieszną bajką, a nie poważnym dziełem, tak i alternatywne rzeczywistości średnio mi się widzą jako możliwe do istnienia. Piszesz, że widziałeś już 3 razy, więc nie będę Cię męczył i prosił abyś sobie obejrzał jeszcze raz, ale według mnie powinieneś przeanalizować samą końcówkę - tak 20-25 ostatnich minut, bo tam się wszystko wyjaśnia. Tzn. dla mnie to było jasne od samego początku, bo jestem fanem pętli i od razu ją dostrzegłem, ale pewne uporządkowanie faktów pozwoli wyjaśnić co się tam działo. Jeśli chcesz, to mogę Ci wyłuszczyć moją wersję, ale może lepiej spróbuj sam. Na bank nie ma równoległości.
Zupełnie tak samo jak w naszych „Migawkach”, „Paradoksie” (2016) i „Przeznaczeniu” jest prosta jedna linia czasowa. Równoległość pojawiała się w takim np. „Efekcie motyla” - wiele możliwości, kolejne alternatywy, a tu . . . nie.
Widziałeś „Jacket” tzw. „Obłęd”?
Co do „I Origins” to widziałem – bardzo fajny, też się naudzielałem na forum po jego projekcji. I też mnie nieźle zmęczył ;)
Widzę, że Tobie również przypadł do gustu, mnie bardzo wkręciła muzyka i klimat oderwany od rzeczywistości. Tzn. film jest SF, ale raczej nie w przyszłości, bo wszystko czyli całe otoczenie w filmie jest dosyć współczesne, ale ta właśnie otoczka daje poczucie, że film toczy się nie wiadomo gdzie i nie wiadomo kiedy. Coś niesamowitego! Dla mnie rewelacja i cieszę się, że podzielasz zdanie. A z tego co widzę podzielasz je dosyć mocno ;)
Abby, czy Brianne, jest faktycznie jakaś elektryzująca, przynajmniej tutaj, bo widziałem kilka innych filmów z nią i jakoś specjalnie nie wpadła mi w oko, ale tutaj . . . to co innego. Dziewczyna czaruje faceta, choć nie jest to typ modelki ani jakiejś seksbomby. Osobiście, może nie jestem bardzo oryginalny, bo one są też popularnymi obiektami westchnień facetów i są mocno znane, jestem od dawna zauroczony i oglądam filmy prawie tylko ze względu na nie tzn. takie moje trio: Emily Blunt, Jessica Chastain i Naomi Watts. Raczej w takiej kolejności. Kiedyś jeszcze były Charlize Theron, Jessica Alba, Jessica Biel - czyli same blondynki, które nota bene wolą faceci :)
Muzyka w filmie jet dla mnie bardzo ważna, o ile jest, bo są filmy gdzie jej nie ma i to dodaje klimatu. Ale film taki "muzyczny" to coś pięknego, takie klasyki jak "Łowca androidów", "Braveheart", "Titanic", spaghetti seria S.Leone z Eastwoodem z muzą Morricone, ogólnie to Horner, Zimmer, mistrzunio Morricone i Vangelis. Te filmy znam lepiej od strony muzycznej niż filmowej tzn. ścieżka dźwiękowa jest mi znana na pamięć, a fabuła zwykle trochę umyka. Nawet taki "Predator" miał rewelacyjne udźwiękowienie, z nowych to "Incepcja", "Sherlock Holmes", że nie wspomnę już nic o "Artyście". „Zakazane imperium” (serial HBO) też przechorowałem od strony audio – męczyło mnie ze dwa lata i w kółko słuchałem OST!
Gorzej to mnie chyba tylko muzyka z Mafii (gry) męczyła. Jak była jedynka, gdzieś 2002-2003, to wyodrębniłem z płyty audio, zgrałem na kasetę i męczyłem wiele lat aż do . . . 2010 kiedy wszedłem, dzięki mułowi, w posiadanie Mafii2 i zaraz musiałem mieć ścieżkę dźwiękową! Też mnie katowała dobrych kilka lat, teraz czasami jak mnie napadnie, to jeszcze sobie słucham.
"12 małp" to głównie miałem na myśli film, bo serial zacząłem i nie skończyłem, bo raz mnie trochę rozczarował, bo wysoko mu poprzeczkę zawiesiłem, a dwa miałem różne przeciwności losowe i już nie wróciłem do niego. A Film to istna bajka, jak dla mnie.
Piszesz, że jeden skoczył a drugi coś tam i, że Abby to chciała drugiego ocalić i w ogóle . . . to był jeden koleś! Tylko w różnych czasach, jak Van Damme w „Strażniku czasu”! Napisz jak chcesz koniecznie wiedzieć (mój punkt widzenia), to coś Ci smutnego tu wpiszę.
Bajo.
A więc tak, na pewno Twoje stwierdzenie daje mi do myślenia, co do tego, co tam faktycznie jest - czy "zwykła" pętla, czy wkraczająca w światy równoległe. Znam te wszystkie filmy, co wymieniasz: Jacket, Powroty, Efekty i szczerze mówiąc, jakby zebrać wszystkie tytuły, to chyba bym się przeraził, że już o niektórych człowiek zapomniał ;)
Ale wracając do Synchronicity. Na pewno z jednej strony chciałbym, aby chodziło o światy równolegle. Byłoby to coś ciekawszego. Jednakże mimo, że podświadomie trochę może nie tyle chcę optować za tym, co chciałbym dowodzić tego, to generalnie na końcu zawsze chodzi mi o dojście do tego, jak jest faktycznie i jestem całkowicie otwarty na Twoje wyjaśnienie :) Masz na pewno rację, że choć jest, tak jak piszesz, że film w sumie prosty, to rację masz też w tym, że trzeba dokładnie obejrzeć te ostatnie pół godziny.
Dwie rzeczy mnie zastanawiają. Jest ich więcej, ale na tę chwilę dwie. Patrzę co mogłoby przemawiać za "zwykłą" pętlą. Wydaje mi się, że choćby ten jeden martwy Jim na hotelowym łóżku. To by wskazywało, że to już się odbyło, to co widzieliśmy od początku filmu było kolejnym skokiem itd. Z drugiej strony analizując ten jeden fakt, pojawia się pytanie i na swój sposób problem. Choć z jednej strony wydaje się oczywiste, że ową pętlę, już nie tylko tę, ale ogólnie jakąkolwiek musiało coś kiedyś zapoczątkować, musiał być ten premierowy skok, to dając się wciągnąć w myślenie paradoksowe, a co za tym idzie w towarzyszące temu pytanie, co było pierwsze "jajko, czy kura?", to na dobrą sprawę takie pętle, nie powinny mieć początku, skoro w założeniu taka pętla ma nie mieć końca z uwagi na to, że znaczenie końca i początku się zaciera, przez fakt, co było pierwsze i co wynikło z czego. Z jednej strony w tej sytuacji, jako pierwsze wydaje się stworzenie maszyny do podróży w czasie, gdyż bez niej nie byłoby ich - tych podróży. Z drugiej jednak strony, gdy owemu stworzeniu i przetestowaniu maszyny towarzyszy od razu powrót w czasie Jima, który aby powrócić musiał w swojej teraźniejszości skoczyć w przeszłość przy udziale także maszyny do podróży, to pytanie, kiedy pierwszy raz ona powstała? Gdy spojrzymy z perspektywy tego "drugiego" Jima, to on odbył podróż w przeszłość. Staje się jasnym, że takie pętle w ogóle nie mają prawa mieć miejsca. Ale to ostatnie mówię w tym momencie także abstrahując nieco od filmu. Natomiast próbując wyjaśnić pętlę, którą mamy tutaj i jednocześnie dać odpowiedź, czy jest tam faktycznie ta prosta pętla, czy może jednak, jakby to nazwać - "spirala" po światach równoległych, to przyjmując, że pętla w tej samej linii czasowej nie ma prawa mieć początku, ani końca, to miasto, w którym się znajdują powinno być zalane trupami Jima, a nie tylko jednym w tym hotelu. Oczywiście, gdzie indziej może leżeć kolejny martwy Jim, gdzie indziej jeszcze kolejny itd. Tyle że, w konsekwencji powinno ich być nieskończenie wiele, tyle co nieskończenie wiele pętli.
