Jako,że w poprzednim temacie zabawa się zbyt dobrze nie przyjęłą,postanowiłem spróbować na osobnym temacie... A więc, ogólna koncepcja jest taka,żeby umilić sobie czas oczekiwań na zwiastuny,a następnie sam film... jak? Spróbować napisać opowiadanie! Taką naszą, literacką wersję trzeciej części. Były już wasze propozycję co do tego, co byście widzieli w filmie? a teraz proponuję sprawdzenie Waszych literackich zdolności.:D Ja zacznę.
?Statek się kołysał. Cała załoga spała. Był w końcu środek nocy. Nikt więc nie zauważył, idącego na palcach małego chłopca. Chłopiec ów kierował się do kwatery kapitana statku. Nawet gdyby to był środek dnia, nikogo to by specjalnie nie zdziwiło, wszak kapitan statku był ojcem skradającego się w tym momencie młodzieńca. Chłopiec dotarł w końcu do kabiny, w której miał nadzieję znaleźć to, czego szukał od dni kilku. I nie pomylił się. Przy stole, z głową na stole, który teraz pokrywało mnóstwo map, pochrapywał dorosły mężczyzna z czerwoną chustą na głowie, a w zwisającej ze stołu ręce trzymał? tak! To była ta butelka, której tak bardzo chciał skosztować młody pirat! Nie wiedział, co prawda, co to jest? ale widział, iż wszyscy piraci na statku popijali ów płyn na codzień? więc on też zapragnął spróbować? podkradł się do ojca? zabrał delikatnie butelkę z ręki rodziciela? i rozradowany zdobyczą skierował się do wyjścia? ojciec poruszył się. Chłopiec zamarł w bezruchu. Już był prawie przy wyjściu? ale nie zauważył, iż lewą nogą zahaczył o zwój liny leżący na podłodze. Dalej było tylko słychać brzdęk tłuczonego szkła. I okrzyk zbudzonego ojca: JACKU SPARROW!! ILE RAZY MÓWIŁEM, ŻEBYŚ NIE RUSZAŁ MOJEGO RUMUUU!!!
Kapitan Jack Sparrow obudził się zlany potem. Wspomnienia z dzieciństwa nie były dla niego zbyt przyjemne. A sytuacja w której się właśnie znajdował, również do takich nie należała? wciąż podnoszące się podłoże, na którym sypiał ostatnimi czasy, ciągle przypominały mu o tym bo, jak tu, do stu piorunów wydostać się z żołądka potwora morskiego, do którego wskoczyło się parę dni temu??
PS. Mam nadzieję, że historia, jak i sam pomysł przypadnie Wam do gustu? aby zabawa mogła trwać dłużej, starajcie się pisać dłuższe wypowiedzi. Może nie takie, jak moje, bo mnie ?trochę? poniosło?:D ?ale, jednak jedno zdanie to za mało. No i chronologia też jest ważna. Najpierw uwolnijmy Jacka z bebechów Krakena?Wiem, że już na początku byście chcieli opisać ślub Jacka i Eli, a zaraz później pożarcie Willa przez Krakena? ale wtedy zabawa nie będzie miała sensu. Tak więc? Miłej zabawy. O ile, takową podejmiecie.:D
"Dziwnym trafem Kapitan Jack Sparrow obok swojej osoby znajduje butelkę rumu, ulubionego trunku Jacka lecz zastanawiało jego jedno jakim cudem ta butelka znalazła się w brzuchu tego potwora morskiego..."
PS może nie jest to najlepsze, ale mam nadzieje, że ujdzie w tłoku :)
Jack poczuł potworne ciepło i otworzył oczy. Bezkresne, piszczyste równiny rozciągały w nieskończoność. Jego zdziwienie nie miało granic - próbował przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia, ale jedyne co pamiętał to ohydny oddech Krakena - później juz tylko ciemność.
Jack wstał i kilkoma płynnymi ruchami starł piasek z siebie. Czuł potworny żar i oddałby wszystko za butelke rumu.
- Gdzie ja jestem - wyszeptał.
Nie miał pojęcia w którą stronę iść bowiem wszędzie ta sama bezkresna pustynia. Wyjął busolę. Kompas początkowo szalał we wszystkie strony lecz po chwili wskazał pewien kierunek. Spojrzał w tą stronę i nieopodal zauważył swój wierny kapelusz.
- O, na początek może być!- wykrzyknął z zadowoleniem.
Podszedł pewnym lecz niezdarnym krokiem gdyż piasek utrudniał mu chodzenie. Kiedy go podniósł zauważył coś dziwnego na piasku. Nie przypominało mu to niczego, jakby kawałek czerwonego kamienia. Niepewnym ruchem próbował to podnieść. Nagle w spod piasku zaczęło się coś wynurzać. Tak gwałtownie i szybko, że wręcz odrzuciło Jacka.
-KRAB?! -przeszło mu przez myśl.
Stworzenie przypominało kraby które znał każdy żeglarz jednakże był jakiś inny.
