Moim zdaniem to nie była zła kobieta. Była jednak prosta,rozżalona, opuszczona, z wielkim żalem do męża-łajdaka i córki, która przecież zostawiła jej dwuletnie dziecko i odeszła! Nikt matce Saszki siłą nie zabierał.
Dziecko stało się jedyną kotwicą trzymającą babkę przy życiu. Skupiła na nim wszystkie emocje, nadzieje, sens życia. Relacja ta była oczywiście niezdrowa, bardzo obciążająca dziecko, niszcząca jego delikatną psychikę, ale nie wynikała ze złych intencji. Spójrzcie, jak to dziecko było zadbane, dobrze ubrane, żywione z troską (choć nie bez pretensji i żalów) - choćby to przetarte jabłko, leczone... Wmawianie mu setek chorób to też nic innego, jak nieświadoma potrzeba bycia w centrum uwagi (lekarzy), pokazania światu, że zły los doświadcza ją jak jakiegoś Hioba, ale ona trwa w miłości do osieroconego wnuka...
A oprócz tego oczywiście jakieś zaburzenia psychiczne, może choroba dwubiegunowa...
Te wszystkie złe słowa, wylewanie brudów na matkę i dziadka, to również nie złośliwość, ale głupota. Dziecko było jedynym odbiorcą żalów babki, nawet jej koleżanki nie chciały z nią rozmawiać o jej zmarnowanym życiu. Gadała więc do dziecka, jak do dorosłego, nie zdając sobie sprawy jakie spustoszenie robi w jego duszy.
Będę bronić babki, choć dziecku działa się wielka krzywda.
Bo czy teraz, z matką i dziadkiem będzie mu na pewno lepiej? Piszecie, że "spokój wrócił dopiero po śmierci babki". A ja tam, poza sceną przywitania i przekazania prezentu", jakiegoś wielkiego uczucia matki do dziecka nie widziałam. Nietrudno jest zorganizować się raz na rok i czekać w chłodzie, żeby dać prezent. A potem cały rok się bujać, pić, o dziecku nie pamiętając. Nawet prezentu nie kupiła mu od serca, tylko byle jakie pchełki, to jej facet szarpnął się na kolejkę (wiem, kosztem cudzej lornetki...). W scenie odebrania kożuszka mogła zaczekać pod domem na dziecko (które lada chwila miała wyjść do auta) - wolała odejść... Mogła codziennie stać pod domem rodziców i czekać na dziecko, żeby je choćby zobaczyć. Ale nie, raz na rok jej wystarczało.
A podczas pogrzebu, już po odzyskaniu małego, matka była już jak obca osoba dla Saszy. Szarpnęła go mocno za rękę, nie wspierała w żaden sposób.
Obawiam się, że ta historia nie skończyła się happy endem.
Mam takie samo zdanie co do matki co ty. Straszna byla ta scena, kiedy babka pozowliła jej przyjść zobaczyć się z synem, a ona po jakim czasie spytała się o kożuch, nie pytała o syna o jego stan , ale właśnie o kożuch.
Rzeczywiście babka nie była całkiem zła, ale nie nadawała się za bardzo do opiekowania się kimkolwiek.
Żal mi tego chłopca było.
A mi się wydaje, że jej w tej scenie tylko częściowo chodziło o płaszcz, a bardziej o to, by w ten sposób znaleźć się z chłopcem sam na sam. Tak jak w tym momencie kiedy odpowiedziała, że chętnie coś zje.
