Nie będę za bardzo wnikał w samo założenie, na którym opiera się cała seria, bo wiadomo że nikt o zdrowych zmysłach nie pokusiłby się o taki "eksperyment społeczny". Nie będę też psioczył na "odwrócony rasizm" w filmie, gdzie nie ma ani jednej białoskórej osoby, która nie byłaby zła do szpiku kości. Ale na litość szatańską, nie pamiętam kiedy ostatni raz widziałem taki festiwal klisz okraszony papierowymi postaciami, wyciętymi niemal żywcem z książek dla dzieci. Nagromadzenie głupoty jest niemal kosmiczne, prawie nikt tu nie postępuje logicznie. Bohaterowie w środku nocy oczyszczenia, gdzie wszędzie grasują uzbrojeni psychopaci, idą spacerkiem po ulicy, bo scenariusz akurat każe im porozmawiać, a przecież nie będą robili tego w biegu. Ludzie zbierają się w kościele, żeby schować się przed "czyszczeniem", ale nawet się nie zabarykadują. Gangsterzy, handlujący narkotykami i zabijający z zimną krwią konkurentów, okazują się być rycerzami broniącymi obywateli swojej dzielnicy a ich szlachetny przywódca poświęca się dla swojej byłej dziewczyny, która nawet go nie lubi.
Nie wiem dla kogo są takie filmy, ale ja się czułem chyba trochę obrażony przez reżysera i scenarzystę, którzy potraktowali mnie jak idiotę. W zasadzie tylko od strony technicznej nie ma się do czego przyczepić. 3/10