Gigantyczny prawie na dwa metry krab stanął nad Jackiem kłapiąc żarłocznie kleszczami. W tej chwili nieopodal Jacka ziemia zaczęła się znowu unosić oraz w kilku innych miejscach. Po chwili wokół Jack zebrała się pokaźna grupa krabów oraz innych stworzeń. Uszłyszały kleszcze pierwszego kraba i wygłodniałe od wieków powstały z głębokiego snu z piaszczystych otchłani.
Jack Sparrow mocno wytrzeszczał oczy, był oszołomiony i sparaliżowany.
-O...-wyszeptał Jack.
Jack sięgnął do pasa, szybkim ruchem wyszarpnął szablę. Rozejrzał się wokół. Po prawej stronie miał parę krabów-gigantów. Po lewej podobnie. Przed nim stał największy z całej piątki. Kapitan czarnej Perły czekał na jakiś ruch. Kraby po prawej,instynktownie przystąpiły do ataku. Jack ruszył do przodu,wprost na na największego ze skorupiaków. Rozpędzony,przeskoczył nad nim i w salcie,zdążył ciąć po odwłoku. Zraniony krab wydał piskliwy odgłos,ale wciąż trzymał się na... nogach? ...odnóżach. Pozostałe cztery również nie ustępowały. Ponownie otoczyły Jacka. Tym razem, nie było drogi ucieczki. Ruszyły wszystkie naraz. Jack,nie mając innego pomysłu, czekał. Aż wszystkie się zbliżą na tyle blisko... aby mógł wyskoczyć. Jak pomyślał,tak też zrobił. Wszystkie szarżujące na niego stworzenia morskie sderzyły się głowwami,czy co tam miały i padły jak nie żywe. Jack wylądował na tej krabiej stercie. Ześlizgnął się na piasek,ppo skorupie największego z nich. Zastanawiał się,gdzie u krabo morskich,zwlaszcza takich dużych,sprawdza się puls. Jako,że ta informacja była mu niezbędna,aby wproadzić w życie plan ucieczki, obstukał wszystkie muszle. Gdy zauważył,iż wszystkie nieznacznie sie poruszały,odechnął z ulgą i zaczął szukać jakiegoś linopodobnego materiału.
- Ciekawi mnie tylko,czy kraby morskie,podobnie,jak żółwie nadają sie na tratwe... hm... interesujące... bardzo interesujące... - pomyślał Jack.
Rozumiem ze to ma niewiele wspólnego z prawdziwym filmem.Tak naprawde przecież ani will ani Jack nie wydostali sie z wyspy , płynac na żółwiach!!!A w przeszłości Jack Sparrow był Jackiem Smithem...
Choc co do tej drugiej wiadomosci nie jestem pewna
Mysle ze chodzilo jej o to zdarzenie kiedy ow ktp. Sparrow ((1 czesc)) wyladowal... bleee... no wiecie gdzie :D i ten facio z portu powiedzial mu ze musi mu podac nazwisko i zaplacic... iles tam... i wtedy Jack przkpil go zeby "zapomniec o nazwisku" i wtedy ten koles dal mu na nazwisko Smith czy jakos tam :D
Kapitan Jack Sparrow był w powaznych tarapatach. Uwięziony w zaswiatach i otoczony przez zgraje zmutowanych stworzeń miał tylko jedno wyjście - walczyć o zycie. A może o duszę?
Bez zastanowienia wyciągnął szablę i pistolet. Echo wystrzału, dym i zapach prochu - jedno ze stworzeń dostało prosto w slepia kwicząc przy tym jak zażynane prosie. Drugie bydle, które było najbliżej otrzymało cios szablą między oczy wylewając zielone wnętrzności na Jacka. Płynnym ruchem wstał na nogi i uciekając mijał kraby giganty oraz ich szczypce cudem unikajac śmierci. W końcu zatrzymał się zdyszany gdyż zobaczył coś o wiele bardziej przerażającego. Oto tysiące olbrzymich skorupiaków i pajako podobnych stworzeń otoczyły Jacka. Poczuł się jak w olbrzymim mrowisku bez szans na ucieczkę i przezycie. Tysiące morderczych kleszczy zbliżało się z kazda sekunda. Dziwaczne stwory właziły na siebie, przeracając się byle tylko dopaść go jako pierwsze. W tej samej chwili kiedy Sparrow przygotował się do odparcia pierwszego ataku nagle tysiące paskudnych potworów zaczęło zagrzebywać się w piasku by po chwili pozostawić pustynię tak pustą jak na początku. Usłyszał za sobą odgłosy stapania po piasku. Kiedy się odwrócił tajemnicza postać ujawniła swe oblicze.
-Davy Jones - wyszeptał Jack szczerząc zęby.
- Jak Ci się tu podoba, Jack -wypowiedziała ohydna, ośmiornicza gęba z szyderczym uśmieszkiem.
Rauqel - sorry, że mam ciąg dalszy jak Ty - ale napisałem to wcześniej ale z powodu wichury zerwało nam linię i przez kilka godzin nie było prądu. Dopiero teraz mogłem to umieścić. Ale można fajnie porównać jak bardzo nasza wyobraźnia się różni ;)
Pozdrawiam
Tak też myślałem,że może być problem... z tym pisaniem...:D że wszyscy będą pisali swą wersję wydarzeń... czsami będą się pokrywały... tak,jak przed chwilą... teraz zastanawiam się,jak tu wprowadzić jako taki porządek... Jeśli macie jakieś,pomysły,dajcie znać. Ja już dziś fabularnego niestety nie napisze... klasa maturalna... trochę do nauki jest... ale jeszcze kilka razy tu dziś zajrze do godziny duchów...
