Powiedzmy że ta kosmitka była wabikiem na mężczyzn którzy byli potem przerabiani na kotlety i
wysyłani na odległą planetę. Wskazuje na to czerwona mielonka jadąca po taśmie. Koniec filmu to z
kolei kosmitka spalona przez jakiegoś napalonego drwala/zboczeńca. Ok Scarlett była w tym filmie
hot. Po drodze mamy jeszcze coś jak rodzące się w kosmitce uczucia, bo w końcu uwolniła tego
gościa z oszpeconą twarzą, potem tłukła się po jakiejś mieścinie aż w końcu trafiła na miłego
gościa dzięki któremu odkryła miłość? Jaką rolę pełnił w tym wszystkim koleś na motorze? Banda
na motorach jeździła szukając zagubionej w tym wszystkim kosmitki?
Sam film jest jak udany mix Lyncha i Kubricka i ma świetny klimat. Jedyny problem to że kompletnie
nie wiadomo o co w nim chodzi.
Zabiły ją uczucia? Jej poprzedniczka łzawiła przy rozbieraniu. Ciepło czy zimno? Ciepło, ciepło...
Nie odkryła miłości. Ona nie chciała stać się czymś innym, ale doświadczyć czegoś innego. Tak więc próbowała ludzkiego jedzenia, seksu, ale zawsze były to próby nieudane. Gdy postanowiła "rzucić pracę", kierowała nią ciekawość i może empatia dla tego chorego człowieka. W tym samym momencie jej przełożony zaczął ją ścigać, ponieważ najwidoczniej dowiedział się o jej buncie. Gdy uległa temu miłemu gościowi, role się odwróciły, teraz męska płeć prowadzi prym. Apogeum tej zamiany ukazane jest w ostatnim akcie, gdy mężczyzna stara się zgwałcić Scarlett. Zachowuje się w stosunku do niej tak jak ona do przechodniów na początku filmu. Sama końcówka, rozdarcie alienowi skóry i spalenie go może być różnie interpretowana. Może chodzi o to że aby zostać człowiekiem potrzeba czegoś więcej niż pozornej, ludzkiej powłoki? Może chodzi tu o powierzchowną zależność płci. Albo o uświadamianie sobie swojej seksualnej tożsamości? Naprawdę nie wiem. Nie wiem czemu jej przygoda skończyła się spłonięciem. Najwidoczniej przegrała starając się zaadoptować do społeczeństwa.
Czyli na początku to się przyglądała wszystkiemu z boku i ci mężczyźni ginęli bo byli bardzo ulegli wobec jej urody i nie potrafili odmówić. Nawet jak ten facet chciał ratować tych topielców to i tak dostał potem w łeb bo był po prostu łatwym łupem. Pod koniec to kosmitka stała się uległa wobec mężczyzn, godziła się na ich pomoc, miała problem z własną tożsamością. Ostatecznie skończyło się to dla niej zgonem. Tak więc nie od płci to zależy a od samego wejścia w strefę niekontrolowanych popędów, uczuć i poszukiwań. Samo to jest słabością i drogą do unicestwienia.
A to co wydaje się piękne albo smaczne może pokaleczyć jak róże albo doprowadzić do wymiotów jak ciasto.
Ciekawy przekaz ale śmierdzi mi to jakimś nihilizmem. Albo jesteś silnym katem albo słabą ofiarą która zginie.
Tak to ma sens. Nawet gdy patrzyła na swoją twarz w lustrze albo stała nago i dotykała swojego ciała. Dla wielu widzów może wydawać się to dosyć nudne, te rozwleczone sceny ale tak najlepiej było przedstawić jej problemy z własną tożsamością. Ona już nie wiedziała kim albo czym tak naprawdę jest. A ta końcówka to jak ucieczka która kończy się zgubą a może z drugiej strony jakimś uwolnieniem?
I jeszcze ta końcowa scena gdy zdejmuje z siebie ludzką skórę i patrzy na twarz. Jakby padło pytanie - czym jestem? Co jest pod moją skórą?
Dokładnie. W filmie zresztą jest bardzo dużo takich fajnych metafor, jak np to z mrówką, z bezmyślnym wchodzeniem mężczyzn w czarną maź, czy ze śnieżną scenerią. Nie jest to symbolika nachalna, raczej bardzo umiejętnie dawkowana.
I jeszcze mgła. Ta scena wygląda jak z Silent Hill. I empatia. Kosmitka przygląda się bez emocji tragedii i daje w łeb pływakowi. Potem upada na ulicy i ludzie pomagają jej wstać. Następnie pojawia się facet z oszpeconą twarzą i wtedy to już kosmitka pomaga człowiekowi. A jeśli zaczęła odczuwać miłość to stało się to czymś destrukcyjnym.
Ano. Zgadzam się z tym wszystkim, chociaż co do miłości nie byłbym aż tak przekonany. No ale prawdą jest że dopóki była zimną S̈uką to rządziła, a gdy zaczęła okazywać jakieś oznaki zainteresowania człowiekiem, utożsamiania się z nim itp to mocno przegrała. Ale tak jak już mówiłem, punktem zwrotnym wydaje mi się bardziej współczucie choremu niż miłość do miłego pana który ostatecznie i tak chciał zapanować nad nią seksualnie, tyle że był mądrzejszy i kulturalniejszy od pajaców z ulicy/klubu, i inteligentnie to rozegrał. Tak przynajmniej ja to widzę :D
Piszę tak ponieważ ten motyw muzyczny który leciał podczas ich zbliżenia ma tytuł "Love".
http://www.youtube.com/watch?v=lggI2bQefeU
Tak czy inaczej film fajny, ciekawy i klimatyczny ale trochę ubogi w treść i może odrobinę za lekki. Nie wiem jak to ocenić, 7/10 to minimum ale waham się czy dać więcej.
To nie może się równać z najlepszymi filmami Lyncha czy Kubricka, w ogóle nie ma startu. Tak jakby czegoś zabrakło. Film o napalonym drwalu? Dziewczyny unikajcie lasów? Spisek kosmicznych motocyklistów?
Nie będę się wypowiadać o rzekomym artyzmie i głębi tego dzieła, bo się na tym najwyraźniej nie znam, ale Scarlett Johansson w tym filmie jest co najmniej zaniedbana. Fajne są krągłości, ale żeby były apetyczne, trzeba o nie dbać. