Główny bohater porywa intelektem, skrytą wrażliwością, pewnością siebie, zdecydowaniem i fizycznością. Jego życie mija się z oczekiwaniami, przez co prowadzi nieustanną ucieczkę przed przeszłością i odpowiedzialnością. Przedstawiony w filmie portret mężczyzny ukazuje go jako postać tragiczną, która nie może znaleźć własnego miejsca, wykorzystać talentu, a nawet ofiarować uczucia, mimo swojej wewnętrznej wrażliwości. W jednej ze scen bohater „spowiada się” ojcu. Wyznaje, że jest wciąż w bezcelowej drodze, która po krótkiej przerwie daje złudzenie ładu, szybko zanikające. „Pięć łatwych utworów” to opowieść o niekończącej się tułaczce, stanowiącej próbę odnalezienia drogi właściwej, odpowiedniej naturze danej jednostki.
Obejrzałam- znakomity film pod każdym względem. Amerykańskie kino lat 70 moje ulubione. Główny bohater porzucił strefę komfortu , która dla reszty towarzystwa była zadowalająca i muzycznie urzekająca ;)
Ja postrzegam głównego bohatera może i jako pogubionego, może poszukujacego, ale z wrażliwością to u niego na bakier, przynajmniej w stosunku do kobiet. Raczej jest człowiekiem próżnym, bezpardonowym i nie zbyt liczącym się z otoczeniem.
jak dla mnie ta postać to kawał chuja, a jej tragizm polega na tym że zorientował się dopiero na samym końcu (albo i nie)
Jednak znalazłem komentarz pod którym mogę się podpisać :) Nie wiem jakim cudem można współczuć temu facetowi...Kawał chama, który kobiety traktuje instrumentalnie i piszę to jako facet.
Klasyczny przykład pokładanych nadziei w dziecku (zarówno przez rodziców jak i samego siebie), które brutalnie mijają się z rzeczywistością. Główny bohater to wie i próbuje uciec od tego uczucia. Całe życie myślał że kimś zostanie, ale okazało się inaczej. Czy był za słaby, za leniwy, za zepsuty, czy to kwestia wychowania? Tego z filmu się nie dowiadujemy. Wiemy natomiast, że nie odnajduje się teraz nigdzie. Ani wśród ludzi inteligentnych(czyli grupy społecznej z której się wywodzi) ani wśród ludzi prostych(których obrał za cel ucieczki od "swoich"). Zawieszony między dwoma światami, jedną nogą stoi w jednym z nich by za chwilę wrócić do poprzedniego, i tak w kółko. Ostatecznie wyjeżdża na Alaskę, którą sam wyśmiewał. To pokazuje absurd postaci. Sam nie wie czego chce ale dyktuje innym co mają myśleć. Sam nie potrafi kochać ale dyktuje żonie brata jak powinno wyglądać jej szczęśliwe życie. Nieszczęśliwy nie może pogodzić się ze swoim losem i przerzuca negatywne emocje na innych. Szuka negatywnych cech w ludziach by przez chwile poczuć się lepszym ale w środku wie, że jest nikim, że jest gorszy. Gardzi wszystkimi i wszystkim dookoła bo gardzi sobą. Dla mnie jest nieprawdopodobne, że Nicholson tak dobrze to zagrał.
Edit: czerwona kurtka nieprzypadkowa ;)