Mam. Rozwiązanie Problemu. Jeżeli będzie miała miejsce podobna sytuacj,jak przed chwila... z paroma wersjami tych samych kolejnych wydarzeń... wybieramy wspólnie jedną. tą,która się większości spodoba... jako,że sądzę,iż Tobie bardziej przypadła bardziej do gustu Twoja wersja (co nie jest szczególnie dziwne:)... mi również Twoja wersja wydarzeń się bardziej podoba. Więc,pozwól,że teraz wezmę się za spisanie pomysłu,który mnie przed sekundą naszedł:D
Jack myślał gorączkowo.
- Davy Jones... to jego świat... jego świat... nawet słoja z ziemią nie mam... i tak pewnie na nic by się nie zdał.
Kapitan Holendra był coraz bliżej. Jack zaczął uciekać. Mimo wielu ran,które odniósł w walce z krabami,był szybszy od kulejącego Jonesa. Biegł ile sił w nogach. Na choryzoncie dostrzegł jakąś postać. Przyspieszył. Gdy był już w stanie dostrzec zarys postaci,zamarł. To był Davy Jones. Odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku,z którego przybiegł. Rany zaczęły krawić jeszcze obficiej. Zaczął kuleć. Był zmuszony przystanąć. Zamknął oczy. Kilka płytkich oddechów. Podniósł głowę. I stanął twarzą w... hm... ...z Jonesem.
- Nie uciekniesz Sparrow! To mój świat! Wiem,co się kłębi w twej głowie... znam wszystkie twoje decyzje,zanim je podejmiesz. Nie uciekniesz stąd. Masz jeszcze 100 lat służby do odpracowania. I musisz odzyskać moje serce! Albo oddaj mi swoje... - wyciągnął rękę,w której po chwili pojawiło sie bijące serce.
Jack poczuł silne ukłucie w klatce piersiowej. I po raz kolejny, skurcze żołądka Krakena wybudziły go ze snu.
-Może to i lepiej,pomyślał. Nie za ciekawie się tam zaczęło robić...
Wymacał miejsce,gdzie u zwykłych śmiertelników zwykle znajduje się serce. Pik-pik wciąż pikało. Ale jednak nie wszystko było tak,jak być powinno. W paru miejscach Jack krwawił. W miejscach, w których został zraniony przez kraby. Sięgnął po swą szablę i cofnął rękę z obrzydzeniem. Ostrze było całe w zielonej posoce. Posoce kraba.
-Co to ma być... Przecież to był tylko sen... a jeśli nie? Jeżeli to była jakas chora kraina półsnu stworzona przez Jonesa?
Jack nie wiedział co myśleć. Wiedział jedno. Musi się stąd wydostać. Zanim soki trawienne Krakena również go strawią. Bądź zostanie zabity przez swoje sny,które wcale,a wcale snami być nie musiały.
Opowiadania pierwsza klasa :D Moze pokryja sie z prawdziwym scenariuszem POTC 3. Przynajmneij nie ktore wydarzenie :) Fajnie by bylo!
Ps. Ludziska macie talkent, do tych opowiadan, nawet nie wiecie jak wielki!
a wiec tak barbossa i bloom plyna do krainy maciejolandi do WODZA Maciusia aby dowiedziec sie czy jack zyje. Macius mowi im ze jak da mu 5 zeta na piwo ,, Bartek ,, to mu odpowie bloom zgodzil sie dal mu kase , ale maciek znany z zachlannosci wiedzac o tym ze bloom jest dosc popularny nakazal mu jeszcze wraz z premiera filmu zareklamowac jego najnowsza plyte CO SIE STAO!!!!!!!! wkoncu doszli jakos do ugody a wiec o to co powiedzial maciek; BLOOM wiesz co znajdziesz go dopiero w 4 cz filmu pod tytulem ,, PIRAT MACIEK,, - tekst nie mial na mysli na kogos obrazaniu jakby co
-Ostanim moim więźniem w czeluściach Krakena był Barbossa, bowiem jego ciało i woń padliny zwabiła mojego potworka. Barbosa uciekł z mojej krainy przez tą wiedźmę Tia Dalmę która znalazła jakiś diabelny sposób. Ale to ostatni taki mój błąd. Ty Jack'u Sparrow'ie nie będziesz z pewnością nastepnym! - powiedział Davy Jones (telepatycznie do Jacka).
W ramach offtopicu... pytałeś na tamtym temacie o muzę z trailera. Odpisałbym na tamtym,ale już tam nic nie widać...:) CBR,muzę do trailerów zwykle robi cudowna grupa Immediate Music. Z trailerami Skrzyni było podobnie. I tak utwory te to: Defcon (Choir) i Epicon (Choir). Oba kawałki są genialne. Mam parę albumów tejże grupy. Łatwo je ściągnąć z torrentów. Jeżeli będziesz miał problem ze ściagnięciem tychże utworów(ja miałem),daj znać. Został adres email,czy coś. Prześle Ci.
