Liczyłem na typowy, tandetny slasher klasy B - krwiożercze, PEŁZAJĄCE aligatory-mutanty pożerające i zabijające co popadnie. Owszem były, ale jako wątek poboczny. Główny motyw stanowi opowieść o ojcu i córce, ich trudnych relacjach oraz pokonywaniu własnych słabości. Główna bohaterka jest pływaczką, która właśnie przeżywa kryzys. Co gorsza, po przegranej sztafecie grozi jej wyrzucenie z uczelnianej drużyny pływackiej i utrata stypendium. Przestaje w siebie wierzyć i żałuje, że posłuchała ojca, który lata temu odkrył jej pływacki talent i był jej pierwszym trenerem.
Huragan i atak krwiożerczych aligatorów ludojadów jest zatem tylko pretekstem do ponownego spotkania ojca i córki, co za tym idzie do ich kolejnego wspólnego treningu. Pod okiem ojca-mentora, główna bohaterka rozprawia się z krwiożerczymi aligatorami, ratuje rodzinę i psa. Osiąga także swój życiowy wynik na 100m kraulem, życiowy wynik w nurkowaniu na bezdechu, a także zdobywa kilka innych życiówek i harcerskich czy raczej survivalowych sprawności. Myślę, że zabrakło tylko finałowej sceny gdzie na paraolimpiadzie Haley zdobywa medal, w geście triumfu pokazując rękę równiutko odgryzioną przez aligatora.