Nie wiem jak inni, ale nie doszukałem się w tym filmie niczego glebszego, nawet na fundamencie rodziny jako centrum wydarzen. Nie wyczulem tez rzekomej zapowiedzi fali młodziezowej kontestacji konca lat 60, ubiegłego wieku. Wyczułem raczej dozę psychozy, choroby psychicznej młodego człowieka, który nie uzasadnia w żaden sensowny sposób swoich czynów, a tym bardzije w sferze kulturowej.
Smierc matki byla wynikiem rachunku ekonomicznego sumienia (bezwgledny kapitalizm, walka o wlasne przetrwanie kosztem najblizszyzch, wyzwolenia sie z jarzma ponizania i braku zrozumienia), utopienie brata mozliwoscia ucieczki od konformizmu, a koncowa scena - symbolicznym wyzwoleniem.
Nic ciekawszego poza tym nie zauwazylem.
Film oceniam na 6/10.