Te utworki to mam - chodzi mi o ten kawałek (w zwiastunie) kiedy Davy Jones krzyczy Jaaack Spaaarow??? Wychodzą armaty itp. i tu zaczyna się genialna muza do końca.
Zobacz co ma Skrzynia umarlaka:
http://www.soundtrack.net/trailers/?cid=P&id=1741
Zjebałeś Raguel. Zjebałeś totalnie. Jak już robisz temat, to wpisz całość już stworzoną, a nie tylko swoją część. Teraz się powpisywali inni i w ten sposób są dwie historie. Po prostu zjebałeś totalnie. Jeśli ktoś chce kontynuować opowieść z tematu o zwiastunie to zapraszam do mojego, nowego tematu.
http://www.filmweb.pl/topic/561489/Opowiadanie+%22Piraci+z+Karaib%C3%B3w++Na+kra %C5%84cu+%C5%9Awiata%22.html
Zjebałem? Nie... po prostu założyłem nowy temat. Nie chciałem kontynuować opowieści z tamtego tematu... chiałem zacząć historię od nowa. Od mojej części i zobaczyć,co inni wymyślą... nie chciałem kopiować Waszych opisów... a,że CBR się dołączył i też skopiował swoją czzęść z tamtego tematu... nie moja wina... specjalnie po prowadziłem akcję tak,żebyś mógł się wpasować ze swymi opisami... a tak... wyszły dwa tematy o opowiadaniu,na którym będą się udzielać te same osoby...
Next Chapter:D
Tymczasem, w Port Royal, w jednej z przepięknie umeblowanych pomieszczeń, przed lustrem stał mężczyzna. Wyprostowany, dokładnie ogolony, uczesany. Podziwiał swoje odbicie w lustrze. I z satysfakcją poprawiał każdą, nawet najmniejszą nierówność na swym nowym mundurze. W komnacie rozległo się pukanie.
- Wejść. - odrzekł, surowym tonem, mężczyzna przed lustrem.
W lustrze dostrzegł stojącego za nim posłańca z herbem Kompanii Zachodnio-Indyjskiej na piersi. Młodzian zasalutował. Mężczyzna kiwnął głową.
- Admirale, jest pan proszony na audiencję u Lorda Becketta.
- Dziękuję. Możesz odejść.
Posłaniec ukłonił się lekko i pospiesznym krokiem, opuścił komnatę. Mężczyzna, nazwany admirałem, nałożył perukę, jeszcze raz przejrzał się w lustrze i ruszył w ślad za chłopcem na posyłki. Jako, że droga do sali, w której rezydował Lord mieściła się w drugim skrzydle dworu, admirał miał czas na przemyślenia.
- Pewnie chodzi o serce Jonesa? Beckett podjął już decyzję, jak je wykorzystać. I z tym, zapewne będzie związane kolejne zadanie?
Jego domysły potwierdziły się już w komnacie Lorda, gdy stał na baczność przy biurku i wsłuchiwał się w plan, który Beckett przedstawiał mu od chwil paru. I wcale mu się ten plan nie podobał.
- Lordzie? chciałbym zauważyć, że?
- ?że co? Admirale Norrington, waszym zadaniem jest wypełnianie rozkazów, a nie ich kwestionowanie? czy wyrażam się jasno?
- Ależ oczywiście? ale?
- Żadnych ale! ? podniósł głos Lord
- ALE ? wyraźniej zaznaczył Norrington ? ale co jeśli Jones mnie pojmie? zaciągnie do załogi?
- Wydaję mi się, że jednak zbyt szybko podjąłem decyzję o twoim awansie?
- Ale to jest samobójstwo! Bez załogi?! Bez broni?! Z jednym sztyletem przy pasie?! Wysyłasz mnie na pewną śmierć!! Lordzie. ? dodał po chwili.
- Zapominasz się. A nie wysyłam Cię na Latającego Holendra, abyś walczył? tylko, żebyś ustalił warunki współpracy. A to będzie gwarantem twego bezpieczeństwa. ? rzucił na stół skórzany woreczek, z którego dobiegał odgłos bijącego serca. Serca kapitana Latającego Holendra.
w temacie jest "Piszemy Opowiadanie",a nie "Raguel pisze opowiadanie"...:D Ja, póki co, wene straciłem. Jak tylko wpadnę mna coś,to napiszę ciąg dalszy...
Człowiek,a Geniusz... to się raczej nie wyklucza... ale sporo jest przesady w tym co mówisz... ja skromny człowiek jestem... ale,jak coś,autografy rozdaję w godzinach od 23:00 do 23:05... a mój numer gg to 8075466...:D
To co piszesz jest świetne! Nie myślałeś o założeniu bloga z jakimś opowiadaniem? Chętnie bym poczytała.
Nie myślałem o blogu. Nie podoba mi się idea blogów. Ale coś mojego,będzie można przeczytać w tym temacie. Choć wolałbym,żeby któs tą historię tworzył razem ze mną... póki co, był jeden chętny...:(
No to juz wiemy kto wyda kolejna świetną ksiązke .... Ja kupie napewno..a jeszcze jak bedzie z autografem, sukces masz murowany!!!:D
Następny rozdział...
