PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=121760}

Piraci z Karaibów: Na krańcu świata

Pirates of the Caribbean: At World's End
2007
7,7 399 tys. ocen
7,7 10 1 398658
6,3 60 krytyków
Piraci z Karaibów: Na krańcu świata
powrót do forum filmu Piraci z Karaibów: Na krańcu świata

Jako,że w poprzednim temacie zabawa się zbyt dobrze nie przyjęłą,postanowiłem spróbować na osobnym temacie... A więc, ogólna koncepcja jest taka,żeby umilić sobie czas oczekiwań na zwiastuny,a następnie sam film... jak? Spróbować napisać opowiadanie! Taką naszą, literacką wersję trzeciej części. Były już wasze propozycję co do tego, co byście widzieli w filmie? a teraz proponuję sprawdzenie Waszych literackich zdolności.:D Ja zacznę.

?Statek się kołysał. Cała załoga spała. Był w końcu środek nocy. Nikt więc nie zauważył, idącego na palcach małego chłopca. Chłopiec ów kierował się do kwatery kapitana statku. Nawet gdyby to był środek dnia, nikogo to by specjalnie nie zdziwiło, wszak kapitan statku był ojcem skradającego się w tym momencie młodzieńca. Chłopiec dotarł w końcu do kabiny, w której miał nadzieję znaleźć to, czego szukał od dni kilku. I nie pomylił się. Przy stole, z głową na stole, który teraz pokrywało mnóstwo map, pochrapywał dorosły mężczyzna z czerwoną chustą na głowie, a w zwisającej ze stołu ręce trzymał? tak! To była ta butelka, której tak bardzo chciał skosztować młody pirat! Nie wiedział, co prawda, co to jest? ale widział, iż wszyscy piraci na statku popijali ów płyn na codzień? więc on też zapragnął spróbować? podkradł się do ojca? zabrał delikatnie butelkę z ręki rodziciela? i rozradowany zdobyczą skierował się do wyjścia? ojciec poruszył się. Chłopiec zamarł w bezruchu. Już był prawie przy wyjściu? ale nie zauważył, iż lewą nogą zahaczył o zwój liny leżący na podłodze. Dalej było tylko słychać brzdęk tłuczonego szkła. I okrzyk zbudzonego ojca: JACKU SPARROW!! ILE RAZY MÓWIŁEM, ŻEBYŚ NIE RUSZAŁ MOJEGO RUMUUU!!!

Kapitan Jack Sparrow obudził się zlany potem. Wspomnienia z dzieciństwa nie były dla niego zbyt przyjemne. A sytuacja w której się właśnie znajdował, również do takich nie należała? wciąż podnoszące się podłoże, na którym sypiał ostatnimi czasy, ciągle przypominały mu o tym bo, jak tu, do stu piorunów wydostać się z żołądka potwora morskiego, do którego wskoczyło się parę dni temu??

PS. Mam nadzieję, że historia, jak i sam pomysł przypadnie Wam do gustu? aby zabawa mogła trwać dłużej, starajcie się pisać dłuższe wypowiedzi. Może nie takie, jak moje, bo mnie ?trochę? poniosło?:D ?ale, jednak jedno zdanie to za mało. No i chronologia też jest ważna. Najpierw uwolnijmy Jacka z bebechów Krakena?Wiem, że już na początku byście chcieli opisać ślub Jacka i Eli, a zaraz później pożarcie Willa przez Krakena? ale wtedy zabawa nie będzie miała sensu. Tak więc? Miłej zabawy. O ile, takową podejmiecie.:D

_Ja_

Jako,że mimo naruszenia chronologii... wersja Mikael przypadła mi bardziej do gustu... ciąg dalszy będzie tworzony właśnie od zakończenia jego tekstu... żeby wszystko było jasne,bez zbędnych komplikacji, tworzeniem ciągu dalszego, zajmie się Liriel. Spór zakończony.:D

Within_Destruction

- Tak jak i ja - padło z ust Willa który pojawił się tam nie wiadomo skąd.
-Mógłbyś mi wyjaśnić Sparrow co...- urwał, gdyż w kontynuacji myśli przeszkodziła mu poszczerbiona szpada Toriette.
Zamarł również Barbossa który miał okazję przyjrzeć się otworowi lufy wymierzonej prosto między jego śmiertelne już oczy.

-Tak się składa moi panowie, że mam z Jackiem parę niecierpiących zwłoki spraw do wyjaśnienia. Zatem wybaczcie.
Skierowała wzrok na miejsce w którym przed chwilą siedział Jack i...

ocenił(a) film na 5
Within_Destruction

Rozdział ? kolejny?

Toriette podążała krok w krok za Willem i kapitanem Barbossą, pogrążona w myślach. Wiedziała, że jeśli wszystko potoczy się zgodnie z jej planem, koło fortuny potoczy się obłapiając ją wiecznym bogactwem i życiem. Jeszcze wczoraj nigdy by nie przypuszczała, że to co, było nieosiągalne, w ciągu zaledwie jednego dnia może stać się faktem. Zastanawiałeś się pewnie, drogi czytelniku, dlaczego Toriette nie kazała zabić panny Swann, kapitana Barbossy i innych ocalałych z Vencedora, tuż po bitwie? Otóż, panna Toriette, jak wspomniał Barbossa, była na tropie skarbu, do którego kluczem było zawładnięcie dwoma siostrzanymi okrętami: Czarną i Białą Perłą. Toriette liczyła więc, że Barbossa zaprowadzi ją do Jacka Sparrowa.
Tia Dalma, która zdradziła tą tajemnicę brodatemu kapitanowi, nie przedstawiła mu jednak wszystkich warunków odnalezienia skarbu. Los sprawił, że znała je ta złowieszcza kobieta o imieniu Toriette? Kolejnym warunkiem do odnalezienia skarbu było pogrzebanie wszystkich byłych i obecnych kapitanów Pereł, oprócz samego siebie oczywiście. Już w przeszłości demoniczna panna zabiła poprzedniego właściciela Białej Perły. Teraz pozostało jej już tylko odesłać do wieczności Jacka Sparrowa i kapitana Barbossę.
Niemniej, owy warunek uwzględniał również osoby, które kapitanowie darzyli miłością? Jednakże, w przeciwieństwie do kapitanów, ukochane dowódców Pereł pod żadnym pozorem nie mogły umrzeć inną śmiercią, aniżeli naturalną. Niemniej z tego, co było wiadome Toriette żaden z poprzednich kapitanów pereł, jak to bywa wśród piatów, nie darzył nikogo tym, jakże wspaniałym uczuciem. Tak przynajmniej wydawało się Toriette? Kobieta nie wiedziała jednak, że nie jest jedyną osobą na okręcie, która zna wszystkie warunki potrzebne do odnalezienia skarbu?
Wtem przeciskając się wśród regałów z rumem, Toriette dostrzegła sylwetkę panny Swann i Sparrowa? Pierwszy do Jacka ruszył Barbossa, przykładając mu szable do gardła.
Potem usłyszała jeszcze pytający głos Willa, po czym zdecydowała, że to właściwy moment. Jak najostrożniej tylko umiała, wsunęła się pomiędzy rozmówców, mierząc Turnera szablą, a Barbossę trzymając na muszce rewolweru. Następnie, Toriette obróciła się w kierunku Jacka, by wymierzyć mu śmiertelny cios. Skierowała wzrok na miejsce, w którym przed chwilą siedział Jack, lecz ten znikł.
Jack Sparrow, tymczasem, korzystając z chwili nieuwagi, wyślizgnął się z pod jarzma kapitana Barbossy i jednym zwinnym ruchem wygiął rękę ? Elizabeth, przyciskając ją do piersi. Druga ręka chwyciła już po nuż, który po chwili znalazł się przy szyi panny Swann. Wszyscy popatrzyli na Sparrowa ze zdziwieniem, a Will wydał z siebie zduszony okrzyk:
-Wiedziałem, że nie można ufać piratowi! Poświęci wszystko i każdego, byle uratować własną skórę ? wykrzyczał. Toriette, mimo że zdziwiona, była przygotowana na każdą ewentualność, przeczuwając jakieś desperackie posunięcie ekscentrycznego kapitana. Wystrzeliła pocisk z rewolweru, który ugodził w brzuch kapitana Barbossy. Ten wydał z siebie bolesny okrzyk i upadł na posadzkę, powoli wykrwawiając się. Czuł ból, niewyobrażalny ból, przeszywający go od szpiku kości. Świat stawał się coraz bardziej niewyraźny w jego oczach, a zimno zaczęło mu doskwierać, powodując zgrzytanie zębów. Barbossa skulił się w kłębek skamlając z cicha. Żył. Ledwo żył?:
-Co ty kombinujesz Sparrow? ? zapytała z rozbawieniem Toriette, wycelowując broń w wychyloną z nad Eli głowę Jacka. Sparrow zakrył się jej ciepłym, spoconym ciałem, pewien swego, jakby doskonale wiedział, co czyni ?Czy to po męsku, Sparrow? Używasz kobiety, jako tarczy, choć i tak nie przyniesie Ci to żadnej korzyści, oboje dobrze o tym wiemy?
-Mylisz się Toriette ? wycedził Sparrow?
-Doprawdy? ? prychnęła Toriette.
-Nie jesteś jedyną osobą na tym okręcie, która zna warunki odnalezienia skarbu Pereł ? odparł ze spokojem Jack.
- Wydaje mi się, że coś Ci się pomyliło?
-Tak sądzisz? Wydaje mi się, że jednym z warunków było, aby ukochana kapitana Perły, nie mogła zginąć w żaden inny sposób, aniżeli śmiercią naturalną?
Wszyscy, łącznie z Elizabeth spojrzeli na Jacka oniemiali:
-Ty mnie kochasz? ? wyszeptała Lizzie.
-Jeżeli zabijesz mnie, droga Toriette, zabiorę i ją na tamten świat? - powiedział Jack, po czym tryumfalnym tonem dodał:
-Myślę, że to ja teraz zacznę rozdawać karty. I nie będzie to uczciwa gra?