Gdyby pomyśleć o tej jednej linii czasu, jak właśnie o linii, na której czas nie ma początku, ani końca, nie ma przeszłości, ani teraźniejszości, ani przyszłości, wszystko już się wydarzyło, a reszta zależy jedynie od tego, który punkt w czasie w danej chwili obserwujemy, to na dobrą sprawę po jednej pętli, "obu" tych Jimów, jeden przyjmijmy z poniedziałku, a drugi z soboty (ten, który skoczył 5 dni w tył), powinno nie żyć. Bo skoro w hotelu już znaleźliśmy jednego martwego Jima, to już nie powinien mieć kto skoczyć w tył. Z drugiej strony powiesz, że na tym właśnie polega pętla, że "jeden" wraca, i za 5 dni znowu wraca, i potem znowu wraca, i znowu, ciągle ten sam w pętli. To na pierwszy rzut oka wydaje się sensowne. Ale skoro chcemy mówić o jednej linii czasu, to można wyobrazić to sobie, jak malowanie kółka w tym samym miejscu, gdzie za każdym kolejnym razem tworzysz kolejną warstwę farby, jedno kółko nadpisujesz drugim, drugie trzecim itd. To pierwsze, ani drugie nie znika, nie zostaje wykasowane, tylko ciągle je nadpisujesz, ale cały czas je masz w tym samym miejscu. Odnosząc się do naszej filmowej pętli, za każdym kolejnym "kółkiem" powinien przybywać nowy trup i to teoretycznie w tym samym miejscu. Ale przyjmijmy, że jak Jim zobaczył, że już raz umarł na tym łóżku hotelowym, to wybrał inne, gdyż w tym momencie dokonanie takiego samego wyboru stało się fizycznie niemożliwe, aczkolwiek mógł się położyć na nim, a na nim "kolejny" Jim, i "kolejny," i rosłaby nam góra Jimów. Albo za każdym razem mógł zakopywać zwłoki "poprzednika". Tyle że musiałby w innym miejscu z uwagi na zajętość wcześniejszego. I tak za każdym razem musiałby coś zmieniać, aż by zabrakło na planecie miejsca na kolejne trupy Jima ;)
Mówiąc jednak poważnie, gdy zaczniemy analizować możliwość występowania pętli w obrębie tej samej linii czasu, to prędzej, czy później, wyobrażając sobie różne/kolejne możliwości, to różne fizyczne działania teoretycznie mogłyby uniemożliwić jej trwanie w nieskończoność, bez względu na podjęcie przez "kolejnego" Jima jakiejś innej decyzji, której teoretycznie i tak nie mógł podjąć przyjmując, że to wszystko już miało miejsce i jedynie obracał się w pętli.
Zmierzam do tego, trochę powiedzmy odchodząc i nie odchodząc od samego filmu, że dla mnie jako tako, pętle w tym samym świecie nie mogą występować, a przynajmniej próba logicznego ich zrozumienia uniemożliwia ich występowanie.
Problem natomiast rozwiązuje się, gdy wprowadzamy światy równoległe. Znika wtedy problem paradoksów. Nie stanowi nawet problemu stwierdzenie, że mamy wolną wolę i zawsze moglibyśmy podjąć inną decyzję, bo wystarczy przyjąć, że tych światów równoległych jest nieskończenie wiele, jak i tych decyzji, które moglibyśmy podjąć :)
Trochę jednak odchodząc od samego filmu, ale próbując to przenieść na niego, to właśnie widzę w nim jednak światy równoległe. Za tym przemawia ta druga rzecz, o której pisałem, że wspomnę. Chodzi o ostatnią scenę, jak Abby mówi o tym fizyku, który zginął podczas wybuchu. Ja to odczytuję, jako stwierdzenie tego, co miało miejsce właśnie w tej linii czasu. W tej naszej podstawowej, którą mieliśmy przez większość filmu, eksperyment się udał. W linii czasu, którą mamy w ostatniej scenie, podczas testowania maszyny, on zginął, jako właśnie przy okazji pokazanie, jest jest nieskończenie wiele możliwości tego, jak się wszystko może potoczyć. Pojawia się na pierwszy rzut oka jedna nieścisłość, jak ten Jim się znalazł w tym świecie równoległym, skoro temu oryginalnemu fizykowi (czyli jakby nie było jemu), eksperyment się nie udał? Jednakże prosto wyjaśnić może to to, że wcale nie potrzeba, aby tunel czasoprzestrzenny musiał być otwarty z dwóch stron osobno, tak jak to przyjęli w filmie. Jak dla mnie ten "ostatni" Jim, którego widzimy, skoczył do świata równoległego, a zastanawiając się nad tym, co mogłoby mu się stać, to przyjmując myślenie przedstawione w filmie, wygląda na to, że nie powinien umrzeć, spokojnie powinien przeżyć, związek z Abby ma szansę na długie istnienie z uwagi na to, że "oryginalnego" Jima już nie ma w tej linii czasu (zginął).
Jestem ciekaw Twojej interpretacji. Moja jest właśnie taka :)
Może gdybym jeszcze pomyślał dłużej nad tym, to bardziej bym ją doprecyzował, czy jakoś składniej ujął, ale generalnie myślę, że rozumiesz sens, czyli że skłaniam się do wersji o światach równoległych i ową pętlę odczytuję jako swoistą "spiralę", której kolejny okrąg jest wkraczaniem na kolejny świat równoległy :)
I nawet powiem Ci, że już zostawiając na boku i ten film i wszystkie inne, a próbując rozważać nad tym zagadnieniem, czy są możliwe podróże w czasie itd., to skłaniam się do teorii o istnieniu nieskończenie wielu światów równoległych. I w zależności jaką wtedy przyjmiemy koncepcję na temat czasu, czy istnieje, czy nie, to albo dokonując przeniesienia, na bieżąco tworzylibyśmy alternatywną linię wydarzeń, albo po prostu wpisywalibyśmy się w jedną z tych nieskończenie wielu możliwich, które już istnieją i miały miejsce - przyjmując, że każda wersja naszej przyszłości jest już zapisana, a jedynie od naszej decyzji w danej i każdej kolejnej chwili zależy to, która będzie miała miejsce. To jednocześnie daje też odpowiedź na to, czy jesteśmy, jakby to ująć - bezradni wobec nieuniknionego przeznaczenia?
Odpowiedź jest taka, że choć nasza przyszłość może być już zapisana i mogła mieć już miejsce, a czas jako taki nie istnieje, to od nas zależy, czy dzisiaj pójdę do kina, a jak tak, to którą drogą, albo pojadę samochodem, albo w ogóle nie pójdę do kina, bo zdecyduję się jednak na koncert :) I później by się okazało, że w kinie był wybuch i bym zginął, a na koncercie świetnie się bawiłem, poznałem przyszłą żonę i dożyliśmy potem późnej starości.