Pięciomasztowy kolos wpłynął na spokojną toń Atlantyku. Za rufą zostawił już ledwo dostrzegalne brzegi Hispanioli i teraz, dumnie pędził na południe, dziobem wyznaczając odległy cel rejsu. Kapitan Barbosa, stał wyprostowany na pokładzie wielkiego okrętu, w kolorze bieli. Jedną ręką ujarzmiał ster, w drugiej z kolei trzymał nadgryzione, zielone, soczyste jabłko, którym raczył się co jakiś czas...
Słońce pokazało się na horyzoncie, inaugurując tym sposobem rozpoczęcie nowego dnia, a zatem i nowej przygody. Pokład wydawał się być całkowicie pusty, gdyż załoga pogrążona była jeszcze w głębokim śnie. Wtem z głębi okrętu wynurzyła się czyjaś sylwetka. W kierunku Barbosy zbliżała się złotowłose uosobienie urody i gracji... Kapitan patrzył z podziwem na jej idealne kształty, licząc na pełne ciepła powitanie. Niemniej, bardzo się rozczarował. Elizabeth obrzuciła go zimnym spojrzeniem i zapytała ironicznym tonem:
-Gdzie teraz zamierzasz nas doprowadzić, królu Atlantyku?
-Płyniemy w jedynym słusznym kierunku, by odzyskać Czarną Perłę...- odpowiedział zamyślony Barbosa, po czym ze złością ugryzł spory kawałek jabłka.
-Jacka!
-Cóż takiego?
-Płyniemy, by uratować Jacka, Czarna Perła nie jest celem naszej wyprawy...
-Słuchaj dziecino, póki co ja tu jestem kapitanem, a co za tym idzie, ja decyduję, gdzie popłyniemy, zrozumiano?
Elizabeth odwróciła się i podeszła do jednej z beczek na broń. Wyciągnęła szablę, ostrzem celując w pierś Barbosy:
-Nadal czujesz się tak pewnie, Barbosa?
-Dziecino, gdzie Twoje zasady, chcesz zabić bezbronnego? - wyszeptał z przerażeniem Barbosa, po czym prędko dodał: Nie zabijesz mnie, jestem Wam potrzebny, jeśli chcecie uratować Sparrowa.
-Chyba nie wiesz do czego kobieta jest zdolna, prawda?- zapytała Elizabeth, a na jej twarzy malował się szyderczy uśmiech. W tym momencie Barbosa, korzystając z chwili nieuwagi, dobył szabli i skrzyżował ją z bronią panny Swann:
-Słyszałem, że Turner uczył Cię szermierki. Nie myślisz chyba jednak, że jakaś kobieta mogłaby pokonać starego Barbose, co? - wycedził kapitan.
Wtem, Elizabeth podjęła błyskotliwą decyzję. Wykorzystała pewność siebie Barbosy i kopniakiem uruchomiła ster. Nagle, statek zakołysał się, a z pod pokładu dało się słyszeć okrzyk wyrwanej z letargu załogi. Swann, w samą porę uchwyciła się steru i utrzymała równowagę, jednak Barbosa zachwiał się i z łoskotem uderzył o pokład. Elizabeth kopnęła broń Barbosy spoczywającą na ziemi, tak by ten nie mógł jej dosięgnąć i podeszła do kapitana, przyciskając ostrze szabli do jego szyi:
-Wspominałam Ci już, że nie wiesz do czego kobieta potrafi być zdolna? - zapytała z szyderczym uśmiechem. Tymczasem przestraszona załoga wybiegła na pokład i w chwilę później wszyscy otoczyli sprawców zaistniałej sytuacji:
-Morale załogi, bardzo się chyba teraz zachwieją. Stracisz autorytet, prawda Barbosa? - rzekła panna Swann. Elizabeth szukała po tłumie twarzy Willa, lecz tego nigdzie nie było... Jej oczy znalazły go przy sterze. Will objął kontrole nad okrętem, jednak wydawał się być zupełnie niezainteresowany rozwojem sytuacji. Rozzłoszczona Eli powiedziała:
-Teraz Barbosa, poinformuj mnie łaskawie, dokąd płyniemy ?
-Kraken zaatakował w Imperium Chińskim... - rzekł Barbosa i nie wzruszony powstał z ziemi, otrzepując z płaszcza pokładowy brud. Cel rejsu był zatem znany...
Nareszcie!! Doczekałem się!!:D Ktoś się przyłączył!! Hurra!!:D Akurat do tego,co się działo z Ratownikami Sparrowa nie miałem pomysłu... Dzięki Wielkie...
Elizabeth otworzyła szeroko oczy, znów usnęła na straży.Wśród migoczących gwiazd na niebie nie było widać ani księżyca, ani jednej chmury....Lizz wstała z beczki na której przysnęła.
Odgarnęła włosy i wzrokiem odszukała Willa.Pomagał zawieszać żagiel. Uśmiechnęła się i zwróciła wzrok w zupełnie inna stronę.
Odskoczyła gdyż odwracając głowe ujżała przed soba miła twarz Tii Dalmy
-Wystraszyłaś mnie!-powiedziała.