ocenił(a) film na 5
_Ja_

Na początku powinienem wspomnieć, że wydarzenia z samego początku, a raczej przemyślenia są wydarzeniami, które rozegrały się kilka minut przed zakończeniem poprzedniej historii. Uznałem za niezbędne wytłumaczenie takich, a nie innych zachowań demonicznej Toriette

_Ja_

gratulacja za wybrnięcie z mojej gmatwaniny ;)

ocenił(a) film na 9
Within_Destruction

No nareszcie wyszlo szydlo z worka!jack kocha Lizzi:D:D:D:D nareszcie!!!!!:D:D piszcie dalej bo ja tu umieram z ciekawosci!

ocenił(a) film na 5
Within_Destruction

Ten rozdział, ten wątek kontynuwać będę znów JA (już widzę ten okrzyk radości przed monitorami;))

Kapitan Jack Sparrow wpijał swe długie paznokcie, w miękkie, delikatne, jedwabne wręcz ciało Elizabeth, wciąż przyciskając ją do swojej piersi. Sparrow czuł krew płynącą w żyłach panny Swann, jej szybki, głęboki oddech i przerażenie, skutkiem czego było drżące spocone ciało. Will Turner przyglądał się twarzy Jacka, jakby widział go pierwszy raz w życiu. Faktem pozostaje, iż po raz pierwszy zobaczył w nim człowieka. Ujrzał istotę, która czuję, która kocha i chcę być kochanym. Jednocześnie w umyśle Turnera wytworzyła się fala nienawiści w stosunku do ekscentrycznego kapitana? Szarpany tymi wszystkimi uczuciami Will Turner postanowił działać? Kiedy Toriette zajęta była rozmową z Jackiem on wytrącił jej szpadę. Nie było to jednak rozsądne posunięcie. Zgodnie z oczekiwaniami Willa Toriette natychmiast skierowała lufę pistoletu ku jego skroni, jednak wbrew kalkulacjom Jack Sparrow nie przyszedł na ratunek?
Śmierć Willa była Jackowi na rękę ? pozbyłby się konkurenta w walce o Lizzie. Co prawda, ta nienawidziłaby go później za brak interwencji, ale byłby to tylko chwilowy afekt? Sparrow czuł, że nie był dla niej kimś obojętnym ? wiedział, że Lizzie również coś do niego czuła. Być nie było ta miłość, a tylko przyjaźń, ale Jack kwestionując tę tezę odpowiadał sobie w myślach:
-Przyjaźń pomiędzy kobietą, a mężczyzną jest tylko teoretycznie możliwa?
Tymczasem Toriette trzymała rękę na spuście, gotowa w każdej chwili zabić przerażonego do szpiku kości Willa. Po chwili Jack wydał z siebie zduszony okrzyk, gdyż Elizabeth ugodziła go łokciem w brzuch? Chcąc, nie chcąc Jack przypomniał sobie poczciwą twarz Turnera seniora i pod wpływem wspomnień, postanowił oddać przysługę staremu przyjacielowi, ratując jego syna:
- Wiele Ci nie da, zabicie młodego Turnera, Toriette. W dodatku ściągniesz na siebie gniew jego ojca. Pomyśl o tym? Jesteś na przegranej pozycji? - powiedział Sparrow?
-Nie opowiadaj głupot, gdyż w każdej chwili mogę przedziurawić Tobie i Twej ukochanej głowę ? odpowiedziała groźnym, lecz wymuszonym tonem Toriette. W rzeczywistości obawiała się, że Sparrow będzie na tyle szalony, by zabić swoją ukochaną, bo w końcu jak mawiała:
-Po tym pseudo- piracie- łajdaku wszystkiego się można spodziewać?
Skarb był jednak wciąż sprawą priorytetową dla demonicznej Toriette.
Tymczasem Barbossa wciąż dogorywał na posadzce, licząc na Samarytańską pomoc któregoś z kompanów. Takowa jednak nie przychodziła, a brodaty kapitan czuł się coraz gorzej? Ogromna kurtyna ciemności zaczęła zasłaniać jego nabrzmiałe krwią i wycieńczeniem oczy, a on powoli przestawał opierać się śmierci. Jedynym, o czym marzył było soczyste, zielone jabłko. Wtem nieoczekiwanie nadeszła nieoczekiwana pomoc. Pomoc której nigdy by się nie spodziewał i której w każdej innej sytuacji gotów byłby odmówić. Na jednym z przewróconych regałów z winem tańczyła znana nam doskonale nieśmiertelna małpa, której Jack Sparrow tak uciążliwie usiłował się pozbyć. To wydarzenie, nie przyniosłoby żadnej rewolucji, gdyby nie malutki, złoty krążek, jaki małpka leniwie przewracała w swych łapach. Była to moneta. Skarb Azteków, przyczyna klątwy Czarnej Perły?
- Odłóż broń ? mówił spokojnie Jack Sparrow, próbując skłonić Toriette do kapitulacji ? I tak wszyscy wiemy, że najważniejszy dla Ciebie jest skarb, więc jeśli odłożysz broń zostawię Elizabeth w spokoju? - dodał.
-To najgłupsza propozycja, jaką w życiu słyszałem ? prychnęła Toriette.
-Doprawdy? Zaraz się przekonamy- rzekł Jack nacinając lekko skórę Lizzie nożem.
-Nie zrobisz tego?
-Owszem, zrobię, jeżeli nie odłożysz broni?
Wtem Toriette wpadła na błyskotliwy, choć bardzo prosty pomysł:
-Myślisz, że jestem idiotką Sparrow? Jeszcze się policzymy. Do zobaczenia, Jack. Z tobą Barobossa wypada się już tylko pożegnać ? odrzekła Toriette, po czym jak gdyby nigdy nic, opuściła komnatę. Will chciał wybiec za nią, lecz Jack zatrzymał go:
-Jeśli wróci tu ze swoją załogą, pogwałci piracki kodeks. Żaden pirat nie złamie tych praw. Na razie mamy ten problem z głowy- powiedział Sparrow, wypuszczając Lizzie z uścisku. Ta obróciła się napięcie i wymierzyła mu pierwszy cios w policzek:
-To za to, że mnie wykorzystałeś ? powiedziała i uderzyła go ponownie:
-To za to, że mnie zraniłeś ? po czym przymierzyła się do jeszcze jednego uderzenia:
-Naprawdę mnie kochasz, Jack?
Sparrow wyszczerzył swe złote zęby:
-Tak naprawdę, to powiedziałem to tylko dlatego, żeby uratować własną skórę. Szkoda, że Toriette nie naciskała, bo chętnie bym Cię zabił, za to, jak zostawiłeś mnie i Czarną Perłe na pastwę Krakena.
Elizabeth wymierzyła Jackowi ostatni cios:
-A to za to, że nie umiesz kłamać?
Tymczasem kapitan Barbossa podczołgał się do regału, na którym spoczywała małpa wraz z pieniążkiem Azteków. Jego dłoń sięgnęła po monetę?