Jakkolwiek nie dawałoby to poczucia, że cokolwiek byśmy nie zdecydowali, to i tak zmierzamy w kierunku przeznaczenia, to od nas zależy, w kierunku jakiego przeznaczenia będziemy zmierzać, gdyż jest ich nieskończenie wiele, jak i decyzji, które co chwila możemy podjąć. W konsekwencji więc to od nas zależy co się stanie, jakkolwiek i tak co byśmy nie zdecydowali już się stało :) Tyle że może wyniknąć z tego albo coś złego albo dobrego, a w myśleniu o przyszłości o to właśnie chodzi :)
Powiem tak, że mimo iż jeszcze nie napisałeś tego, jak sam dokładnie to widzisz, to już z tego, co do tej pory napisałeś rozumiem Twoje myślenie. Jakby nie było musimy sobie zdawać sprawę z tego, że nie mówimy tu o tym, że ziemia jest okrągła, tylko niestety o czymś nieudowodnionym, co istnieje przynajmniej na razie w sferze teoretycznych rozważań. Do jakich wersji nie bylibyśmy przekonani, to próbujemy logicznie tłumaczyć coś, co na tę chwilę wymyka się spod logicznego myślenia, jak choćby paradoks, który po prostu zabija klina. Już sam fakt, że wszechświat miałby istnieć nieskończenie długo jest nie do ogarnięcia. Bo nawet przyjmując, za czym się opowiadam, że Wielki Wybuch dał początek temu, co nazywamy znanym nam wszechświatem, to zawsze pojawi się pytanie, co było wcześniej? Wbrew zgrabnemu tego nazywaniu, nie ma bowiem czegoś takiego jak "nic", w takim pojęciu, jakim rozumiemy "nic", że nic nie ma i według teorii z tego niczego miałoby wszystko powstać. Takie wyjaśnienia są bowiem jedynie próbą uporania się z problemem, który jest z natury nie do rozwiązania, że wszystko istnieje odwiedzone i jedynie ulega ciągłym przeobrażeniom. Ale na to "niestety" wskazuje rozsądne myślenie, które dla tej jednej sytuacji musi zrobić wyjątek, że choć na co dzień jest to dla nas niewyobrażalne, aby coś nie miało początku, tak jednak abyśmy mogli mówić o początkach wszystkich innych rzeczy, zdarzeń itd, to ta jedna "rzecz", jak istnienie rzeczywistości rozumianej jako wszechświat, takim jakim to opisujemy oraz nieskończona wielowszechświatowość jaką jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, nie mogła mieć początku i istnieje od zawsze. W innym wypadku zawsze pojawi się pytanie, o to co było wcześniej, czyli z czego to wszystko powstało ;)
Abby... Zachwycająca :) Ileż ona ma w sobie erotyzmu i ponętności :) Uśmiech oczarowujący. Niesamowicie jest świadoma swojej kobiecości i jak ją wykorzystywać. Cała jest po prostu zachwycająca :)
Nie kojarzę jej z innych filmów.
Kogut!
Pierwszy był kogut!
:D
Zacząłem wpisywać uzasadnienie i stwierdziłem, że potrzebuję czegoś konkretnego.
I >>TU<< właśnie przerwałem pisanie, aby sporządzić listę/diagram okazujący co i jak, w konsekwencji czego obejrzeć musiałem kolejny raz.
I potem jeszcze fragmenty i . . .
I uświadomiłem sobie, że nie jestem w stanie udowodnić tego tak jak bym chciał, nie zgadzają mi się ze dwa,trzy fakty, nie jestem w stanie opisać ich tak jakbym chciał to wytłumaczyć.
Dodatkowo miałem problemy z netem, nie było synchro przez parę godzin i nie mogłem wcześniej odpisać. W między czasie zrobiło się późno i muszę kończyć.
Nie podoba mi się to, ale puki co i nie mając pełnej świadomości racji wypadałoby przyznać się do możliwości pomyłki.
Nie daję ogólnie za wygraną, tylko dzisiaj już nie dam rady. Spróbuję w wolnej chwili znowu, ewentualnie możliwe, że w tej samej końcówce, którą sam poleciłem Ci prześledzić, jednak dochodzi do rozszczepienia czasoprzestrzeni, bo do godziny dwadzieścia mam wszystko prześledzone ładnie i przejrzyście i jest OK.
Jeszcze się SAM zapoznam dokładnie, bo trochę namieszałem, a teraz głupio mi, bo myślałem i byłem pewny, że pójdzie jak z płatka . . .
Widziałem z nią 3 inne filmy, rzeczywiście: w tym filmie jest intrygująca i bardzo kusi :q
Najbardziej znany i jej pierwszy zarazem, to był "Jarhead" z 2005.
Spójrz na różnice.
Za pierwszym razem, gdy widzimy Jima, jak siedzi w pokoju w laboratorium i zapala zapalniczkę (ok.00:28:30), nie ma za nim rozbłysków, czyli nie było uruchamiania maszyny.
Za drugim razem (ok. 01:17:43), jest rozbłysk.
Można mieć wątpliwości, czy na pewno chodzi o to samo wydarzenie, ale sposób jego przedstawienia, wszystko to, jak siedzi, jak trzyma zapalniczkę, całe ujęcie itp, daje do zrozumienia, że tak.
Kolejna sprawa . . .
Za pierwszym razem (ok 00:36:45 ), gdy w tunelu Abby dawała Jimowi dalie, powiedziała "byliśmy razem", pocałowała go w policzek i po odsunięciu się od niego po dłuższej chwili powiedziała "żegnaj Jim".
Nie było pokazane, czy włożyła mu do kieszeni dzienniczek, jednakże ze sceny w ok 00:49:25 wynika jednoznacznie, że nie włożyła i że dopiero wtedy na jej biurku po raz pierwszy go zobaczył. Nawiasem mówiąc, jak się zrobi stopklatki, to w dzienniczku także są odpowiedzi m.in. rozdzielone linie czasu :) Poza tym to, co on z dzienniczka czyta głosem Abby (ok 01:00:45) "ponoć wynalazł wehikuł czasu, ale nikt nie wiedział, że ledwie, zanim go poznałam, ta maszyna zadziałała. Wiedziałam wszystko o fizyku John Bane (...)"
Za drugim razem (ok 01:30:30), ten sam tunel, dalia, Abby nie powiedziała tych słów "byliśmy razem", natomiast widzimy jak wkłada mu dzienniczek do kieszeni i po pocałunku, prawie nie odsuwając głowy szepcze mu coś do ucha (nie było tego za pierwszym razem), następnie odsuwa się od niego wyraźniej i tym razem nie mówi "żegnaj Jim".
Tuż po skoku, praktycznie pierwsze co Jim zrobił, wyciągnął dzienniczek z kieszeni :) Następnie spotyka się z nią i opowiada mu ona o fizyku imieniem John Bane.
John Bane... Jim Beale.... John Bane... Jim Beale ?
To właśnie także jedna z tych różnic, które sprawiają, że rzeczywistość może wyglądać tak samo, a różnić się albo takimi detalami, jak bardzo zbliżone nazwisko, albo bardziej poważnymi "szczegółami", jak to, że w tej rzeczywistości temu tak samo wyglądającemu fizykowi, ale nieco inaczej się nazywającemu, nie udało się - zginął. Abby (ok 01:34:50) "John Bane.... fizyk.... mówi się, że ponoć wynalazł wehikuł czasu, ale nikt tego nie wie, bo zginął w laboratorium, tuż przed naszym wywiadem (jej z nim)"
Twarz barmana (ok 01:27:24) nie zmieniła się tylko na potrzebę jej "opowieści", ale właśnie jako potwierdzenie, że chodzi o równoległe rzeczywistości.
Na swój sposób, w nieco inny, ale na swój sposób, za bardzo trzymając się koncepcji pętli, można ulec temu co Jim, czyli nie zauważaniu różnic :)
W jakimś sensie "rutyna" lub/i mniejsza otwartość na inne możliwości, czy ich nie znanie lub znanie, ale z takich czy innych powodów odrzucanie, czy to np z uwagi na za dużą pewność, co do przekonania o czymś, może być zgubne ;)
A teraz najlepsze :), czyli coś, co się może wydawać najtrudniejsze do zrozumienia.
Zastanawiam się nad tym martwym "Jimem" z hotelu.
Wyjaśnienia nasuwają mi się 2, przy czym jedno z nich po chwilowej analizie samo się wyklucza z przyczyn takich, że nawet gdyby przyjąć, że jest tam "podwójnie złożona" pętla (coś na kształt znaku nieskończoności albo może dwóch częściowo nachodzących na siebie kółek) i owa pętla byłaby w stanie wyjaśnić obecność trzech Jimów w tym samym czasie, to w konsekwencji takie podwójnie złożone zapętlenie, niczym by się nie różniło od "zwykłej" pojedynczej pętli, gdyż także i tu tworzyłby się problem nieskończonej powtarzalności bez początku i końca i z tymi wszystkimi rzeczami, o których poprzednio pisałem.
Obecność "trzeciego" Jima wyjaśnia natomiast zbieżność światów równoległych, ich przenikanie i wystarczyło, że ten martwy znalazł się w tej rzeczywistości oczywiście także dokonując skoku ze swojej i nic nawet nie musiało się wtedy stać, żadna przygoda z Abby i "pierwszym"Jimem. Nie dość, że mógł ich nawet nie spotkać, to wręcz niewiedza ich wskazuje na to, że ich nie spotkał, a wystarczyło tylko, że po skoku i kilku dniach przebywania w tej nowej linii czasu, po prostu umarł w wyniku obecności tego "pierwszego" Jima.