-Nie bardziej niż ty mnie Elizabeth.-odpowiedziała kobieta co pare minut spoglądając na Turnera.
-Widzisz tam coś?-zapytała dziewczyna trochę podirytowana zachowaniem szamanki
-Will Turner, jest ważny.Nie możecie go stracić.
-Will....
-Tak..-powiedziała i uśmiechnęła się lekko odeszła zostawiając Elizabeth z własnymi przemyśleniami.Nie zdążyła odejść daleko. Lizz wstała i podbiegła do niej.
-A Jack,? Po co płyniemy po Jack'a skoro liczy się Will.
-Jack jest częścią tej układanki
-Układanki?!-zdziwiła się
-Nie wszystko jest proste.
-A jak go znajdziemy ?
-Wszystko w swoim czasie.Jack Sparrow jest bliżej niż wszyscy myślicie.Księżyca już nie widać.Jesteśmy prawie na krańcu świata...
Elizabeth rozejrzała się po niebie. Rzeczywiście nigdzie nie można było dojżeć pięknego zjawiska jakim był księzyc. Żagle miotały się na wietrze, delikatnie rozwiewając Włosy Elizabeth...
Panie Gibbs!-rozległ się donośny okrzyk Willa.
Nie słysząc odpowiedzi przyjaciela zawołał jeszcze raz.
-Panie Gibbs!!!!
Joshamee Gibbs wyłonił się z pod pokładu wyraźnie zaspany, oczy lekko zaróżowione od ścierania snu z powiek.Wyczołgał sie z pod pokładu ,widac było że miał bliższe spotkanie ze stałym przyjacielem pirata -Rumem
-Tak jest panie Turner.
-Musisz nam pomóc...
-W czym?
-Patrz.!-powiedział i wskazał na zbliżający się statek.
Wszyscy spojrzeli w stronę ,którą wskazał Will.
-To pirackie Flagi.-powiedział Gibbs
Załoga spojrzała po sobie mierzą się wzrokiem .Elizabeth zadrżała, Will lekko wzdrygnął się na wypowiedziane przez Gibbs'a zachrypłym głosem "PIRACKI"
-
Od razu szajs... więcej wiary w siebie... ja się tam cieszę,że ktoś,oprócz mnie,zaczyna coś tutaj pisać... a,jeżeli chodzi o moje twory,też nie są takie cudowne... poczekajcie,aż moją przyjaciółkę uda mi się namówić do współpracy...
Ragusiu, czy zdajesz sobie sprawę, z jakimi konsekwencjami będzie się wiązało moje zaangazowanie w ten jakże cudowny projekt?
Podejmiesz to ryzyko?
*mroczna muzyka, rodem z Silent Hilla.*
Btw. ludzie, świetną rzecz robicie, trzy razy z krzesła spadłam, jak to czytałam. ^^
O. Pojawił się Kokainowy Kociak... brrr... powiało grozą... ale jeszcze Cię,Skarbie, przekonam... już znajdę na Ciebie sposób... będziesz tu pisać... zobaczysz... Anioły Zemsty tak łatwo snie ustępują...
(Czyli co mogło się dziać na tym przerażającym, "PIRACKIM" statku. bez sprawdzania błędów, więc mogą być literówki. No, to czekam na zjechanie. :D)
Toriette zmrużyła niebezpiecznie oczy. Obcasy jej wysokich, skórzanych butów stuknęły w zbutwiałą podłogę, palce zanurzyły się w obciętych na wojskową modułę białych włosach, kontrastujących z czekoladową opalenizną.
Dziewczyna przygryzła z konsternacją wargę. Nawet z tej odległości mogła wyraźnie dostrzec krzątającą się po pokładzie, barczysta, wysoką postać w czarnym kapeluszu, z długą, krzaczastą brodą. Bezimienny statek, który widziała z daleka, z bliższej perspektywy nagle wydał się jej jeszcze ciekawszym łupem, niż przed chwilą. Ostrożnie złożyła lunetę i z nabożną wręcz czcią włożyła ją do skrawka materiału, udającego koszulę, po czym odwróciła lekko głowę w kierunku stojącego za nią bosmana, niezbyt wysokiego człowieczka o przyprószonej siwizną ciemnej czuprynie.
- Proszę się przygotować do abordażu, panie Blomwood - zarządziła władczo, krzyżując ręce na piersiach. Mężczyzna kiwnął lekko głową, i już miał zamiar zwoływac całą załogę, kiedy nagle, kobieta zatrzymała go jednym ruchem nadgarstka.
- Ale, zanim pan odejdzie... -zaczęła niepewnie, dziękując w duchu niebiosom, że na jej opalonej skórze nie będzie widać ani śladu rumieńców. Pan Blomwood rzucił jej zniecierpliwione spojrzenie.
- Tak, pani kapitan? - zapytał nerwowo bawiąc się zwisającym mu z szyi łańcuszkiem. Dziewczyna odwróciła się twarzą w jego stronę i z niesamowitą pewnością siebie, wręcz graniczącą z pychą, spojrzała swojemu podwładnemu w oczy.
