Leon Labuschagne w wieku 17 lat wstąpił do służby więziennej, gdzie w ciągu roku asystował przy 164 egzekucjach. Po jednej z nich, która była najtrudniejsza ze względu na bunt więźniów sam odwoził ciała na cmentarz i sam ich zakopał, po czym zmęczony, w drodze powrotnej zastrzelił 7 mężczyzn, choć sam nie pamiętał o tym zdarzeniu. Obrońca przyjmując przegraną sprawę, w celu uratowania chłopaka od stryczka. Tak w wielkim skrócie przedstawia się fabuła.
Sama historia jest najprawdopodobniej fikcyjna, choć działa się faktycznie w czasach, gdzie skazanych na karę śmierci w samej Pretorii liczono w tysiącach. Film , pomimo dość nieprzyjemnej dla niektórych tematyki, ogląda się nieźle, historia poprowadzona jest dobrze, nie ma dłużyzn, jest dobra gra aktorska, poprawne zdjęcia i muzyka. Do tego porusza temat kary śmierci, gdzie pokazuje, że za człowiekiem, który dopuścił się niewątpliwie zbrodni, może kryć się coś więcej, zamiast suchych faktów oskarżenia.