C.D.N

ocenił(a) film na 5
_Ja_

Nie ponoszę odpowiedzialności za treść poprzedniego postu i zawarte w nim błędy, jeżeli takowe się znalazły, gdyż pisałem tą część opowiadania na ostatkach sił.
Ciąg dalszy nastąpi jutro...
Pozdrawiam...

ocenił(a) film na 10
_Ja_

Można się było spodziewać tego jakże sprytnego kłamstwa, he, he. A może Jack skłamał zaprzeczająć uczuciu?... He, he, pisz dalej, bo naprawdę masz talent.

ocenił(a) film na 7
_Ja_

Jedziesz, kochany z ciągiem dalszym. Poza paroma usterkami to super. Tylko chwilami nieco chaotycznie i przydługawo. Jedno mnie tylko razi - w mojej scenie poprzedniej to się działo na pokładzie, u Ciebie nagle Toriette wychodzi z komnaty... Poza tym bardzo przyjemne do czytania. Robi się z tego grubsza intryga. :D Pozdrawiam.

I małe orędzie.
Zastanówcie się ludzie zanim kogoś nazwiecie geniuszem, literatem, mistrzem pióra itp. Zdecydowanie żadne z nas NIE jest nikim w tym rodzaju. Chyba, że to taki słodzik tylko dla fazy i podbudowania morale załogi... :P Piszę to, by nie powstało tu jakieś elitarne kółka "artystów", które bluzga "motłoch" - takie rzeczy już się zdarzały...

Pozdrawiam. Jo Ho!

ocenił(a) film na 5
Marat_Sade

heh, rzeczywiście kilka usterek jest, bo nie poprawiam tego po napisaniu tylko od razu wysyłam... Pisząc komnata miałem na myśli pokój pokładowy, tylko nie wiedziałem jak to skrzętnie ubrać słowa...
Następna część należy do Was, ja robię sobie dziś przerwę...

_Ja_

Super opowiadanie! ja tam nie zauważyłam duzo usterek. Podoba mi się ten wątek ze skarbem pereł ;) Fajnie piszecie! Oby tak dalej... Pozdro

ocenił(a) film na 7
Kolec

Jako, że ostatnio się wciąłem nieco, to teraz też mówię pas. Niech kto inny piszę. A ja mam w główce scenę tak szatańską, że już się bójcie!!!! BUHAHAHAA MUAHUAHUAHuA!!! (szatański śmiech)

ocenił(a) film na 5
Marat_Sade

Pisz, pisz, nie przeszkadzaj sobie, jako że ja nie mam natchnienia, a Raguel jest póki co niedysponowany...
Pozdrawiam...

ocenił(a) film na 9
Within_Destruction

Pisz daaaaaaaaaaaaaalej!!!!!!!!!!!!Ja chce wiedziec co z Jackiem i Lizzy:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D Jack nie umie klapac kobiecie, ktora kocha:D:D:D:D:D:D

ocenił(a) film na 5
House_M_D_

Wobec braku chętnych na kontynuacje opowieści, "JA" jako ja podejmie się napisania kolejnej części przygód o Jacku Sparrow. Tym razem obiecuje sprawdzenie tekstu przed publikacją, aby zminimalizować ilość błędów. Mam nadzieje, że nikt nie będzie mi miał za złe mojej nadgorliwości...
Pozdrawiam...

_Ja_

No jasne że nie toje teksty sa świetne ..pisz dalej PLEASE!!!!!!

House_M_D_

O tak coraz bardziej podoba mi sie to opowiadanie:D hahaha

House_M_D_

O tak coraz bardziej podoba mi sie to opowiadanie:D hahaha

Cpt_Pchelka

Zgadzam się! Super opowidanie. I nawet nie robisz tyle błędów i literówek... czekam niecierpliwie na kolejny rozdział ;PP

ocenił(a) film na 5
Within_Destruction

- Barbossa, to naprawdę ty mój drogi przyjacielu? ? rzekł Jack, obdarzając pełnym ironii i ignorancji spojrzeniem brodatego kapitana, który brodząc rękoma we własnej krwi próbował dosięgnąć regału, na którym jeszcze przed chwilą kołysała się leniwie małpa?
- Jack, nie czas na żarty musimy mu pomóc! ? krzyknęła Elizabeth i chwytając w ręce dzban pełny wody, zaczęła poić odwodnionego Barbossę:
-Na co się tak gapicie, pomóżcie mi! ? ryknęła Lizzie, a jej oczy wypełniły się łzami. Jednakże, Sparrow i Will pozostawali zgodni przynajmniej w tej kwestii. W żadnym wypadku nie zamierzali pomóc kapitanowi Barbossie. Turner czuł do niego jeszcze dawną urazę, gdyż jak każdy pamięta brodacz próbował zabić go, by uwolnić się od klątwy, natomiast Jack ? Jack nienawidził Barbossę za całokształt twórczości?
Ekscentryczny kapitan, chowając nóż za pazuchę rzekł:
-Czas pokierować tą łajbą? Zostaw go lepiej w spokoju, Lizzie, bo nie starczy zapasów dla nas wszystkich. Jeśli umrze, jedzenie zostanie na dłużej. I tak musimy zawinąć do najbliższego portu, bo za kilka dni wszyscy poumieramy z głodu i pragnienia?
Zabierając z regału butelkę rumu, Jack Sparrow swym oryginalnym chodem opuścił kajutę mrucząc z cicha:
-Gdzie ja podziałem tę cholerną mapę?
W ślad za Jackiem na pokład udał się Turner, by nie musieć oglądać więcej twarzy dogorywającego kapitana Barbossy. Wkrótce, brodacz pozostał sam na sam z Elizabeth:
-Potrzebujesz pomocy, kapitanie Barbossa. Ja jednak nie znam się na medycynie ? oznajmiła przygnębiona Lizzie?
-Nie szkodzi dziecino, chciałaś mi pomóc. Teraz, jeśli łaska, zostaw mnie sam na sam ze śmiercią? - wyszeptał Barbossa, słabym ochrypłym głosem, jedną ręką trzymając się za postrzelony brzuch, w drugiej natomiast ściskając niewielkie zawiniątko. Elizabeth, chcąc oddać hołd kapitanowi uczyniła zadość jego, jak się wydawało ostatniej prośbie w życiu?
Gdy tylko Eli opuściła kajutę, kapitan opróżnił woreczek, nie dotykając jego zawartości. Moneta spadła na posadzkę, wydając z siebie głośny dźwięk, a następnie wciąż kręcąc się i drgając, opadła na ziemie. Niewidzialny płaszcz śmierci zaczął okrywać, drżącego z zimna kapitana Barbossę:
-Kiedyś Cię przeklinałem, tak jak ty przekląłeś tę monetę? ? wzniósł ostatnim tchem ręce ku niebu ? Dziś? Bądź błogosławiony Billu Turner?

* * *
Jakże wielkie było zdziwienie kapitana, gdy wychodząc pokład nie zobaczył wokół perły, ani jednego statku. Choć spodziewał się, że Toriette odpłynie ze swoją załogą i Białą Perłą w siną dal, nawet w najśmielszych przypuszczeniach, nie przewidział, że ongiś kochanka Barbossy, zechcę również zabrać Zwycięzcę, w którym przewożono zapasy. Niemniej, załoga Czarnej Perły pozostała bez środków do życia, gdyż oprócz kilu bochenów chleba i pokaźnej ilości rumu ( ?Przynajmniej nie umrę z pragnienia? ? pomyślał Jack) na pokładzie nie było, ani okruszka żywności, o orężu i innym wyposażeniu nie wspominając. Nie tracąc ani chwili, Jack zwołał na nadzwyczajne zebranie całą załogę, składającą się notabene z 10 kamratów?
Znaleźli się więc wśród nich Will Turner, piękna, choć mało pożyteczna w owej sytuacji Elizabeth Swann (?Kobieta? Może zdołamy coś oszczędzić na tym jedzeniu. Będzie miała takie odchudzanie, jakiego najlepsi nadworni dietetycy nie zdołaliby dla niej wymyśleć? ? pomyślał Sparrow), wierny Joshamee Gibbs, znani ze swego nietuzinkowego wyglądu oraz wpadających w ucho imion Clanker i Pintel, zadziorna Scarlett, trzech innych marynarzy oraz sam kapitan Jack Sparrow:
-Panie i Panowie ? zaczął swe przemówienie Jack, kiedy wszyscy zgromadzili się już przy sterburcie perły. Jack, rutynowo wspiął się na maszt, by być lepiej widocznym, lecz owy zabieg okazał się zbędny, gdyż w tak niewielkiej grupie osób, wszyscy bez trudu dojrzeli by sylwetkę Jacka, w całej jego okazałości ? Niestety, mam dla Was dosyć smutną wiadomość? Otóż, jeżeli ktoś, w najbliższym czasie miał ochotę coś zjeść, otrzyma, co najwyżej srogiego kopniaka w pośladki. Co innego, gdyby ktoś chciał się napić - rumu mamy pod dostatkiem, chyba, że Świętej pamięci Barbossa coś uczknął z moich zapasów? - ciągnął Jack, żywo gestykulując, jak gdyby miał do czynienia z niemymi ? Tymczasem, udamy się do najbliższego portu, w możliwie jak najkrótszym czasie ( O ile znajdę tę cholerną mapę! ? żachnął w myślach Jack). Zatem, aby odpowiednio zpuentować nasze posiedzenie ? tak apropos kapitana Barbossy ? możecie odmówić za niego dziś pacierz ? skończył Jack, szczerząc zęby do załogi:
-Nie za prędko mnie pogrzebałeś, Sparrow? ? wydobył się głos z luki pod pokładem. Po chwili, na pokładzie stanął, dumnie wyprostowany kapitan Barbossa?