A ten nasz "drugi" Jim (z trzech), skoczył akurat do tej samej linii czasu, co przed nim ten "trzeci".
Tak jak bowiem może być nieskończenie wiele możliwości, tak właśnie skoczenie do rzeczywistości, do której inny Jim z innej rzeczywistości już wcześniej skończył, także wpisuje się w nieskończoność możliwości :)
To o tym "trzecim" martwym jest oczywiście tylko interpretacją, jaka najbardziej przychodzi mi na myśl. Myślę, że może napisałbym jeszcze coś innego, ale chyba tylko nieco innego lub może inaczej ujętego, albowiem ta wersja ogólnie mi odpowiada i przede wszystkim potrafię ją zrozumieć, gdyż także odnosi się do światów równoległych, a tym samym nie powstają żadne pętlę i paradoksy niemożliwe do wytłumaczenia, ogarnięcia i przezwyciężenia w myśleniu ;)
Po bardzo dokładnej analizie (wczoraj) doszedłem do wniosku, że może się mylę, tak jak Ci napisałem.
Wtedy poszedłem spać i dzisiaj przeanalizowałem fakty jeszcze dokładniej i sądzę, że jednak mam rację i chyba ktoś inny się pomylił.
Dlatego mam prośbę do Ciebie, jestem ciekawy co Ty o tym sądzisz:
- Wiesz co? Pomóż mi i jestem ciekaw Twojej opinii, bo albo są w fabule błędy logiczne, albo sam już nie wiem, ale coś jest nie tak.
Dodam tylko, że wiem, że to tylko film itd., ale podane tam zasady i logika powinny obowiązywać w całym filmie!
Mianowicie:
1. Eksperyment – podróż w czasie. W filmie podano, tzn. wynalazca tej techniki Jim mówi, że podróż jest możliwa tylko z punktu A do punktu B i tylko od nadajnika do odbiornika. Powiedział to na kolacji z Klausem, że mają już odbiornik a potrzebują jeszcze nadajnik (w przyszłości). Wcześniej powiedział jednak, że aby udowodnić, że aparat działa i otworzyli nim tunel czasoprzestrzenny, muszą wysłać coś unikalnego w obie strony. Z przyszłości dostali dalię, ale już jej tam nie odeślą tam, bo skończyli eksperyment i zamknęli tunel czasoprzestrzenny zanim to zrobili, więc już nie jest w stanie nic udowodnić i uzyskać potwierdzenie swojej tezy. Dodatkowo usilnie dążył do przesłania tej dalii jeszcze raz w przeszłość, czyli czegoś co już się stało i twierdził (mylnie), że to właśnie będzie dowód na działanie aparatu, gdy tymczasem on już działał, bo już raz Jim otrzymał dalię! Aby potwierdzić swoją tezę i dowieść, że aparat działa to Matty, który cały czas był w pobliżu maszyny, powinien tę dalię jak najszybciej, tzn. przed zamknięciem się tunelu, umieścić z powrotem przed maszyną, aby dalia wróciła do przyszłości! Wtedy dla tego zespołu 5 dni później dalia dalej by była przed urządzeniem, ewentualnie w troszkę innym miejscu. Mogliby potwierdzić jej podróż do przeszłości i jej z niej powrót(!) odtwarzając nagranie wideo, na którym zniknęłaby na kilka sekund i pojawiła się w innym miejscu, bądź tym samym po krótkim czasie. Ponieważ do tego nie doszło, eksperyment nie może zostać potwierdzony(na zasadach ogłoszonych w filmie przez Jima), a sam Jim jest w błędzie i robi coś czym sam sobie przeczy tzn. powiela coś, co już się stało i jest w sprzeczności z własnymi ustaleniami z początku filmu.
2. Konsekwencją powyższego jest fakt, iż w tym filmie podjęto zasadę, że podróż w czasie jest możliwa tylko tunelem czasoprzestrzennym i tylko z nadajnika do odbiornika, czyli dwóch tych samych urządzeń, lub raczej jednego urządzenia, tylko w dwóch różnych czasach. Nie wiadomo czy jest możliwe podróżowanie do przyszłości, bo w filmie jesteśmy świadkami tylko cofania się w czasie. Dodatkowo owo cofnięcie wymaga otworzenia tunelu miedzy urządzeniem w dwóch różnych czasach, co ogranicza możliwość podróży do jednego skoku w dany czas. Skok z innego czasu np. C w miejsce A nie jest możliwy, bo już punkt A został powiązany tunelem z punktem B! Co za tym idzie punkt w czasie A jest dostępny tylko i wyłącznie z punktu B i aby powtórzyć podróż nie jest możliwe osiągnięcie ani punktu A ani B, bo one zostały ze sobą owiązane. Nowa podróż mogłaby się odbyć tylko między nowo utworzonymi punktami Ci D w czasie późniejszym. To z kolei pociąga za sobą stwierdzenie, że nie można odbyć podróży do punktu wcześniejszego niż powstanie urządzenia i jego pierwsze uruchomienie, ale to dotyczy tylko punktu B, bo tworząc punkt C w czasie jedyna możliwość to połączenie tunelem z nowym punktem D w przyszłości tzn. kolejne otwarcie tunelu, bo wcześniejsze punkty już są ze sobą sprzężone czyli jest utworzony między nimi tunel w czasoprzestrzeni!
3. Ponieważ sprawnie uruchomiono urządzenie tylko dwa razy powstaje pętla czasowa i wszelkie podróże w czasie w filmie są odbywane wyłącznie z punktu B do punktu A. Jim1 mógł tylko odbyć podróż z B do A by stać się Jimem2, natomiast Jim2 nie został pokazany ażeby prowadził któryś eksperyment. Uniemożliwia to więc powstanie Jima3, który mógłby się pojawić w punkcie A po odbyciu tylko i wyłącznie podróży z punkty B przez Jima2! Skoro podczas pierwszego eksperymentu, tzn. otrzymania dalii, Jim1 jest operatorem i doprowadza do eksperymentu dwa, to Jim2, który pojawia się w czasie eksperymentu jeden, jest jedynym „klonem” Jima. Nie ma możliwości, aby w jednej czasoprzestrzeni było więcej niż dwóch Jimów, bo wymagałoby to aby Jim1 i Jim2 razem podczas drugiego eksperymentu wskoczyli w tunel. Tak się nie działo, więc nie było możliwości aby Jim2 znalazł w hotelu ciało Jima3 po czym zmarł w innym pokoju po nocy z Abby! Aby tak się stało w czasie drugiego eksperymentu, jak napisałem wcześniej co najmniej dwóch Jimów musiałoby na raz przejść przez tunel, by jeden zmarł w hotelu, drugi go zobaczył w nim i zmarł nieco później po nocy z Abby, w między czasie gdy ona wyszła do laboratorium na eksperyment dwa, gdzie Jim1 wskakuje w tunel i z punktu w czasie B wędruje znowu do A. Zwłoki Jima2 (wcześniej opisany jako 3), mógł znaleźć jedynie Jim1, ale nie mógł potem sam umrzeć, bo nie miałby kto poprowadzić eksperymentu dwa w laboratorium, a tam właśnie był Jim1, więc to nie on i jest tu jakiś wielki błąd! Ponieważ tylko jeden Jim prowadził eksperyment i zawsze był to Jim1, który samotnie wskakiwał w tunel, nie ma możliwości współistnienia z nimi Jima3, który zmarł w hotelu! Pokazano byt, który nie miał prawa zaistnieć na zasadach opisanych w filmie!