- Mam do pana pewną ważną sprawę, panie Blomwood - rzekła, wciąż nie spuszczając go z jasnego, świdrującego spojrzenia jadowicie zielonych oczu. Człowieczek spojrzał tęsknie za pośpiesznie skręcającym w przeciwną stronę statkiem, który miał się przecież już za chwilę stać ich nowym łupem.
- Czy to... - zaczął niepewnie, urywając natychmiast pod wpływem jednego ruchu jej wąskich brwii.
- Niestety, wymaga ona natychmiastowej konsultacji z panem.
- Ale... ten... statek... - próbował bronić swoich racji, wskazując palcem na oddalającą się łajbę. Kobieta wzruszyła ramionami.
- Nie ucieknie. A nawet jeżeli... - położyła dłoń na swojej wyszczerbionej szabli- to i tak niezbyt daleko.
Mężczyzna westchnął głęboko.
- Pani kapitan, nie chcę podważać pani autorytetu, ale...
- Jak wyglądają moje piersi w tej bluzce?
Pan Bloomwod, mimo całej swojej wielkiej tolerancji dla wszelkiej maści dziwactw ukochanej pani kapitan, był w tym momencie tak zaszokowany, że jedyną trafną ripostą, na którą było go w tej chwili stać, było zduszone, niezbyt inteligentne, ale za to pełne treści:
- Co?
Toriette prychnęła z irytacją, niczym dzika kotka.
- Jesteś głupi, głuchy, czy tylko tak dobrze udajesz? -zapytała, chwytając się kurczowo za nieśmiało wychylające się spod fałdek materiału sprawczynie owego zamieszania - Jak moje bliźniaczki wyglądają w tym łachu? Dobrze?
Mimo narastającego uczucia zażenowania, pan Blomwood znalazł w sobie na tyle dużo samozaparcia, żeby uśmiechnąć się zawadiacko.
- Idealnie, pani kapitan.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech, po czym złapała zatkniętą za pas szablę i poczęła nią histerycznie wymachiwać, co jakiś czas rzucając takie zwroty jak "szubrawiec", " portowa kanalia" czy "cholerny złodziej rumu".
Po tylu latach wreszcie była gotowa na spotkanie z Barbossą.
A do tego jej piersi wyglądały znakomicie.
Wiedziałem,że da się przekonać... Widzicie? To się nazywa literatura! A nie to grafomaństwo,które do tej pory tutaj zamieszczałem... ja, w porównaniu do Lene,jestem na poziomie literackim z 3 klasy podstawówki... a czy to powód do zmartwień??!!:D
Tymczasem Gibbs, Turner i panna Swann wymieniali swoje uwagi, co do kolejnych działań... Wszyscy byli zgodni:
-Jeżeli zwiększymy prędkość do dwunastu węzłów i popłyniemy z wiatrem w plecy, zdołamy uniknąć konfrontacji - fachową opinie wydał Will. Wywołało to aprobatę u wszystkich innych uczestników dyskusji. Wtem, obradujący usłyszeli niski, pełen podniecenia głos, dochodzący zza pleców:
-Staniemy do walki - rzekł twardo kapitan Barbosa. W dłoni trzymał już szpadę, a za swoimi plecami miał prawie całą załogę - wszyscy byli zwolennikami starcia okrętów:
-Chyba jesteście przegłosowani - rzekł Barbosa. Wtem panna Swann wyrwała się z pytaniem:
-Dlaczego kapitanie? Czyż nie umknęlibyśmy nieprzyjacielowi, gdybyśmy postąpili zgodnie z wskazówkami Willa?
-Oczywiście, że byśmy umknęli... Płyniemy w końcu "Białą Perłą".
Wszyscy uczestnicy wyprawy, zamarli na te słowa:
-Co takiego? - ozwał się wreszcie Gibbs.
-Architekt, który zaprojektował Czarną Perłę, wcześniej wybudował jej siostrę, jedyny na morzu biały okręt... To trochę nieudany projekt, ale jeśli chodzi o parametry, ten okręt, nieznacznie ustępuję Czarnej Perle. Teraz, gdy poznaliście już tajemnice tego okrętu, przygotujcie się do abordażu...
-Nie prościej byłoby zniszczyć ich kilkoma salwami z armat? - wyrwał się jeden z majtków.
-Moja stara znajoma, chciałaby pewnie uciąć sobie ze mną małą pogawędkę...
* * *
Jack Sparrow siedział zamyślony na jednej z nieprzetrawionych części połkniętego okrętu. Zupełnie nie wiedział, co począć. Rozważał już wydostanie się z wnętrza Krakena przez odbyt, gdy wtem, usłyszał kojącą uszy melodie, dochodzącą z głębi przewodu pokarmowego Krakena. Ostrożnie stawiając każdy krok skradał się w dół oślizgłego korytarza, gdy dostrzegł źródło dźwięku. Na środku korytarza wznosiły się olbrzymie organy, na których z zaangażowaniem wygrywał złowieszczą melodie, nie kto inny, jak Davy Jones...
-Dobrze spałeś, Jack? - zapytał Jones
-Miewałem przyjemniejsze sny... - odpowiedział Sparrow.
-Panna Swann była ich bohaterem, jak mniemam...
-Nie, Czarna Perła jest zdecydowanie piękniejszym obiektem...