Pozdrawiam wszystkich, mam nadzieje, że się podobało ? ciąg dalszy nastąpi i sorry za literówki i nie dociągnięcia, gdyż z powodu braku czasu nie wywiąże się z zadania i nie sprawdzę tego, co napisałem przed publikacją

_Ja_

Jak zwykle "ja" jestem dumna z twojej twórczości..pisz więcej takich tekstów:D

ocenił(a) film na 5
Cpt_Pchelka

Dziękuje za słowa uznania Pchełko. Ja jednak następny tekst napiszę dopiero w przeciągu jutrzejszego dnia. W ogóle zauważyłem, że ostatnio "Ja" tworzę samodzielnie tą historie. Może więc chociaż Ty, droga kamratko, nie pozostawisz biednego pirata samotnego i dopiszesz coś konstruktywnego?
Byłbym bardzo wdzięczny...
Pozdrawiam...

Cpt_Pchelka

Raguelu!!
Kapitanie!!
Nie porzucaj statku!!

_Ja_

JA napiszże coś!! umieram z ciekawości...

ocenił(a) film na 5
Liriel_

No dobra, specjalnie na Twoją prośbę, za pół godziny będzie następny tekst - będzie dramatycznie...

_Ja_

Oczekuję wielkiego powrotu Panie Kapitanie Raguel.
To jest nie da się ukryć rozkaz.

Liriel_

Podporucznik Liriel... teraz już Porucznik... proszę dopilnować,aby na tym statku zawsze mnie dobrze wspominano...

Within_Destruction

ODMAWIAM!!
Po tysiąckroć odmawiam!!!!!!!!!!!!

ocenił(a) film na 5
Within_Destruction

Raguel - nie pozwolę Ci odejść. Jeżeli Ty odejdziesz, ja również zaprzestanę pisać na tym Topicu...

ocenił(a) film na 5
_Ja_

Z przyczyn ewentualnego odejścia Raguela wieszam sprawę na ostrzu noża. Czytajcie...(bunt na pokładzie)

-Jak to możliwe ? ? jak gdyby telepatyczna myśl, te pytanie w tym samym momencie uderzyło w trójkę naszych bohaterów: uradowaną Elizabeth Swann, zdziwionego Willa Turnera i zupełnie zdezorientowanego, a zarazem lekko przestraszanego Jacka Sparrowa.
Wszyscy członkowie załogi byli jednak nadzwyczaj spokojni, jedynie Gibbs przeczuwał grożące kapitanowi Jack?owi niebezpieczeństwo, myślami ostrząc już szablę na kolejną bitwę. Jack Sparrow, afiszując swoją kocią grację przed załogą podszedł do kapitana Barbossy:
-Witamy wśród żywych, kapitanie ? rzekł. W kilka sekund później czarna rękawica kapitana Barbossy wylądowała przed zupełnie zaskoczonym obliczem Jacka:
-Wybiła godzina zemsty ? wycedził Barbossa, obdarzając Sparrowa uśmiechem, jak gdyby ekscentryczny kapitan miał być już martwy ? Wyzywam Cię na pojedynek, Jack.
Po tych słowach na pokładzie zapanowała niczym niezmącona cisza. Nawet ocean wydawał się dostrzec powagę sytuacji, ponieważ wzburzona do niedawna tafla wody ucichła. Will, choć w rzeczywistości mocno zaskoczony, starał się zamaskować ten afekt niechęcią, jaką darzył obu kapitanów. Elizabeth, nieomal zemdlała, w rezultacie niespodzianie szybkiego powrotu do zdrowia Barbossy i wiszącego nad Sparrowem widma śmierci.
W rzeczywistości, panna Swann nie potrafiła ubrać w słowa uczucia, jakim darzyła Jacka. Wydawało się jej, że nie była to miłość, lecz jakaś znacznie silniejsza więź, której zerwanie groziłoby strasznymi konsekwencjami. Nie potrafiła nakreślić, jak postąpiłaby, jeśli Sparrow zginąłby któregoś dnia. Nawet rzucając go w paszczę Krakena, wiedziała, że jeszcze kiedyś go zobaczy. Nie inaczej było i tym razem, choć w jej sercu rodziła się wewnętrzna obawa.
Tymczasem Jack Sparrow ukłonił się nisko przed Barbossą, podnosząc rękawicę z ziemi:
-Przyjmuje wyzwanie ? rzekł ? lecz pod jednym warunkiem?
-Jakim? ? zapytał brodaty kapitan.
-Jeśli i tym razem Cię zabije, obiecaj, że już więcej nie dane mi będzie umrzeć Twej parszywej twarzy ? odparł rozbawiony Jack. Butelka rumu, którą niedawno opróżnił dodawała mu odwagi i pomagała stać się cynicznym
- Masz to jak w banku, Jack ? powiedział, po czym jednym zdecydowanym ruchem ręki dobył szabli i uderzył na wroga. Sparrow zrobił natychmiastowy unik i również wyciągnął broń. Po chwili, obie szable zderzyły się po raz pierwszy, inaugurując tym sposobem potyczkę dwóch kapitanów Perły.
Szabla w szablę, cios w cios ? z taką zaciekłością walczyli ze sobą obaj panowie, przesuwając się wzdłuż sterburty okrętu. W pewnym momencie Jack sparował mocne uderzenie Barbossy i przeszedł do kontrofensywy. Tylko niebywały refleks brodatego kapitana ? amatora jabłek uchronił go przed niechybną śmiercią. Barbossa uchylił się od ciosy, a Jack przeciął wskroś jego ? czarny piróg? Po chwili to brodacz omal nie zabił ekscentrycznego kapitana perły. Jack w ostatniej chwili uczepił się masztu i tym sposobem uratował swe nogi przed amputacją. Następny atak Sparrowa był już jednak perfekcyjny. Jack najpierw odbił cios przeciwnika, po czym kopniakiem w kolano powalił go na ziemie. Sparrow bez skrupułów wykorzystał okazje, przeszywając klatkę piersiową kapitana Barbossy na wylot. Ten stał chwile, jak wryty, z szeroko otwartymi oczyma. Źrenicę wydłużyły się w nadnaturalny sposób, jak gdyby brodacz miał za chwilę wyzionąć ducha. Jack zdjął rękę z szabli i odwrócił się do swojej załogi, by tryumfalnym ukłonem wzbudzić ich radość i zachwyt. W ciągu ułamka sekundy wiwaty publiczności, zamieniły się w szybkie, nieartykułowane przestrogi, których, podpity i zapatrzony w siebie kapitan nie dostrzegł. Wtem Jack Sparrow poczuł, jak zimne ostrze szabli, przeszywa mu od tyłu serce. Wydawało mu się, jak gdyby ktoś zionął na niego lodowatym oddechem. Po chwili, obracając się o trzysta sześćdziesiąt stopni Jack upadł na ziemie? Barbossa patrzył nań z góry, pełny werwy i zdrowia, choć szabla przedziurawiła mu mostek i wciąż tkwiła w ciele brodacza. Wystarczył jeden gest monetą Azteków, by umierający kapitan zrozumiał intrygę. ?Mądry Polak po szkodzie? ? to przysłowie najlepiej odzwierciedlało myśli Jacka. Świat rozpływał się w jego martwych oczach. Ostatnie, co chciał ujrzeć to twarz ukochanej ? Elizabeth?
-Mayday! Jack Sparrow do Lizzie! Niczym samotny żeglarz do morza! Mayday! ? krzyczał w myślach Jack, lecz jego oczy nabrzmiały już krwią. Czuł ból, niewyobrażalne zimno przeszywające go od klatki piersiowej. Wtem zobaczył ją, zobaczył Elizabeth, tak jak zagubiony okręt widzi latarnie, światełko w tunelu, podczas burzy. Poczuł woń jej skóry. Następnie jej dotyk, kiedy obejmowała go w pół i wylewała nad nim łzy. Ostatnim uczuciem, jakie zapamiętał był smak jej ust?Następnie, w pełni świadom i wypełniony szczęściem Jack Sparrow odszedł z świata żywych?