4. Już najmniej istotne, to to, że skoro w filmie twierdzą, że z każdą podróżą Jima powstawały wszechświaty równoległe, to były one alternatywne tylko dla Jima2 i tylko on mógłby za każdym razem podejmować inne decyzje i zrobić inne kroki. Jim1 w tym czasie odbywa swoje niezmienne 5 dni zakłócane przez Jima2 za każdym razem tak samo, gdyż musi jego starania muszą niezmiennie doprowadzić do zdobycia: 1.kolejnej jednostki M.R.D i 2.dalii jako dowód. Na koniec musi wejść nieodmiennie w tunel, by stać się Jimem2! Bez tego Jim2 nie ma szansy na swoje różne wybory, lecz gdyby Jim2 za każdym razem robił coś innego zakłóciłby 5 dni Jima1, co w konsekwencji mogłoby udaremnić eksperyment dwa i uniemożliwić jego istnienie. Jim2 miał więc ograniczone pole do popisu, o czym nie zdawał sobie sprawy. Dla Jima3 najnormalniej w świecie nie było tam miejsca!
Jednak się myliłem i film nie był taki prosty, jak mi się na pierwszy rzut oka wydawało i sam teraz nie wiem, co o nim myśleć. Poświęciłem na jego analizę tak już czasu, że zaniedbałem moje postanowienia i harmonogram tygodniowy.
A im więcej czasu w to wkładałem, tym bardziej znajdowałem więcej rzeczy, które chciał nie chciał, psują mi wizerunek całkowity tego miłego dla oka i ucha obrazu.
Napisz koniecznie jak Ty to widzisz i co o tym myślisz.
A więc... Szczerze się pośmiałem czytając te punkty :)
Podoba mi się zawarte tam stwierdzanie błędów logicznych i szczególnie ta zagwozdka z Jimem 3 :)
Najlepiej by było, gdybym się odniósł do każdych wątpliwości po kolei, ale jeszcze lepiej i w sumie prościej będzie, jak zrobię to przedstawiając to całościowo.
Z jednej strony w filmie założenia wydają się stawać nielogicznymi wobec przyjętych tam koncepcji, jak choćby z tymi dwoma punktami w czasie i ogólnie tym, że miałaby być to pętla.
Z drugiej jednak strony, Jim po prostu może się mylić, co w sumie zostaje niejako potwierdzone tym, co Abby opowiada o nieskończonej liczbie możliwości i wyników, że Jim nie zauważał różnic itd. Poza tym trzeba zwrócić uwagę na to, że jednak w filmie dochodzi do rozważań na ten temat. Z ust kolegi Jima pojawia się koncepcja o światach równoległych, sam Jim też mówi, że też mu to przeszło przez myśl, tak więc błędem jest trzymanie się przez widza początkowo przyjętych założeń o pętli, o podróży tylko z punktu A do B, czy z B do A, o niemożliwości występowania Jima 3, gdyż z czasem zostaje to wyjaśnione, że chodzi o rzeczywistości równoległe, czego dowodami jest m.in. to, o czym już poprzednio pisałem.
Powiem tak, że jak ktoś nie uwolni się od koncepcji z pętlą w tej samej rzeczywistości i będzie próbował uzasadniać, że tak jest, to będzie natrafiał na problemy nie do pokonania i nie poskłada tego tak, aby logicznie się zgadzało.
Wystarczy tylko zrozumienie, że chodzi o występowanie światów równoległych i dzięki temu film staje się prosty.
Dla mnie jest prosty i dzięki temu, jak zostało to wszystko zawarte, dopiero jest piękny :)
Powiem Ci, że o ile byłem zachwycony paradoksem, jaki stworzyli w "Przeznaczeniu", tak teraz "Synchronicity" wyniósł to wszystko na jeszcze wyższy poziom i jednocześnie przedstawił najlepszą koncepcję, która nie tylko uwalnia od problemów z paradoksami, czy wszystkimi błędami logicznymi, to przede wszystkim jestem zdania, że tak właśnie to wszystko może wyglądać w rzeczywistości, jeśli się okaże, że istnieją równoległe światy :)
Napisz, które rzeczy podczas ich analizowania sprawiają, że koncepcja pętli, takiej jakiej ją chciałeś widzieć, staje się nielogiczna, czy też te niektóre rzeczy przeczą temu, aby mogła być logiczna.
Z tego co napisałeś, widać, że doszedłeś do miejsca, że nie wiesz co myśleć. To sugeruje, że albo nie chcesz się pogodzić z tym, że jest inaczej, albo nadal uważasz, że będziesz w stanie dowieść, że nie chodzi o światy równoległe, a o pętlę.
Jeśli to drugie, to nie dasz rady.
Tego wszystkiego nie da się zamknąć w pętli tej samej rzeczywistości, aby było logiczne.
Natomiast światy równoległe całkowicie rozwiązują problem.
Wiem, że równoległe światy rozwiązują problem, ale od razu pojawia się pytanie: czy Jim za każdym przejściem z A do B trafiał do innego, czy może czasami trafiał do tego, w którym już wcześniej któryś Jim był przed nim? Jeśli tak na pierwsze, to co decydowało o wyborze wszechświata równoległego do którego miał się udać Jim, a dwa to co powodowało, że czasami były one zbieżne? O tym nic nie było.
Drugi aspekt to sam tunel: jak pisałem był otwierany najpierw punkt A, by po 5 dniach w przyszłości otworzono punkt B i wtedy następowała "transmisja". Jeżeli było nieskończenie wiele wszechświatów równoległych, jak piszesz i powiedziano w filmie, to co pozwalało na właściwe połączenie się z punktem A? Mam na myśli, że skoro wszechświatów było wiele, to również do punktu A połączeń powinno dochodzić wiele, czy może każdy wszechświat łączył się tylko raz? A jeśli łączył się tylko raz, to skąd jeden Jim znalazł zwłoki drugiego podczas gdy trzeci prowadził wtedy eksperyment podróży do punktu A?
Logiczne byłoby także, przy założeniu mnogości wszechświatów równoległych, że w momencie eksperymentu w punkcie A zostają oni zasypani nieskończoną liczbą Jimów i dalii. Sam o tym pisałeś, że masz taką wątpliwość.
Jak to wytłumaczysz?
P.S.
Nie jestem osłem, nie upieram się za wszelką cenę przy swoim i jak umrę nie będzie ze mnie salami:q Jestem tylko człowiekiem, w dodatku po trzech dniach ze spuchniętą głową od tego całego co, jak i dlaczego ;) Można mnie przekonać sensownymi argumentami, bo sam czuję, że trochę błądzę, albo ktoś mnie wpuszcza w maliny . . . tego też nie można wykluczyć.
"czy Jim za każdym przejściem z A do B trafiał do innego, czy może czasami trafiał do tego, w którym już wcześniej któryś Jim był przed nim?"
Według mnie zarówno i w tej filmowej rzeczywistości, jak i ogólnie (przyjmijmy, co może faktycznie mieć miejsce), za każdym razem trafiał do nowej rzeczywistości. I nie tylko dlatego, że tak to wynika z przeanalizowania treści, co także dlatego, że jeśli teoria o światach równoległych miałaby być prawdziwa, to tym samym eliminuje ona możliwość współistnienia wariantu z pętlą, tudzież trafianiem w tą samą rzeczywistość. Eliminuje według mnie dlatego, gdyż z założenia każde działanie prowadzi do innego wyniku – choćby nawet wyglądającego tak samo, to jednak ze swej natury kolejnego z nieskończonej ich liczby.
Gdyby to próbować zobrazować, napiszmy na kartce równanie 2+2=4. Za chwilę napiszmy na kolejnej kartce to samo. Mamy więc 2 takie same i ten sam wynik, tyle że na innych kartkach. Jim za którymś razem mógł trafić do świata wyglądające tak samo i sprawiającego wrażenie, że w nim był, ale nie była to ta sama rzeczywistość. Mogła być tuż obok, najbliżej jak się da, ale jednak w swym istnieniu inna, jak dwie krople wody, tyle że nie będące tą samą kroplą.
