Debiut Valeri'ego na wysokim poziomie. Ale tylko jak na debiut. Choć fani gatunku pewnie przymkną oko na kilka wad.
Grupa bandytów napada na transport złota konfederatów. Zanim jednak udaje im się uciec za granicę, pieniądze odbija samotny rewolwerowiec (w tym wypadku pasuje bardziej określenie snajper, bo zazwyczaj załatwia swoje ofiary z odległości). Łup zwraca bankierom, w zamian za swoją działkę i udział w polowaniu na groźnego bandytę- Gusa Kennebacka, z którym ma na pieńku już od bardzo dawna.
Wstęp się przeciąga, końcówka to jedna wielka rozpierducha, ale środkowa część jest świetna. Żongluje się tutaj schematami, humorem, a nawet wątkami obyczajowymi. Scenarzysta stworzył tutaj łańcuch zależności pomiędzy bohaterami, co sprawiło że kto by nie wygrał i tak kilka niewinnych osób zostanie poszkodowanych. Pojawiają się romanse, niektórzy bohaterowie są rodziną a inni pragną zemsty za zbrodnie z przed lat.
Szkoda tylko że jasna strona mocy (pozytywni bohaterowie) zawsze jest o krok do przodu przed ciemną. Główny bohater przewiduje każde posunięcie przeciwnika, zawsze wygrywa, przez co nawet nie ma co mu kibicować, wszystko z góry jest przesądzone. Reżyser nie potrafił też wykorzystać świetnej ścieżki dźwiękowej. Nie wiedział na przykład jak wtopić w obraz bardzo ładną balladę gitarową, którą skomponowano na potrzeby filmu. Dlatego też przez pierwsze 2 minuty oglądamy jak bohater jedzie przez pustynie, a w tle rozbrzmiewa piosenka. Na końcu tak samo, tylko że tam już zastosowano po prostu ciemny ekran jak tło muzyki.
Jak na pierwszy film nie ma jednak co narzekać. Ja bawiłem się dobrze, a że film krótki to nie ma szans na chwilę monotonni.