Jeżeli mógłbym jeszcze chwilke poprzynudzać. Jeżeli raguel odejdzie ciag dalszy nie nastąpi lub Davy Jonem i Beckett zwyciężą. Jeżeli Raguel nie odejdzie, to chciałbym rościć sobie prawo do opisania kontynuacji tego wątku jutro rano( tak więc czekajcie na ciąg dalszy, jeżeli oczywiście Raguel zostanie), a potem na kilka dni usunąć się w cień (chyba, że będę naciskany). OGOLNIE RZECZ UJMUJĄC ? BUNT NA POKŁADZIE!!!!!!!
Czekajcie na ciąg dalszy. Mam nadzieje, że mnie nienawidzicie, za to co zrobiłem Jackiem?:D

_Ja_

Jak mogłeś??
Ty brutalu!!
I co jak ja mam się pogodzić z kolejną śmiercią??

Liriel_

Podczas gdy na pokładzie ukochanego statku charyzmatycznego kapitana o kocich ruchach, zapadła grobowa cisza i cała załoga opłakiwała pierwszego i prawdziwego kapitana Czarnej Perły, podobne, ponure nastroje panowały na innym okręcie, którego załoga miłowała się w uczynkach spod znaku czarnej bandery z białą czaszką i piszczelami podobnej barwy. Na Popielnym Diamencie, bo tak ów statek się nazywał, umierał bezimienny kapitan, którego załoga nazwała Raguelem, z racji jego zamiłowania do ludzkich istot, które Najwyższy obdarzył łaską posiadania skrzydeł. Już za życia krążyły o tym osobniku legendy, bądź chociażby krótkie marynarskie opowiastki. Fenomen kapitana, zwanego Raguelem, polegał na tym, iż nie potrafił mówić, a mimo to statkiem potrafił dowodzić. Krążyły wśród starszych żeglarzy, jakoby zawarł on pakt z jakimś Bezimiennym Bóstwem, wskutek którego stracił on zdolność werbalnej komunikacji na rzecz wnikania do umysłów osób, które obdarzy prawdziwym uczuciem. Ale wszyscy, którzy ową wersję wydarzeń usłyszeli, wybuchali śmiechem. ?Jak to? Taki kapitan? Pirat z krwi i kości? I miłość? Panie! Daj Pan spokój! Dzieciom takie bajki?? Jako ,że zwykle wszystkie legendy opierają się na maleńkim ziarenku prawdy, coś mogło być na rzeczy. Kapitan ? niemowa rządził na swym okręcie przez usta niejakiej Liriel. Była podporucznikiem. Ale, z niewyjaśnionych powodów, to jej zaufał najbardziej. Załoga nie zamieniała słowa z tą dwójką, jeżeli nie było ku temu wyraźniej potrzeby. Raguelem zwany najprawdopodobniej przekazywał jej swe decyzje, pisząc. Ale również i na to nie było dowodów. Kapitan cierpiał na jakąś nieznaną nikomu chorobę i całe dnie spędzał pod pokładem, pojawiał się, gdy z jakichkolwiek przyczyn podporucznik Liriel nie złożyła mu codziennej wizyty. A to bardzo rzadko się zdarzało. Liriel była lojalna wobec swego kapitana. A teraz właśnie był ostateczny sprawdzian jej lojalności. Raguelem zwany umierał. Ciemność go pochłaniała. Leżał w łożu, w swej kabinie. A obok, na klęczkach czuwała jego pani podporucznik. W całym pomieszczeniu słychać było tylko jej słowa, ale gdyby ktoś przyglądał się tej scenie z boku, zauważyłby, że ta dwójka zaiste porozumiewała się bez słów. On nie mówił, ale ona doskonale wiedziała o co chodzi jej drogiemu kapitanowi.

- Nie! To wcale nie koniec! Nie mów tak! ? krzyczała do niego przez łzy
- Zawsze tak mówiłeś! I tym razem Ci się uda! ? odpowiadała jej cisza.

Przerwała ją coś, czego Liriel nie spodziewała się nigdy usłyszeć, a na dźwięk czego jej kanaliki łzowe przestały powstrzymywać słone krople. Głos jej kapitana. Był mocny, chrapliwy, ale najważniejsze dla Liriel, że mogła go usłyszeć.

- Li-liriel? nie płacz? pamię? asz? ostatni? rozkaz? proszę?

Powieki kapitana Popielnego Diamentu zamknęły się. A Liriel nie mogła powstrzymać nadmiaru emocji, które ją rozsadzały od środka. Nienawiść? że śmiał ją zostawić? tak.. po prostu? żal? że to zapewne ona będzie odmawiała mowę pożegnalną? i jeszcze? ostatni rozkaz jej kapitana?

Wydawało jej się, że wciąż słyszy w głowie słowa Raguela, których nie wypowiedział i nigdy już nie wypowie.

?Masz służyć jemu równie dobrze, jak i mi? nie zawiedź mnie??


Jako, że z przyczyn niezależnych ode mnie, muszę Was opuścić, przeczytaliście właśnie mój ostatni tekst na tym temacie. JA, nie zabijaj Jacka. Twórz dalej. Póki co, beze mnie. We współpracy z Mikaelem i resztą załogi. Może dane mi będzie tu powrócić.
Ów tekst dedykuję Liriel, która ze łzami w oczach uprosiła mnie o pożegnalną notkę. Zapamiętaj ostatni rozkaz...:D

ocenił(a) film na 5
Within_Destruction

Non omnis Moriar, Raguel... Postaram się nie zawieść...

ocenił(a) film na 7
_Ja_

Gdybym nie miał ponad trzech setek fioletowych plam na swym chudym acz ponętnym ciele, to już fatygowałbym się osobiście, by skopać ci twoje seksowne cztery litery. Kapitan opuszcza statek? Hmmm... Kiedyś już słyszałem podobne oskarżenia...
Zawsze jest sposób. Z każdej opresji można wyjść. W takim razie nie mówię: żegnaj. Mówię: do zobaczenia. Kapitanie Raguel.
"Bo nieskończenie cudownie jest oglądać znów Pana, choćby w obliczu strącenia w otchłań..."
Trzymaj się, Kapitanie o skrzydłach ciemniejszych od Śmierci...
JA, ja się nie poddaję. Teraz jedziesz Ty, potem ja. Dorwę jeszcze Lene. Ta łajba nie pójdzie na dno póki w moim czarnym sercu burzy się krew! Jakem Mikael, Pan Zastępów, Książę Siedmiu Tronów!
Na pokład zawszony ryje!

ocenił(a) film na 7
Marat_Sade

A tak a propos.
Pod tym linkiem jest opowiadanie o Raguelu. Tak, tym Raguelu. Literacka postać, której pierwowzorem był Raguel.
www.straznicy-nowego-jeruzalem.mylog.pl

Within_Destruction

Długo zastanawiałam się co powiedzieć
Czego bym nie powiedziała, i tak nie odda to w pełni emocji które mną szarpią.
Man nadzieję kapitanie, że kiedyś pojawisz się na tym statku.
Postaram się nie zawieść.

Liriel_

Zapłakana pani podporucznik Popielnego Diamentu leżała w pustym pomieszczeniu niegdyś należącym do jej kapitana. Ciała nie było. Zaraz po tym, jak Raguel zakończył doczesną wędrówkę, powiadomiła całą załogę. Zgodnie z jej przewidywaniami, wiadomość ta nie wywołała specjalnego poruszenia wśród żeglarzy. Nieżywy już kapitan nie cieszył się zbytnią sympatią. Czego oczywiście nie można było powiedzieć o szacunku, jaki wzbudzał. Liriel ubrała kapitana w najlepszy mundur, jaki znalazła w jego szafie, wypolerowała kordelas, który od dłuższego czasu nie był używany? jednym słowem, robiło wszystko, aby jak najlepiej przygotować swego kapitana na przejście do lepszego świata. Podczas tych wszystkich czynności, słone krople płynęły nieustannie. Zażądała, aby nikt jej nie przeszkadzał w tych trudnych dla niej chwilach. Dwóch nadgorliwców, którzy zapytali się o jej samopoczucie, straciło część zębów. Gdy wszystko było gotowe do ostatniego pożegnania, Liriel sama zaczęła się przygotowywać, wszak to jej przypadł zaszczyt prowadzenia tej przygnębiającej ceremonii. Związała w warkocz długie, czarne włosy, pozszywała wszystkie ubytki w swym prowizorycznym mundurze. I zaczęła się zastanawiać nad mową pożegnalną. Było to trudne. Nie wiedziała, co ma powiedzieć do garstki osób, których wiedza na temat swego kapitana ograniczała się do błyskotliwego stwierdzenia, iż ów dowódca nie mówi. Po raz kolejny od ostatniej rozmowy z Raguelem, Liriel zapłakała. Nie potrafiła powstrzymać łez. Jak zazwyczaj w takich sytuacjach bywa, coś przerwało jej lament. Nie powstrzymało to, co prawda łez, ale serce na krótką chwilę przestało bić w jej piersi, a by po chwili zacząć tłuc się o żebra jak szalone.