Co do otwierania punktów A i B, to mimo, że zostało to ładnie przedstawiane przez Jima i nadawał temu charakter naukowy, a przynajmniej bardziej na taki wyglądający, niż przekręcanie cyferek w walizce ;) , rozpędzanie samochodu do 50 mil, przechodzenie przez niewidzialny otwór w powietrzu, czy jakikolwiek inny pomysł, z jakimi mieliśmy do czynienia w filmach, to dla mnie ten element ogólnie nie nadaje się, aby go sensownie analizować. Powiem też tak, że przyjmując tę teorie o tunelu czasoprzestrzennym i to jak ładnie często bywa przedstawiany: zginamy kartkę papieru, aby zetknęły się jej płaszczyzny i przebijamy ją na wylot, to w tym nie ma czegoś takiego, jak otwór A "wejściowy" i otwór B "wyjściowy", tylko dlatego, że miałoby to wynikać z faktu, że skoro łączymy dwa punkty w czasie i przestrzeni, to każdy z nich "dostarcza" do tunelu swoje "wejście/wyjście". Tworzy się bowiem po prostu jeden otwór w centralnym punkcie, nazwany w Interstellar "sferyczną dziurą" - kulą w przestrzeni. Natomiast w "Synchronicity" przedstawiane jest to, jako dwustronny lejek. Szczerze mówiąc to, tak generalnie wydaje się najtrudniejsze do rozwiązania na gruncie nawet teoretyzowania. Światy równoległe jak najbardziej można sobie wyobrazić i przyjąć ich istnienie, ale pytanie, w jaki sposób określać punkt w takim innym świecie, aby się do niego dostać? Nie wystarczy na elektronicznym zegarku ustawić datę np. 11.09.2001, dopisać koordynaty i się uruchomi maszynę, która stworzy połączenie z tym miejscem w czasie. Samo przyjęcie koncepcji z istnieniem wielu światów jest proste. Trudniej natomiast z koncepcją, jakim sposobem się do nich nie tylko przedostawać, ale i w określone miejsce i czas :)
Minęło parę dni bez myślenia w kółko o tym i zdałem sobie sprawę, że ja nawet nie myśląc o tym wiele chciałem na siłę udowodnić, że w filmie jest inaczej niż tam powiedzieli. Sam nie wiem co mnie napadło i czym się zasugerowałem, że podjąłem taką linię zaprzeczenia faktom.
Obejrzałem cały "Paradox" (serial z 2009) i tak jak pierwszy odcinek bardzo mi się podobał, tak z każdym kolejnym forma spadała na łeb na szyję i gdyby murzyn nie "uśpił" tego dewianta, to bym wyłączył przed końcem odcinka. To było jedyne co mi się podobało, pokazał charakter i siłę na ich mizerny system. Natomiast jak ten siwy chciał udaremnić pościg za gnojami co ukradli wóz i rozbijali się po mieście, a przyjeżdża krawężnik i aresztuje detektywa za "nierozważną jazdę i stwarzanie zagrożenia" to mało nie padłem i nie wiedziałem czy się dalej śmiać, czy już zacząć płakać jacy oni tam są wszyscy głupi i bezradni jak dzieci.
Koniec końców przypomniało mi się, że chciałem Cię zapytać jeszcze o klasyk gatunku, mianowicie "Solaris". Widziałeś, jak muzyka się podobała, klimat i taka zaduma?
Ktoś gdzieś napisał, że to oko z "Synchonicity", to właśnie inspirowane było przebłyskami z "Solarisa".
"Sam nie wiem co mnie napadło i czym się zasugerowałem...(...)"
Myślę, że wiem czym, a przynajmniej wydaje mi się, że potrafię to wyjaśnić.
Obiektywnie przyznam, no obiektywnie jak obiektywnie, po prostu może bardziej w oparciu o odczucia, że choć w którymś momencie, gdy wyszła teoria o tym, że to mogą być światy równoległe i potem fabuła zmierzała w tym kierunku, aż do konkretnego podsumowania o tych nieskończonych możliwościach, wynikach itd., to to co było do tego momentu (już nie chcę szukać dokładnie, czy to było w połowie filmu), było bardzo sugestywne, że chodzi o pętle i jakby nie tego nazywać, jakiś tam paradoks. Mało tego, bowiem nawet gdy już się pojawiało wyjaśnienie, że to inne rzeczywistości, to zdawało się to nie mieć wystarczająco mocnego przekazu, aby ot tak prosto przebić to, co mogło się wydawać na początku. Poza tym, cały ten wątek związku Jima z Abby, był na tyle zajmujący i skupiający (dla mnie był), że wręcz wychodził na pierwszy plan, a przez to reszta wydawała się tłem :) i jeszcze dodatkowo to, że te najważniejsze kwestie były wypowiadane głosem Abby, jakby wyrwane z jakiejś opowieści, to nabierało to charakteru mało realnego, jakby z jakiejś fikcyjnej powieści ;)
Tak więc, pomijając to, jakie wyjaśnienie bardziej wolało się widzieć, to przez to wszystko co powyżej, koncepcja światów równoległych nie nabrała odpowiedniej mocy, aby kończyć oglądanie filmu w poczuciu, że się otrzymało konkretne przedstawione wyjaśnienie :)
Ale gdy się już na chłodno przeanalizuje wszystko, to otrzymujemy je.
Co do "Paradoxu" (serial), pierwotnie chciałem Ci napisać, że choć sam wątek tych zdjęć i próba zapobieżenia owym wydarzeniom była intrygująca, to poza tym, akcja nie była dynamiczna, dochodzi do tego fakt, że brytyjska produkcja, więc pod kątem oceny realizacji, nie jest to porywający serial :)
Jednakże dla mnie najważniejsza w nim jest ta sprawa paradoksów i za to go cenię.
Najbardziej w tym wszystkim intrygujące było dla mnie (szczególnie po pierwszym odcinku, a tym samym świadomość, czego należy się dalej spodziewać), że te sytuacje doprowadzały do wielkiego pata w myśleniu: co robić? Czy należy coś robić? Czy nic nie robić? Czy nasze działanie, aby zapobiec jakiemuś wydarzeniu, nie jest wpisane w przebieg tego wszystkiego i w takim, czy innym stopniu, w zależności od naszych działań lub zaniechań, doprowadza do niego – czy byśmy za wszelką cenę prowadzili wyścig z czasem, czy po prostu z założonymi rękami czekali na rozwój wydarzeń.
Gdy się pomyśli o tym ogólnie, to raczej ciężko byłoby wybrać nic nie robienie i przyjąć myślenie, że jak nic nie zrobię, to w taki, czy inny sposób nie przyczynię się i może do czegoś nie dojdzie.
W naturę ludzką bardziej wpisuje się działanie, które daje poczucie, że chcąc coś zmienić lub na coś wpłynąć, trzeba coś robić, niż nic nie robić :)
Pytasz o "Solarisa". Jest to jeden z niewielu filmów o tej tematyce, który z jakichś powodów nie widziałem (nie na tyle, aby chociaż wiedzieć, o co w nim dokładnie chodzi). Czasem zamierzałem, jak miał gdzieś lecieć, ale najczęściej o nie tej godzinie i widziałem tylko urywki, z których niewiele wiem.
Kiedyś go w końcu obejrzę :)
Szczerze mówiąc po tych kilku dniach analizowania Synchronicity, trochę mam dość myślenia o filmach przez najbliższe dni ;)
Też się zmęczyłem i muszę odpocząć, nawet trochę przez weekend mi odparowało, ale już dzisiaj byłem ciekawy co tam napisałeś. Sam bym lepiej tego nie ujął, fakt, że było to mocno sugestywne i niezbyt kupiłem tę wersję, a wiele tłumaczy . . .
"Solarisa" to sobie poczekaj, albo ściągnij z napisami, bo ścieżka dźwiękowa gra tam ważną role (drugie skrzypce;). Jak zobaczysz, to daj znać, wtedy pogadamy.
Ten serial faktycznie miał być niby ciekawy, a tu był taki sobie tzn. ciekawy - za wiele sobie obiecywałem. Nawet nie chce mi się o nim więcej pisać: do zobaczenia, ale raz wystarczy. No i to zakończenie?! Pisałeś, że zdecydowali się nie kontynuować i pierwsza myśl przed obejrzeniem, to dlaczego? Teraz już wiadomo.
Działanie, robić coś czy siedzieć i czekać? W każdym filmie i w każdym serialu bohater zawsze wybiera akcję, podejmuje jakąś próbę, choć wiele razy logika podpowiadałaby cierpliwość i spokój oraz czekanie na rozwój wydarzeń. Niestety to może i dałoby się nakręcić, ale kto by chciał coś takiego oglądać np. jak facet mają zdjęcia z przyszłości czekał cierpliwie raz, drugi, trzeci co się stanie i wtedy zobaczył, że skoro się sprawdza po kilku odcinkach, to przez drugie tyle następnych planował co ma zrobić?
