ale Gosiu co jest takiego nadzwyczajnego w tym filmie?
czym wznosi się on ponad telenowelową przeciętność?
Ojej, toś mnie zaskoczył :) Oglądałam go całe wieki temu :) Trudno jest mi się odnieść do wrażeń, które odniosłam zaraz po wyjściu z kina. Z pewnością na odbiór filmu wpłynęło utożsamianie się z doświadczeniami bohaterów, a przynajmniej niektórych z nich. Kiedy dokładnie wiesz co w danej chwili czuje bohater i dlaczego czuje się tak, przepraszam za słowo, gównianie, to odbiór całego filmu jest zupełnie inny. Oglądam filmów dość sporo, dlatego mam poczucie, że filmów... obyczajowych (?) jest niewiele. I kiedy metodą porównawczą (a w kinie wtedy można było obejrzeć np. Chłopaka na niby, albo Kobiety mafii) to Plan B okazał się filmem wcale nie najgorszym. Arcydziełem też oczywiście nie, no ale gniot to na pewno nie był.
wiesz, pamiętam jak moje ciotki utożsamiały się z bohaterami "Esmeraldy"
przeżywały każdy odcinek, płakały etc
ale to nie znaczy, że rzeczona Esmeralda była dobrym kinem jeśli w ogóle kinem można to nazwać...
trochę ci zazdroszczę wrażeń, bo dla mnie bohaterowie Planu B były dramatycznie płaskimi, papierowymi postaciami, którym scenarzystka przeznaczyła tylko jedną rolę; zilustrowania tezy: zawsze jest jakiś plan B.
jak na reżyserkę "moich córek krów" to dramatycznie i żenująco słabiutko.....
No teraz to pojechałeś :) No proszę cię...! Jeżeli porównujesz moje utożsamianie się z problemami postaci do wzruszeń ciotek nad Esmeraldą, to świadczy wyłącznie o jednym: nie masz bladego pojęcia o czym mówię. I nie zamierzam ci tego tłumaczyć, bo i tak nie pojmiesz. Dowodzi to jednak temu, że życie nie przeczołgało cię jeszcze przesadnie, a to jest zdecydowanie dobra nowina, szczególnie dla Ciebie.
Ale to, że "krowy" był lepszym filmem niż "plan b", to się zgodzę.
egoistyczna mania wyższości zjada cię bezlitośnie....
sorry zarówno ty jak moje ciotki jesteście takimi samymi widzami, które oglądają film przez pryzmat swoich doświadczeń, wrażliwości, gustu etc.
i zaręczam cię zarówno mnie jak i moje ciotki życie przeczołgało, podejrzewam jak każdego, bo jak mówi poeta "nie ma łatwego życia, każdy ma swój dzban żółci do wypicia"...
"egoistyczna mania wyższości"... Jaka wnikliwa analiza mojej osobowości. I wystarczyły ci moje trzy zdania! Genialne! A ja myślałam, że to będzie jednak miła rozmowa, tymczasem czuję wrogość, kompletnie jak dla mnie nieuzasadnioną.
Cóż, mogło być miło. Pozdrawiam. I ciotki też pozdrów :)
czymże się różni twoje utożsamianie się z postaciami(dla mnie mocno papierowymi) od takiego samego utożsamiania się moich ciotek?
dla mnie niczym
a ty uważasz, że nie można tego porównać.
a czemuż to?
bo esmeralda jest prymitywna i tylko tacy widzowie ją oglądają w przeciwieństwie do wyżyn artystycznych planu b skierowanych do elity?
proszę cie....
Po kolei.
Mam wrażenie, że odbiegliśmy lekko od meritum, a mianowicie od tego, że napisałam że na moją ocenę filmu ma wpływ to, że utożsamiam się z bohaterami filmu.
Któregoś dnia oglądałam film z osobą, która mnie dość dobrze zna. Zaczęliśmy rozmawiać nt filmu (to nie był plan B, ale coś innego) i miałam trochę inne wrażenia niż osoba, z którą go oglądałam. I wtedy ten ktoś powiedział: wiesz, dlaczego inaczej odbierasz film? Bo to był film o tobie. I wtedy właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że w ocenie filmu nie zawsze jestem obiektywna.
I w swojej wypowiedzi miałam na myśli tylko tyle – prawdopodobnie w ocenie tego filmu nie byłam obiektywna. I szczerze mówiąc nie zastanawiam się nad tym, czy postacie są papierowe i nijakie skoro są „mną”. Wracając do twoich ciotek, które jak mówisz utożsamiają się z Esmeraldą. Czy one się zastanawiają nad tym, czy serial o Esmeraldzie ma jakąś merytoryczną wartość? Czy one myślą o tym, że jakaś postać jest papierowa, czy sztuczna? Nie!