- Droga Liriel? prosiłem, żebyś nie płakała? co prawda, to nie był rozkaz, ale to nie znaczy, że próśb mych nie musisz spełniać? - powiedział chrapliwy głos, który miała okazję usłyszeć tylko raz w życiu.

Liriel rozejrzała się z przerażeniem, zmieszanym z nadzieją, po swej kajucie. Prócz niej, nie było nikogo. W wiszącej na ścianie ogromnej, srebrnej tacy, wypolerowanej na tyle, aby pełnić funkcję pokładowego lustra, ujrzała swe przerażone oblicze.

- K?k? kapit? anie? ? zapytała nieśmiale, sądząc, że ów głos był tylko halucynacją wywołaną przez jej zrozpaczony umysł.

- Liriel? nie zwariowałaś? spokojnie. Nie służyłaś na zwyczajnym statku. Zawsze po śmierci kapitana, miały tu miejsce zdarzenia, których nie można logicznie wytłumaczyć. ? odparł głos w jej głowie.

- Ale? ale? jak to? możliwe? Co robisz w? mojej głowie? kapitanie?

- Zmarli, którzy zostawili po sobie coś, przez co ich dusza nie może zaznać spokoju, może
nawiązać jeden krótki kontakt z osobą, z którą za życia był za życia emocjonalnie związany.
Mam prośbę. Zrobisz coś dla mnie? Jeśli wyrazisz zgodę, przytaknij kiwnięciem głowy. Nie mam zbyt wiele czasu.

Mimo, iż wiele nurtujących pytań chciała w tej chwili zadać, kiwnęła tylko głową.

- Wielokrotnie zapewne zastanawiałaś się, czemu ten statek ma taką, a nie inną nazwę? Popielny Diament. Każdy z kapitanów, po śmierci, gdy jego ciało zostanie spalone przez osobę, która była mu najbliższa na okręcie, mocą owego statku, popiół zamienia się w mały czarny, diament. Z tym jest związana moja pierwsza prośba. Nie wrzucajcie mego ciała do morza. Spal je. Sama. W tajemnicy przed załogą. Diament umieść w miejscu, o którym Ci kiedyś opowiadałem. Ale dopiero dzisiaj dowiesz się co się tam znajduję. A prośba druga? znajdź go. Brakujący element. Znajdź go. Zabij. I zakończ dynastię. Żegnaj, pani porucznik.

-Ale? ale? zaczekaj! Nie odchodź! Jaką dynastię?! Nic nie zrozumiałam? - po raz kolejny zaczęła płakać.

Zebrała się w sobie, i zgodnie z prośbą Raguela, udała się do jego kabiny. Opowiadał jej kiedyś dlaczego jedyna ozdoba w jego kabinie jest dla niego taka ważna? Liriel nie widziała nigdy w tym obrazie nic nadzwyczajnego? Ale nie chodziło o sam obraz. Stanęła na łożu, którym kapitan skonał i zdjęła obraz? Za nim ujrzała drewniane drzwiczki. Otworzyła je. Za drzwiczkami odnalazła istny skarb. Mimo, iż wiele świecidełek widziała w swym pirackim życiu, te były wyjątkowe. Na półce, wyłożonej aksamitem, znajdowało się 10 przegród. Każda opatrzona imieniem. Imieniem kapitanów Popielnego Diamentu. Nie zwracała uwagi na pierwsze osiem?. Czarne diamenty zdawały się żyć, pulsowało coś niezwykłego w ich krystalicznej strukturze. Dziewiąta przegroda była pusta, podobnie jak dziesiąta. Ostatnia opatrzona była imieniem Raguel? imieniem jej kapitana? Pod dziewiątą znalazła imię osoby, którą przysięgła zabić, według polecenia kapitana? nie obchodziło jej, jak znajdzie kogoś, kto żywi do tego osobnika dosieczne uczucie, które pomoże spopielone ciało zamienić w czarny diament. Wiedziała, że musi zakończyć dynastię cokolwiek by to znaczyło? i znaleźć brakujący element. Dziewiątego kapitana. Kapitana Granda Sparrowa.

Miałem już tu nie wracać, ale, póki co, jeszcze umowa na Internet wciąż nie zerwana (a to był ten powód właśnie dotyczący mego odejścia). Spodobała mi się historia Popielnego Diamentu... I, póki jeszcze nie zostałem pozbawiony wirtualnego okna na świat, postaram się napisać jak najwięcej o stworzonym przez mnie statku?

Within_Destruction

:) Dziękuję. Słowa to za mało, a litery nie przekazują dobrze moich intencji. Niestety nie spotkałam jeszcze swojego Anioła Muzyki.

ocenił(a) film na 5
Within_Destruction

Ku pokrzepieniu serc wszystkich zmartwionych śmiercią Sparrowa i Raguela JA Company presents:

?Możesz zabić Jacka. On i tak wróci. 25 Maja?? ? Raguel?

Nie da się słowami opisać rozpaczy, jaką panna Elizabeth Swann wybuchła, gdy ostrze kapitana Barbossy przeszyło ciało Jacka. Najpierw dziwny skurcz w okolicy jabłka Adama, a potem przepełnione czarnymi łzami oczęta? Elizabeth, nie zważając na przestrogi innych, by nie zbliżać się do kapitan Barbossy, rzuciła się, by wtulić w swe ciepłe ramiona dogorywającego Sparrowa. Jack mamrotał niewyraźnie sklecone zdania, których sensu nie sposób było szukać. Nieśmiertelny i wiecznie żywy, jak się wydawało kapitan Jack Sparrow dogorywał na rękach Elizabeth. Ta widząc, że kapitan wydaje z siebie ostatnie tchnienie, pocałowała z namaszczeniem jego drżące usta. Jack otworzył na chwilę oczy, po czym wydał z siebie ostatni, głęboki oddech.
Tymczasem Will Turner, oniemiały patrzył z nieukrywaną zazdrością na lamentującą Eli:
-Czy mnie opłakiwałaby również, w taki sposób? ? pytał się nieustannie w myślach. Will poczuł, jakby pewna era w jego życiu właśnie się zakończyła. Nie była to era Sparrowa, nie odczuł na sobie jego śmierci, nawet najmniejszym stopniu. Była to epoka wzajemnej adoracji z Lizzie. Turner wiedział, że nie będzie już tak, jak dawniej, że nie pokocha już Elizabeth w taki sposób, jak kochał i viceversa? Otępiałym wzrokiem Will patrzył, jak Barbossa wyjmuje z swojej piersi szablę, a rana natychmiast goi się. Wtem z letargu wyrwał go, niczym grom, ochrypły okrzyk brodatego kapitana:
- Obawiam się, że pan Sparrow już mi więcej nie zagrozi ? zaśmiał się okrutnie ? Teraz ja tu przejmuje dowodzenie? Płyniemy do Indii, choćbyście mieli umrzeć z głodu, parszywe szczury lądowe. No już, na co czekacie, przygotować żagle! ? krzyczał Barbossa. Sam podszedł do steru i z namaszczeniem witał się z drewnianą konstrukcją, tak jak mąż wita się z żoną, gdy wraca po wojnie do domu:
-Ach nie ma to jak w domu ? zasyczał, gładząc ręką wypolerowany ster.

* * *

Kilka tysięcy mil od Czarnej Perły, gdzieś na środku morza Sulu, Latający Holender kołysał się na wzburzonej tafli wody. Pioruny raz po raz uderzały w okręt Davy?ego Jonesa, a ogromne fale rozbijały się o burty okrętu. Gdzieś pod pokładem, w najmroczniejszej z komnat siedział Davy Jonem, z nieopisaną inwencją wygrywając coraz to inną melodie na organach. Tego dnia, Davy nie czuł się najlepiej, jakieś wewnętrzne przygnębienie nie dawało mu spokoju.
Gdy utwór, wygrywany przez Jonesa w szedł w fazę kulminacji, drzwi do kajuty otwarły się z impetem. W mgnieniu oka, Davy dobył szpady i obrócił się w kierunku drzwi. W progu stała niewielka, brudna postać kobiety, której najbardziej obawiał się zobaczyć. Przed obliczem Jonesa stała Tia Dalma. Jones próbował przeszyć ją bronią, lecz każdy cios rozpływał się w powietrzu, jakby miał do czynienia z duchem:
- Ostrzegam Cię Jones, Twa ostatnia nadzieja umiera! ? rzekła Tia Dalma. W jednej chwili Davy zaprzestał siekać powietrze i zamarł bez ruchu:
-Jak to? ? wyszeptał bez emocji.

* * *

Nad Czarną Perłą zapadł zmrok. Na pokładzie ostał się tylko sterujący okrętem kapitan Barbossa, w towarzystwie zwłok Jacka Sparrowa, który spalony na popiół miał zostać wrzucony do morza, następnego dnia:
-I co Jack? Po co Ci było zaczynać ze starym Barbossą? ? pytał się martwej sylwetki Jacka brodaty kapitan ? I kto mnie teraz powstrzyma, co Jack?
- Ja? - ozwał się głos zza pleców Barbossy. Brodacz ze strachem w oczach obrócił się, szukając źródła dźwięku. Znalazł takowe w osobie stojącego przed nim? Davy?ego Jonesa.
-Inaczej się umawialiśmy, Barbossa ? mówił Jonem.
-My? ? zapytał oniemiały kapitan.
-Ja darowałem Ci życie, a ty zabijasz teraz, bez konsultacji ze mną, mojego człowieka. Tak okazujesz mi swoją wdzięczność ? krzyczał Davy.
-Ciszej, załoga się zbudzi ? odpowiedział nabierający pewności siebie Barbossa ? A co ty mi w sumie możesz teraz zrobić, co Davy? Gówno mi możesz zrobić!
-Myślisz, że przeklęty skarb Azteków uchroni Cię przed śmiercią? Mylisz się Barbossa? - odparł Jones. Następnie wyszeptał kilka niewyraźnych słów i pomiędzy rozmówcami wisiała nieśmiertelna małpa:
-W takim razie patrz, chłystku ? odrzekł Davy i swą szablą, o czarnym ostrzu przedziurawił małpę w pół:
-Teraz mi wierzysz, Barbossa?
Kapitan Barbossa cofnął się przerażony, łkając z cicha:
-Czego chcesz? ? zapytał.
-Sparrow musi żyć. Ponad to nie chcę nic więcej, co chciałem ostatnio?
-Ale to niemożliwe, Sparrow przewraca się już? martwy na pokładzie? odrzekł cicho Barbossa.
-To się okaże, brodaczu. To się okaże?

* * *

Był piękny dzień. Czarna Perła doskonale kontrastowała z Lazurowym wybrzeżem wysp. Statek wpływał na mieliznę. Czarne maszty powiewały nieznacznie, a na pokładzie było cicho, jak makiem zasiał? Przy sterze stał całkowicie rozluźniony mężczyzna, o charakterystycznym kapeluszu. Z pod nakrycia głowy wydobywały się gęste dredy kapitana? Sparrowa.
Wtem z pod pokładu wyszła czarująco piękna, złotowłosa kobieta, o pociągłych rysach twarzy i idealnych kształtach. PANI Elizabeth Swann podeszła do Jacka i z zaskoczenia objęła go za szyję:
-Jak Ci się podoba nasza podróż poślubna, Lizzie? ? zapytał Jack.
-Jest wspaniale?- odparła Eli leniwym, lecz pełnym entuzjazmu głosem?
-A będzie jeszcze piękniej? ? rzekł Jack i obrócił się w kierunku swojej kochanki, by spojrzeć jej w oczy i namiętnie pocałować.
Wtem Sparrow krzyknął z przerażeniem i odskoczył na kilka metrów, przewracając się w wypełnionych po brzegi beczkach. Nagle beczki opustoszały, lazurowe niebo przykryły ciemne burzowe chmury, wicher z tryumfem zawył, a przepiękne tropikalne wyspy, zamieniły się w morskie góry wznoszące się piętrami z morskiego odmętu. Najstraszniejsze było jednak to, co zobaczył przed sobą. Nie była to Lizzie, ani Toriette, a nawet kapitan Barbossa. Przed Jackiem stał geniusz śmierci, Davy Jones:
-Witam pomiędzy życiem i śmiercią, Jack ? rzekł Jones.
-A miało być tak pięknie. Ty zawsze musisz wszystko popsuć, Davy ? odpowiedział Jack, podnosząc się z ziemi i jednym, zwinnym ruchem otrzepując z pokładowego brudu:
-Nie dasz mi spokojnie odejść do wieczności, czyż nie? ? zapytał zrezygnowanym głosem Sparrow.
-Nie ? odparł Jones ? mogę za to zwrócić ci życie?
W tym momencie, w sercu Jacka zapaliło się światełko nadziei:
-A więc zobaczę jeszcze Lizzie? - pomyślał.
-Ta usługa będzie pewnie kosztować? ? zapytał Jack.
-Owszem?
Jack zaczął opróżniać kieszenie ze wszystkich drogocennych rzeczy, lecz Jones jednym gestem powstrzymał go:
-Nie chcę nic, co materialne ? tyle już tego mam ? zaśmiał się ochryple.
-W takim razie, czego ode mnie chcesz? Moją duszę już przecież mam?
-O tak, utrafiłeś w sedno, Jack. Apropos, mam nadzieje, że nie zapomniałeś o wyznaczonym zadaniu. Zegar tyka ? cały czas.
-Pamiętam o tym, aż za dobrze? ? odparł Jack i pomacał się po tatuażu w kształcie klepsydry, którego swędzenie rzeczywiście nie dawało mu spokoju ? Czego chcesz?
-Nie sądziłem, że masz uczucia, Jack. Teraz już jednak wiem. Pragnę jedynej rzeczy, którą kochasz i dla której pragniesz wrócić na tamten świat. Jedynej oprócz Czarnej Perły. Chcę duszy Elizabeth Swann.
Jack popatrzył na niego z przymrużonym okiem, po czym bez wahania podjął jakże zaskakującą decyzje:
-Zgoda ? odparł?

Ciąg dalszy powierzam Mikael?owi?
Pozdrawiam?

ocenił(a) film na 5
_Ja_

W myśl ostatniej prośby Raguela, drodzy kamraci, on powróci... Będzie pisał, choć rzadko, a jego życzeniem jest, aby nikt, oprócz niego, nie kontynuował opowieści o POPIELNYM DIAMENCIE. Jasne, szczury lądowe??

_Ja_

Tak jest!! !!

(ale z nazwaniem mnie szczurem lądowym to się nie zgadzam. odczuwam silną
potrzebę kontaktu z wodą, w dowolnym stanie skupienia!!)

ocenił(a) film na 7
Liriel_

Zapraszam do czytania. Trochę to trwało, ale starałem się, by było długie i ciekawe. Teraz czekam na waszą ocenę. Kto chętny na ciąg dalszy?

