Nastawiłem się na niewymagającą rozrywkę na nieco ponad godzinę. I prawie ją dostałem, bo Japończycy odpowiedzialni za oprawę audiowizualną swoją część zrobili nieźle – ładny projekt postaci, niezła tła i scenografie, dobra animacja (nawet renderingi niespecjalnie raziły), niezgorsza muzyka. Niestety Rosjanie swoje, czyli scenariusz, sknocili. Ja rozumiem – alternatywne realia drugowojenne w klimacie science-fiction, więc nie nastawiamy się na nic poważnego. Mimo wszystko miałkość, sztampowatość, chaotyczność i – przede wszystkim – debilizm scenariusza odbierał naprawdę wiele z zabawy. Szczytem szczytów były pseudodokumentalne wstawki... Od mniej więcej połowy salwy śmiechu komentujące głupotę scenarzystów były nieodłącznym elementem seansu, przynajmniej podczas pierwszego pokazu na 25. WFF.