Co do kwestii dlaczego Sasza został z dziadkami to nie zostało to właściwie wyjaśnione. Być może dziadek zaproponował córce pomoc finansową i jednocześnie poprosił ją żeby pozwoliła babce pozajmować się nim, żeby (babka) nie czuła się taka samotna, natomiast później, kiedy być może matka chciała odzyskać chłopca, dziadkowie zaczęli udawać, że ona go porzuciła i w związku z tym nie chcą go jej już oddać. Nie wiem jak było, ale to nie zostało wyjaśnione i może to zresztą i dobrze. Chłopiec w domu był dziadkowi na rękę, bo w ten sposób babka skupiła się na maltretowaniu wnuka i dziadek zyskiwał nieco spokoju. Gdyby był tak wredny jak ta babka go przedstawiała to raczej po prostu by ją zostawił. Zwłaszcza, że miał pieniądze i mógł to zrobić bez problemu. Jednak znosił jej gadanie jak i wybryki typu wieczne obrażanie go, albo to chowanie pieniędzy w absurdalnych miejscach. Babka natomiast lubiła ubarwiać swoje poświęcenie i z tego, co było pokazane w stosunku do tego jak ona to przedstawiała innym - przykładowo to jak się opiekuje chłopcem, myje w wodzie po nim itd. - nie odniosłam wrażenia, żeby była ona pod jakimkolwiek względem osobą dobrą ani też umęczoną przez innych. Jest całkiem sporo ludzi, którzy lubią budować swoje życie na bazie niby to poświęcania się dla kogoś innego, podczas gdy tak naprawdę maltretują wszystkich, którzy znajdą się w ich polu rażenia. I ta kobieta była, według mnie, właśnie tego rodzaju osobą. Gdyby odebrać jej to dziecko nie wiedziałaby czym sobie wypełnić życie. To nie jest kwestia poświęcania się dla kogoś tylko jedynie tego, że tego typu ludzie nie chcą się przyznać do faktu, że nie potrafią żyć samodzielnie, nie mają żadnych zainteresowań, pasji i kompletnie nic sobą nie reprezentują. Takie osoby kradną życie innym, najczęściej właśnie dzieciom/wychowankom, doprowadzając ich do chorób fizycznych i psychicznych i czyniąc niezdolnymi do życia. Są w tym złe intencje, bo nie ma poszanowania drugiej osoby. To jest bardzo egocentryczne i okrutne zachowanie. Wytłumaczalne, ale nie dające się usprawiedliwić. To chyba najgorszy z rodzajów okrucieństwa ponieważ w maltretowanej osobie tworzy się przekonanie, że jej oprawca ją kocha (bo na okrągło to powtarza) i nie ma złych intencji przez co ofiara nie ma jak obronić swojej psychiki. To dużo gorsza sytuacja niż wtedy gdy ofiara może otwarcie przed sobą określić oprawcę jako znęcającego się z nienawiści czy sadyzmu i nie być obarczona myśleniem, że to ona (ofiara) jest zła i nieudana, i nie zasługuje na nic lepszego niż właśnie tak podłe traktowanie.
W tym filmie nie ma czystych postaci, może poza dzieckiem. W ostatniej scenie widać, że matka mówi dziecku ,,Stój równo" już idzie w te złe ślady babci, a poza tym, jak myślicie zainteresuje się tymi tomami Puszkina? Bo wg mnie patrząc na jej minę to tak.
Dziecko też nie będzie czyste... Dosłownie niedawno zastanawiałam się jakim cudem patologia rodzi patologię. Dla mnie to nie do pomyślenia, by powielać błędy opiekunów z przeszłości, skazywać kogoś na to samo cierpienie, przez które trzeba było przejść... Ale w scenie po myciu, podczas oglądania telewizji "Zdrowy jesteś, draniu" mówi samo za siebie. Babcia zasiała w nim zawiść do świata o swój los (bo zarazić nie mogła...).
sprostować trzeba dwie informacje:matka przyszła do syna z prezentem,a babka go wyrzuciła przez okno.Gdy zostali sami,matka i syn ten rzucił się do matki i mocno przytulił a ona aż się popłakała ze szczęścia.Każda matka szarpnęła by dziecko w sytuacji gdy ono niebezpiecznie zbliżyłoby się do krawędzi grobu.Kupiła taki prezent na jaki ją było stać.Kolejka była kupiona za nie ich pieniądze
Babka chora psychicznie od dawna,terroryzowała otoczenie.Matka dziecka tolerowała to bo nie miała środków na utrzymanie.Była na utrzymaniu ojca.
Wiesz, moim zdaniem na tym własnie polega jakość dramatów. Na tym, ze nie ma w nich 'złych' i 'dobrych' postaci, że świat nie jest czarno-biały i że nikogo nie da się potępić. Zwłaszcza tych 'złych', tych, w których bez wahania rzucilibyśmy kamieniem oglądając ich w wiadomościach. To filmy bez happyendu, w których 'zło' nie zostaje ukarane, a 'dobro' nie otrzymuje nagród uscisków i owacji na stojaco.
IMHO dobry dramat to własnie taki, w którym pojawiające się postaci 'złe' nabieraja ludzkiej twarzy, o której nie pamietamy prawie nigdy czytając o 'pedofilu', 'gwałcicielu', 'psychopacie', na straszeniu którymi zbijaja kapitał szmatławe media, cwani politycy i pełni świętego zapału kaznodzieje.
Dobry dramat to taki, w którym człowieczeństwo ma ciemne strony i brutalnie czasem pokazuje nam, że nie jesteśmy tacy piekni, jak zwyklismy o sobie mysleć. Taki, który przypomina nam, ze otaczają nas ludzie; że 'źli' nie urodzili sie tacy; że nieszczęście, ból dramat ludzkiego zycia prowadzi czasem do strasznych wynaturzeń i że straszne wynaturzenia nie są 'kaprysem' a efektem dramatu ludzkiego zycia niejednokrotnie. Dobry dramat to film, który potrafi przewartościować spojrzenie na sprawy i ludzi, których zwyklismy bezmyslnie sortować wg. upodobań liderów politycznych, religijnych, społecznych...
Ludzka twarz babki to cehca tego gatunku filmowego - nie każdy doróśł do oglądania dramatów - Tobie się to udało :-)