Will Turner tulił mocno miłość swego życia. Jego ciemne, muskularne ramiona szermierza otulały ciasno smukłą niczym powiewająca trzcina córkę niedawnego gubernatora. Dziewczyna wylewała kolejne potoki łez, kwiląc żałośnie, a Will głaskał ją po długich, gładkich włosach.
?To koniec? ? pomyślał. ?Nie ma go. Jack Sparrow odszedł??
W jego głowie pojawiło się wspomnienie. TO wspomnienie. Elizabeth i Jack połączenie pocałunkiem. Wbici w swoje usta, połączeni w namiętnym uścisku ? zupełnie jak Will i Lizzy w tej chwili. To nie była jej wina. Sparrow zawsze był łotrem i kłamcą. Piratem. To ni była jej wina. A on? Co prawda osoba nieco szalonego i cierpiącego na przynajmniej kilkanaście schorzeń psychicznych kapitana nie była mu całkiem obojętna, ale teraz? Teraz Sparrow był martwy. Zimny. Koniec opowieści. Została tylko piękna księżniczka Elizabeth i on ? Książe William. Turner przycisnął ją do swego ciała. Poczuł delikatną woń perfum zmieszaną i lekkim zapachem jej potu.
- Elizabeth? - szepnął. ? Najdroższa, nie płacz, proszę?
- On umarł? On umarł ? powtórzyła dwukrotnie. ? Nie ma go. On umarł. On?
- ? ma się całkiem dobrze ? dokończył znajomy, bełkotliwy głos.
- JACK!!!
Burza blond włosów zasłoniła przed Willem oblicze cudem ocalonego Kapitana. Młody Turner przez chwilę nie widział, co dokładnie się stało i dopiero po kilku sekundach zdał sobię sprawę, że przytula powietrze, a Lizzy tuli się do przyobleczonego w dredy karaibskiego bożyszcza nastoletnich wieśniaczek.
- Elizabeth? - zaczął Will, ale radosne gderanie dziewczęcia i tętent nadbiegającej załogi zagłuszyły go zupełnie.
Po kilku kolejnych próbach odwrócił się na pięcie i zszedł pod pokład.
- Jak to się stało, Kapitanie ? spytał Gibbs.
- A jak to w życiu ? zaczął Jack, błyskając złotymi zębami. ? Raz na wodzie, raz pod wodą. Gdzie Barbossa?
- W kajucie. Kazał sobie nie przeszkadzać.
- W mojej kajucie? ? zapytał powoli Sparrow, cedząc słowa.
Dziewięć głów przytaknęło równo, czekając na dalsze słowa Kapitana.
- Kochani? to znaczy bando zawszonych kundli! ? warknął Jack. ? I ty, słodka Lizzy ? dodał. ? Pora na małe rendez vous z przyszłym byłym kapitanem ? zarządził, a na jego twarzy zagościł wyjątkowo paskudny uśmiech.

***

Gdy w końcu, ku ogólnej uciesze załogi, zaskoczony i spętany Barbossa opuścił pokład w towarzystwie kowadła u szyi, odbyła się największa uczta w dziejach Czarnej Perły. Czyli w dosłownym znaczeniu libacja jakiej świat nie widział. Powszechną radość wzbudzili tańczący razem na stole Pintel i Ragetti, których paradne kapelusze, zwinięte z sypialni samej Toriette, zajęły się od umieszczonych pod sufitem lamp.
Jack Sparrow ? król przyjęcia, solenizant i jubilat w jednym siedział w centralnymi miejscu przy wielkim, dębowym stole. Jednak, o dziwo, nie pochłaniały go w tym momencie ani rum ani jadło. Siedział pochylony nad mapami z cyrklem w dłoni, kreśląc na wyblakłym płótnie sobie tylko znane kursy. Starał się nie denerwować wszechobecnym pijaństwem i rozpustą.
- Oto co rum robi z porządnymi ludźmi ? mruknął. ? Skupić się, skupić się muszę!
Po chwili jego pracę przerwało przybycie Gibbsa. W przeciwieństwie do reszty załogi był stosunkowy trzeźwy, co nie znaczy, że chodził o własnych siłach.
- Jesteście trzeźwi, bosmanie ? zauważył Jack.
- Tak i wkrótce zamierzam zmienić ten stan.
- Dobrze ? zawyrokował Kapitan.
Gibbs zwalił się na ławę obok Jacka i spojrzał mu przez ramię.
- Mam pytanie, a raczej garść pytań i podejrzeń ? zaczął. ? Uczta pochłonęła prawie całe zapasy. Za dwa, góra, trzy dni nie będziemy mieli co jeść, a rum skończy się jeszcze szybciej. Czy mamy jakiś konkretny kurs?
- Tak ? oznajmił uradowany Kapitan.
- Czy kurs ten prowadzi do miejsca, w którym odnowimy zapasy?
- Dokładnie ? przytaknął Jack.
- Co to za kurs?
- Ciekawy kurs. Bardzo ciekawy ? oznajmił tajemniczo Kapitan Sparrow.

***

Will Turner stał na pokładzie jednego z najszybszych okrętów jakie zostały kiedykolwiek zbudowany. Zimny, morski wiatr owiewał mu twarz. Mężczyzna opierał się o burtę i spoglądał na nisko zawieszony sierp księżyca. Fale mieniły się tysiącami refleksów, nucąc żałosną pieśń. Z dołu dobiegały odgłosy popijawy. ?Elizabeth? dlaczego to wszystko nie wygląda tak, jak powinno?...? Will zwiesił głowę i zamknął oczy. Kiedyś nie liczyło się nic? Był tylko on i ona? Turner poczuł pieczenie w kącikach oczu. Przetarł je machinalnie.
- Nie wstydź się łez.
William podskoczył i odwrócił się błyskawicznie, wyciągając szablę. Jej błyszczący w blasku księżyca koniec dotykał niedawno przebitej piersi. Jack Sparrow zgrabnym ruchem ominął ostrze i stanął obok Willa. Turner schował broń i oparł się z powrotem o barierkę. Kapitan uczynił to samo. Zapadła niezręczna cisza.
- Nie płakałem ? zaczął cicho wyższy z piratów.
- Widzisz, William? - zaczął Jack tonem mistrza, znawcy i naczelnego specjalisty spraw damsko-męskich. - Takie są kobiety. Uśmiechają się zalotnie, kuszą, flirtują a potem: hyc! I uśmiechają się do kolejnego. Tak są po prost?.
Sparrow nie dokończył, bo kipiący ze złości Will przycisnął do jego gardła na nowo obnażoną szablę.
- Zabraniam ci mówić w ten sposób o Elizabeth! Zabraniam! Rozumiesz!
Kapitan spokojnie wydobył się z uścisku młodego Turnera, przy okazji rozcinając sobie gardło o jego szablę. Popłynęła z niego struga ciemnej krwi, a po chwili rana zasklepiła się magicznie. Jack wyciągnął z kieszeni złotą monetę i obrócił ją w palcach.
- Tak. Bardzo interesujące ? mruknął do siebie. ? Bywaj, paniczu Turner! ? zakrzyknął tym razem całkiem głośno.
Podbiegł jeszcze do rozgniewanego i zdziwionego rozmówcy.
- Nie martw się, Willy. Nie powiem nikomu, ze płakałeś ? zapewnił i zniknął pod pokładem.

***

- Postawić żagle! Naciągnąć liny! Ta łajba ma płynąć, jakby ją czarci gonili! Słyszycie mnie, zapchlone kundle! ? wrzeszczał nieustannie Kapitan Sparrow.
Skacowana załoga pracowała od rana w pocie czoła. Pozbawiony zbędnego balastu statek był gotowy do rozwinięcia maksymalnej prędkości. Tego pięknego, ciepłego poranka, wyszorowany pokład Czarnej Perły błyszczał nie gorzej niż buty jej kapitana i jajca wylizanego psa.
- Gotowe!
- Panie Gibbs! Kurs, jak poddawałem ? wrzasnął Jack.
- Zrobione ? odkrzyknął bosman i po chwili stanął tuż obok Kapitana. ? Mam pytanko. Czy dziś gonimy, czy uciekamy, a jeśli tak, to odpowiednio: kogo? I przed kim?
- Gonimy ? odpowiedział Jack. ? Pora pokazać tej suce, Toriette, czemu to Czarna Perła uważana jest za lepszą z sióstr.

Within_Destruction

Nie moge oderwac sie od tego jakze swietnego opowiadania! nie no poprostu genialne. Gratuluje pomyslow i z zniecierpliwieniem czekam na koejna czesc, prosze piszcie ja szybko!

ocenił(a) film na 9
Within_Destruction

Daaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaalej!Mam nadzieje ze Jack bedzie z Lizzy:D:D:D:D:D oj biedny William(beksa!:D)

ocenił(a) film na 7
House_M_D_

Nie śmiej się! Chłopak ma doła. Każdy facet jak jest sam to sobie czasem płacze... ;(

Marat_Sade

Nie jestem w temacie i brakuje mi kreatywnosci. I tak to ja skoncze w sypialni Jacka Sparrowa, drogie panie, nie ma innego wyjscia :P

Within_Destruction

Opowiadanie boskie ,ale Raguel.... wróc...bez twoich opowieści to już nie to samo...!!!!!!!!
Akcja nabiera tempa....podoba mi sie to opowiadanie:D coraz bardziej, z kazdą notką....:D

Cpt_Pchelka

Obawiam się że to będzie niemożliwe. Żałuję że nie możemy nic zrobić.
Chociaż??

ocenił(a) film na 9
Within_Destruction

No dobra nie smieje sie juz:P w sumie rozumiem ze kazdy facet moze sobie poplakac:)w takie sytuacji zwlaszcza:)Ale nic nie poradze kibicuje Jackowi+Lizzy:) bez Williama:P czekam na dalsza czesc!!!!Boskie!:)