Teraz zerknę na ten "ARQ" i "400 days", potem zobaczę co dalej.
Z ostatniej chwili - tak mi przyszło do głowy, że znam jeden film prawie się pisujący w cierpliwość i opanowanie, o którym napisałem wcześniej (bez podróży w czasie, zwykła fabuła, kryminał / obyczajowy) to francuski tytuł:
http://www.filmweb.pl/film/Nikt+znik%C4%85d-2014-698272
Nie wiem czy lubisz takie filmy, ale zachęcam - zobacz, bo warto! Nietuzinkowy.
…przypomniało mi to, w jakiej pułapce myśleniowej można być, próbując rozwikłać takie zawiłości :) Kiedyś znacznie bardziej lubiłem analizować kolejne filmowe paradoksy i czytając to, dostrzegłem tam trochę siebie zmagającego się z tym. Można by powiedzieć, że dochodzimy do ściany, ale lepiej to ująć, że kręcimy się w kółko ;)
" Nie wiem, czy znasz, jest fajna animacja, tłumacząca 10 wymiarów. Wpisz w youtubie "wyobrażenie 10 wymiarów" " - na początku nie wiedziałem co to jest, ale zaraz po włączeniu filmu okazało się, że widziałem go całe wieki temu. To było jakoś przy omawianiu na forum piątego sezonu "Zagubionych".
Oglądałeś?
Jak nie, to gorąco polecam! Mega serial, a teraz powoli klasyk. A piąty sezon pasuje do naszej dyskusji jak ulał, bo jest podróż w czasie i wpisanie się w historię wyspy. I jest prosta linia czasowa z pętlą, a nie jakieś wszechświaty równoległe :)
Witaj, i jak? Odpocząłeś sobie? ;)
Ostatnimi czasy pojawiło się:
http://www.filmweb.pl/film/Nowy+pocz%C4%85tek-2016-712896
i polecam, bardzo ciekawe spojrzenie na czas z perspektywy obcych. Może koncepcyjnie coś na kształt "Na skraju jutra", ale zgoła odmienna akcja w filmie, bardziej humanistyczny i skłaniający do zadumy.
Jakiś czas temu widziałem też:
http://www.filmweb.pl/film/O+p%C3%B3%C5%82nocy+w+Pary%C5%BCu-2011-562509
- widziałeś? Całkiem fajna komedia historyczna z cofaniem się w czasie w tle.
Widziałeś ostatnio coś ciekawego?
Do obejrzenia zdecydowanie jest "7 wspaniałych" i mroczny western z K.Russellem.
PZDR.
Cześć :) Kope lat... Od filmów mogę powiedzieć, że trochę odpocząłem, bo nie za bardzo od roboty, acz odkąd ostatnio pisaliśmy, kilka widziałem.
Najpierw z grubej rury. "Księga Dżungli". Pierwotnie chciałem iść na to do kina, ale skończyło się na Blu-ray. Nie będę go zachwalał, gdyż mnie nie porwał, a i nie za wiele tam wątków podróży w czasie, światów równoległych i naukowego podejścia do czegokolwiek ;) Ale w dobrym momencie to obejrzałem, jako świetną odskocznię od wszystkich paradoksów.
A teraz wspomnę Ci o trzech tytułach, które bardziej będą pod naszą dyskusję, niż latanie po dżungli ze zwierzętami ;)
"The Man Who Knew Infinity" - Człowiek, który poznał nieskończoność, Indie, młody geniusz matematyk... brzmiało zachęcająco, nie powiem. A skończyło się tym, że dałem mu 3/10, nawet nie próbując docenić ewentualnych walorów filmu obyczajowego. Zanudził mnie po prostu, a oczekiwałem - no trudno powiedzieć czego, jakiego odkrycia, skoro mowa o latach '20 ubiegłego wieku. Historia Stephena Hawkinga jest tu o wiele lepsza w tym momencie.
Jeśli nie widziałeś tej "infinity", to niewiele tracisz.
"Equals". Przebudzeni. "W futurystycznym, utopijnym społeczeństwie ludzkie emocje są wykorzeniane. Wbrew wszystkiemu dwoje młodych ludzi zakochuje się i odkrywa nieznany świat własnych uczuć."
...i byłoby to naprawdę fajne kino, gdyby nie ta Kristen Stewart ;P Ona swoją kamiennością wyrazu, martwą urodą, aseksownością po prostu wręcz, zabije Ci niejeden film :) A ten, mimo iż ogólny motyw nie nowy, bo jak znasz "Equilibrium", to już widzieliśmy świat bez emocji, z zakazanymi emocjami - mówiąc precyzyjniej, to jednak wiesz, film niezły, ma swój klimat, może nie za głęboką treść, ale ja generalnie lubię takie tytuły z wizją niedalekiej przyszłości, światem innym, niż go znamy, choćby nawet w jakimś sensie zdegenerowanym w taki, czy inny sposób.
Paradoksów i innych tam zabaw czasoprzestrzennych w nim nie uświadczysz, ale wart obejrzenia, jeśli akurat żyjesz w rozpędzie, gdyż pozwala zwolnić na półtorej godziny.
and last but not least, "Approaching the Unknown", W Nieznane.
Zostawiłem go na koniec, jako ten najbardziej wart obejrzenia, szczególnie teraz, jeśli oglądasz miniserial "Mars" na National Geographic. I nie byłoby to wielkim zdradzeniem tajemnicy, gdyż też jest o wyprawie na tę pobliską planetę. Nie jest to co prawda kino z takim rozmachem, jak z "Marsjanina", lecz w sytuacji, gdy NASA ma w planach misję na ten czerwony glob, to każdy film o tym przynajmniej budzi zaciekawienie, co do koncepcji tego przedsięwzięcia. Nie inaczej jest z "Approaching the Unknown" i choć pozostawił u mnie niedosyt, choćby też w warstwie dźwiękowej, a podkreślam to, gdyż wiemy np. z "Synchronicity", jak genialna może być ścieżka, to nie żałuję absolutnie, że obejrzałem. Tu na forum pod tym filmem w temacie "dla zainteresowanych" ktoś wstawił filmik pokazujący, jak tworzyli efekty. Ja zobaczyłem to dopiero po obejrzeniu i przyznam, że byłem zaskoczony i dzięki temu też podniosłem ocenę temu filmowi :)
Generalnie jednak, mam wrażenie, że chyba na razie wyczerpaliśmy tytuły paradoksowo, tudzież z podróżami w czasie.
Te 2 tytuły, które polecasz, obu nie znam, ale ten "Nowy Początek" mam zanotowany, jako konieczny to zobaczenia.
Ten drugi przyznam, chyba mnie Woody Allen za bardzo odstrasza ;) Mam w pamięci "Vicky Barcelone", "Scoopa" i 'Match point", i o ile ten ostatni dobry, poza faktem, że Scarlett zginęła i to było wtedy dla mnie ciężkie do przeżycia ;), o tyle mi uświadomiły, że Woody Allen to nie moje kino ;P
Wiem z opisu, że jest tu wątek podróży w czasie, ale... zobaczymy, może gdyby gdzieś leciało...
Seriale: Westworld i Frequency. Oba Ci polecam. Ten drugi mnie zaskoczył. Obawiałem się jakiegoś procedurala, a tym czasem akcja rozciągnięta i w jakimś sensie na myśl nasuwa "Efekt Motyla".
Westworld natomiast na bardzo dobrym poziomie. Z rok na niego czekałem i było warto, mimo obaw, co ten Hopkins chce robić w serialu, no i generalnie jakieś połączenie z dzikim zachodem? Wyszła świetna mieszanka i jeśli jakimś cudem jeszcze się za niego nie zabrałeś, to koniecznie łap :)
Za westernami nie jestem, ale na fali klimatu Westworld na pewno zobaczę "7 wspaniałych". Dzięki za polecenie. Obsada widzę niezła! :)
pozdro.
