Taki sobie typowy, amerykański średniak. Cacana rodzinka, wypas chałupka, luksus bryki, ocean, luzik, zero problemów, nic tylko czerpać z dobrodziejstw życia. A tu gówno. W przepięknej chacie aż ciężko od smrodu. Tatuś ni wuja nie czuje mięty do mamuśki, a mamuśka ma zdrowego fioła na bliżej nieokreślonym punkcie. I całą rodzinkę przysłowiowy człon trafia. Wódka, narkotyki, prochy i bezmyślna amerykańska młodzież dopełniają obraz. Syf w raju chciało by się powiedzieć. Bo i czegóż tym ludziom do szczęścia potrzeba, czego mają za mało, czego im brakuje? A może czegoś mają za dużo i jak mawiał starożytny poeta w dupach im się poprzewracało? A może to już nie tylko w Ameryce?