-Kłamiesz, Jack i sam dobrze o tym wiesz...
-Jeżeli mamy tak sobie rozmawiać, to przydałaby się butelka rumu. Wtedy, lepiej mi się zwierzać.
-Nie przyszedłem tu bez powodu, Sparrow.
-Czyżbyś potrzebował mojej pomocy?
-Nie, teraz to ty potrzebujesz mojej pomocy - rzekł tryumfalnie Jones - Przyszedłem po spłatę długu...
-Nie przyłączę się do Twojej załogi, jeśli o to chodzi... Strasznie u Was śmierdzi rybami...
-Na to również przyjdzie pora, Sparrow. Teraz jednak mam dla Ciebie inne zadanie, chodzi o moje serce?
-Serce nie sługa, Davy...
-Musisz je dla mnie odzyskać.
-Sam nie potrafisz.
-Zawarłem z Beckettem i jakimś kitajcem układ, na mocy którego pozostanę pod ich władzą przez jakiś czas, w zamian za serce...
-Cóż, jeśli dobrze się spiszesz, dostaniesz je z powrotem. Powodzenia! - rzekł Jack i ruszył w drugą stronę.
-Oni nie wiedzą, że ty tu jesteś Jack...
-Jaki to ma związek?- zapytał Sparrow.
-Odzyskasz je dla mnie...
-A co ja z tego będę miał?
-Unikniesz śmierci - rzekł Jones, a Sparrow ryknął z bólu, gdy na jego ręku pojawiła się krwawa dziura...
-Mam jakieś inne wyjście?
-Żadnego Sparrow, żadnego - rzekł Davy. Jack Sparrow poczuł jak krew nachodzi do jego oczu. Czuł niewyobrażalny ból, jakby miał zaraz umrzeć. Oczy same mu się zamykały, jednak Jack nie poddawał się. W końcu, zrezygnowany opadł z łoskotem na ciepłe podłoże.
* * *
Sparrow obudził się. Nie czuł już bólu, więc nałożywszy na głowę kapelusz, powstał z posadzki i rozejrzał się. Wokół niego rozpościerał się bezkresny, morski krajobraz, a on sam znajdował się na dziwnie znajomym okręcie. Na Czarnej Perle dokonano kilku znaczących modyfikacji, lecz najważniejsze było to, że Jack Sparrow znów był jej kapitanem... Jack żyłby zapewne odtąd długo i szczęśliwie, gdyby nie wyszyta na ramieniu klepsydra, w której zaczął przesypywać się piasek. Pod znamieniem widniał napis "Masz rok, Sparrow. Jeden rok, to od śmierci krok..."
powstala juz czesc 4 czyli ,, Maciek Pirat,, Wodz Maciek wyrusza na WYSPY TYSKIE po nastepna dostawe piwa ,, BARTEK,, ktore mu sie skonczylA po imprezie z okazji zdania amnestowej matury. Maciek wypil tak duzo na tej zabawie ze malo brakowalo aby zatonal wraz ze swoim statkiem i zaloga w wannie lecz udalo mu sie przezyc , dzieki temu ze ktos wyjal korek i cale moze zniknelo. Tylko maciek wyszedl zywo z tej strasznej sytuacji inni nie przezyli upadku. Maciek szedl 40 dni i nocy az wkoncu spotkal namiot gdziE byla wrozka powiedziala mu ze bedzie strasznie bogaty , maciek nie wierzyl w takie rzeczy wyjal spluwe paf paf i po niej. ale o to po wyjsciu z namiotu maciek zobaczyl drzwi lecz musial podac haslo aby je otworzyc , zajelo mu to 10 lat az odkryl ze haslo brzmi co sie stao , drzwi otworzyly sie a tam maciek zobaczyl goreeeeeeeeeeee zlota!!! Pomyslal sobie ku.. po co zabilem wrozke miala racje no coz najwyzej wystawie jej zajeb... pieczare!!!!!!!! :D
Rivaldo, proszę cię, jak chcesz wypisywać takie bzdury, to zrób sobie na to osobny temat, albo lepiej pisz u siebie na blogu. My tu chcemy poczytać ciekawe teksty, a nie robić sobie jaja. A temat brzmiał "Piraci z Karaibów", a nie Maciek-jakiś-tam.
W pełni popierac przedmówcę. Piratowi Maćkowi podziękujemy. A tworzenie historii zostawiam tym,którzy potrafią pisaćlepiej ode mnie. Ja, bardzo ładna historia. Raguel usuwa się w cień i będzie zaglądał tu,co czas jakiś,aby zobaczyć jak się toczą losy jego tematu,ale fabularnego już nic więcej nie napisze,gdyż przez kunszt literacki piszących tutaj popadł w depresję.
W pełni popierac przedmówcę. Piratowi Maćkowi podziękujemy. A tworzenie historii zostawiam tym,którzy potrafią pisać lepiej ode mnie. Ja, bardzo ładna historia. Raguel usuwa się w cień i będzie zaglądał tu,co czas jakiś,aby zobaczyć jak się toczą losy jego tematu,ale fabularnego już nic więcej nie napisze,gdyż przez kunszt literacki piszących tutaj popadł w depresję.