"Księgę dżungli" ominę z daleka, bo męczyłem się już w tym roku z "Tarzanem" i mam dosyć takich opowieści.
"Equals" jest taki sobie, widziałem jakiś czas temu i już gdzieś pisałem, więc i Tobie powtórzę: jest drugi z C.Farrellem nazywa się "Lobster" i jest o niebo lepszy, a tematyka praktycznie ta sama. Tu w EQ zakazano związków i film jest zimny i suchy, a tam był nakaz łączenia się w pary za wszelką cenę, który wywołał . . . a nie będę Ci pisał, jak zechcesz to sam zobacz, jak podobał Ci się EQ, to LB powinien bardziej. Więcej do przemyślenia jest po tym filmie niż suche i zimne spojrzenia K.Sterward.
ATU też widziałem ze Strongiem, trochę nudnawy i się ciągnął w nieskończoność, a zapamiętałem go dlatego, że zablokowali możliwość oceniania i musiałem ze trzy miesiące czekać na możliwość odkliknięcia go, że widziałem. Sam film w porządku, był jeszcze jeden inny do niego podobny, ale nie mogę sobie przypomnieć jak się nazywał.
Indyjskich filmów raczej nie oglądam, na seriale zbytnio nie mam czasu, teraz mój czas tracę ;), pozytywnie tracę na odświeżenie "Ośmiornicy". Miło się ogląda po wielu latach taki serial z dzieciństwa, choć realia już inne zachowania ludzi dalej takie same.
Ten "Nowy początek", to może trochę zaspoileruję, ale to jakby krzyżówka "Na skraju jutra" z "Dniem niepodległości",ale w pozytywnym sensie. Więcej nic nie piszę, jak zechcesz, to zobaczysz sam. Myślę, że warto, Bo kiedy wydaje się, że już wszystko wiadomo pojawia się lawina pytań . . .
Większość pewnie bez odpowiedzi.
Właśnie jestem po WESTWORLD i przypomniałem sobie, że zdaje się widziałeś, więc jestem ciekawy jakie wrażenia, przemyślenia. Niezły co?
Podróży w czasie to raczej nie było, ale ładnie ułożyli chronologie akcji tak, że można sobie to sklecić w prawie różne czasoprzestrzenie, bardzo fajnie.
Co o tym sądzisz?
Ja jestem mocno dźwiękowy człowiek, tzn. oglądam wiele filmów przez pryzmat ścieżki dźwiękowej i tutaj jest ona chyba jeszcze lepsza niż serial. Porwały mnie te dźwięki z pianina ;) jak i adaptacje na klimat epoki nowoczesnych szlagierów.
Serial spodobał mi się dopiero po drugiej połowie, bo na samym początku bardzo się zniechęciłem słabym klimatem westernu, natomiast muzyka mnie oczarowała od samego początku i chyba tylko dlatego go jednak dokończyłem. A, no i znajoma mi doradziła, że jednak później tzn. w drugiej połowie będzie lepiej. Tym się zasugerowałem i nie żałuję.
PZDR.
Owszem, że widziałem i to naprawdę - serial genialny! Nie spodziewałem się, że będzie aż taki. Z rok czekałem odkąd jakieś pierwsze informacje przeczytałem na jego temat. I w sumie nie miałem dużych oczekiwań, a nie ukrywam, że bardziej lekkie obawy, że skończy się na zobaczeniu pilota, może jeszcze drugiego odcinka, że to nie będzie ten klimat, że jakaś durna fabuła, itp.
Na szczęście nic bardziej mylnego.
Stosunkowo dużo pisałem w tematach pod nim, więc nie będę tu robił kopiuj+wklej. Niemniej jednak, o ile nie było podróży w czasie, acz wydarzenia działy się w kilku liniach czasowych, to pod wieloma względami Westworld mnie zachwycił.
Czołówka genialna! - począwszy od muzyki. Trzeba przyznać, że jak po latach myśląc o jakimś filmie, jedno z pierwszych co przychodzi na myśl - jest przywoływane z pamięci, to muzyka, to w przypadku Westworld tak będzie na pewno.
Sam serial podzieliłbym mniej więcej na 4 etapy. Bardzo zachęcający początek. Potem nieco obawa, że może być nudnawo i zbyt schematycznie. Następnie ulga, że jednak się rozkręca (oglądanie z wielkim zaciekawieniem), zaś na koniec rewelacyjny finał. Twoja znajoma wiedziała, że Cię nie wpuści w maliny :) I powiem Ci, że jak polecam innym ten serial, to zawsze zaznaczając, żeby go ocenić po całości. Ma elementy lepsze i gorsze, jednakże kluczowa jest tu idea: czym jest życie, jak może wyglądać, czy traktować hosta na równi, a w nieco dalszej refleksji, czy tak nie będzie kiedyś przyszłość wyglądać?
W każdym razie, daje do myślenia. Skłania do refleksji także nad życiem organicznymi - nad tym, czym my jesteśmy. Rodzi trochę żal, że abstrahując od tego wszystkiego co złe doświadczały hosty, miały coś, nad czym obecnie wielu naukowców goni: były nieśmiertelne.
Pomyśleć, jak piękne jest życie - w tym znaczeniu jakie stwarza nam możliwości, a jednocześnie pomyśleć, że mamy je tylko jedno.
Ale to już wkraczanie w szerszy i nieco inny temat.
Właśnie skończyłEm STRANGER THINGS i całkiem fajny, tylko nie mogę się oprzeć wrażeniu, że bardzo młodzieżowy, albo nawet dla dzieci jak się przesiądą z e Scooby Doo ;)
Ale polecam, bo ciekawy i chyba warto zobaczyć.
Aha, ścież ka dźwiękowa bardzo podobna do tej z SYNCHRONICITY tzn. taki elektroniczny, syntezatorowy trans.
W sumie to tylko czołówka i trochę motywów, ale nazbierało się 90 minut i fajnie się słucha.
https://www.youtube.com/watch?v=VL3jSgR9ySE
Widziałem Stranger Things. Masz rację, że wydaje sie taki za bardzo młodzieżowy i przyznam, że to było trochę nudne momentami ;) Odkryciem na pewno stała się Milie Bobby Brown. Przyszłość ma niesamowitą przed sobą. Rola Eleven, to każdemu życzyć takiego początku kariery. Stranger Things można odnieść wrażenie, ze już się staje lekko kultowe, ale za ileś lat, to dopiero będzie.
Muzyka? Oczywiście podobne w klimacie, niemniej ścieżka z Synchronicity to jest po prostu mistrzostwo ! :)
Racja.
Wczoraj widziałem SOUTHPAW, bardzo fajny, jakby coś polecam do zobaczenia, ZAPAŚNIK to to nie jest, ale miło się ogląda. Schematyczny i w sumie przewidywalny, ale fajny.
Ciekawe kiedy trafi się drugie takie SYNCHRONICITY?
Wesołego!
Masz racje tylko mały problem to nie jest ten film co go oceniłeś FB a dokładnie jakiś XXXXXXXX dał ciała i akceptował dziwna wstawkę tu masz ten film porównaj sobie
Reżyserka tego tutaj filmu jest Elena A. Mugdan http://www.imdb.com/name/nm4124294/ pod linkiem dowód ze nie była nigdy reżyserka żadnego filmu o tej nazwie Paradox
Zaś rezyserem filmu który oceniłes i opisałes jest Michael Hurst http://www.imdb.com/name/nm0403629/?ref_=ttfc_fc_dr1
pozdrawiam
Wiem, wiem, dzięki. Już doszliśmy do tego i to dosyć szybko nawet.
A gadamy sobie tutaj, bo . . . strony omawianego filmu nie ma!
Jest tylko coś takiego: http://www.filmweb.pl/film/Paradox-2016-746922
ale to tez przecież nie to!
Co za bajzel!
@ Tomik_4
rozpętałeś kolego całkiem fajny burdel dodając opis z zupełnie innego filmu, a wszyscy oglądacze nawet tego nie widzą dyskutując o walorach innego filmu (o ile taki powyższy tytuł z tą obsadą w ogóle istnieje, bo ja znalazłem chyba z 4-5 takich tytułów z tego okresu i są to też inne obrazy)