Tak wiem, teraz mówisz: „no o tym właśnie mówiłem, że ty i ciotki to to samo”. Zrozumiałam twoją argumentację i się z nią zgadam.
Nie zgadam się jednak z tym, a przynajmniej nie do końca, że utożsamianie się z losami Esmeraldy i bohaterami planu B, to to samo. Widzisz ja byłam obserwatorem utożsamiania się mojej babci i jej siostry z bohaterami Mody na sukces, więc wyobraziłam sobie twoje ciotki przed telewizorem jak utożsamiają się z bohaterkami Esmeraldy. I to, że płaczą nad losem bohaterów nie znaczy, że się 1:1 utożsamiają z ich losem. Ja też się wzruszam, czy denerwuję losami postaci filmowych. Przeżywam je – po to są m.in. filmy. I płakałam jak bóbr np. na Obdarowanych, chociaż nie mam genialnego dziecka i nikt nie chciał mi go zabrać. Ale to wcale nie znaczy, że się z nimi utożsamiam.
I wydało mi się mało prawdopodobne, żeby któraś z twoich ciotek miała wspólną historię z Esmaraldą, chyba, że ktoś otruł jej ojca, żeby ją pozbawić praw do majątku i uniemożliwić ślub z ukochanym. Improwizuję teraz, bo nie znam fabuły serialu. Całkiem możliwe, że nieznajomość przygód pani Esmeraldy zakrzywiła moje spojrzenie na temat, bo uznałam, że tam naprawdę nie ma się z czym utożsamiać.
Kiedy mówię o utożsamianiu się z postacią mówię np. o tym: kiedyś oglądając film widziałam osobę skrzywdzoną, było mi przykro, nawet smutno, może nawet się wzruszyłam i rozpłakałam. Ale kiedy w kolejnej scenie ten bohater, któremu współczułam, robił demolkę swojego domu myślałam: bez sensu, co to zmieni, że rozniesie w pył tą meblościankę? A teraz patrzę na taką scenę i wiem co to znaczy czuć tak ogromny gniew, że się chce, za przeproszeniem, rozp... cały świat. I nie piszę tego, żeby się użalać, tylko żeby uzmysłowić ci, że kiedy się dokładnie wie co czuje bohater odbiór filmu jest inny.
Napisałeś: „dla mnie bohaterowie Planu B były dramatycznie płaskimi, papierowymi postaciami, którym scenarzystka przeznaczyła tylko jedną rolę; zilustrowania tezy: zawsze jest jakiś plan B.” Może właśnie tego potrzebowałam od filmu: utożsamienia się z postaciami i dania sobie nadziei, że jest jakiś plan B. Film miał może trafić to takich osób jak ja – i trafił. Przekonywanie mnie, że film był słaby nie ma sensu, bo nie jestem w jego odbiorze obiektywna, co zaznaczyłam na samym początku.
To by się nawet zgadzało z moją ostatnią tezą, która uzasadnia dlaczego takie filmy jak Narzeczony na niby ma taką oglądalność i tak absurdalnie wysoką ocenę. Bo ludzie idą do kina na to co chcą zobaczyć i dostają dokładnie to co chcieli. Poszli na gównianą komedię romantyczną i ją dostali. Brawo, no to daję 8, no po prostu arcydzieło ;) Może nawet, ktoś miał narzeczonego na niby i potrafił utożsamić się z historią bohatera ;)
Ale się rozpisałam :D
niestety będę się powtarzał.
każda wypowiedź jest subiektywna, ty piszesz o swoich odczuciach, ja o swoich. nie miałem i nie mam najmniejszego zamiaru przekonywać Cię, że film jest słaby tylko wyrażam swoją subiektywną opinię o nim(nawet próbuję zrozumieć czemu ci się tak podobał).
chcę cię zapewnić, że moje ciotki dokładnie wiedziały co czują bohaterowie Esmeraldy, a czy zastanawiały się nad tym, czy serial o Esmeraldzie ma jakąś merytoryczną wartość? tego w przeciwieństwie do Cię NIE WIEM, zresztą to jest zupełnie nieistotne, bo tak jak ci już pisałem pamiętam jak utożsamiały się z jej bohaterami, żyły ich życiem i rozumiały ich doskonale.
Porównanie "planu B" do "moich córek krów" dla mnie jest porażające, bo pokazuje dramatyczny spadek formy reżyserki. moje "córki krowy" kipiały błyskiem geniuszu", życiem, emocjami, głębią, czego ze świecą darmo szukać w "planie B".
i na koniec zazdroszczę ci że film ci się podobał, przeżyłaś go, utożsamiałaś się z jego bohaterami bo przecież o to chodzi.
niestety ja tego o sobie powiedzieć nie mogę kropeczka
pozdrawiam życzą Ci tylko takich filmów, czytaj które ci się podobają :)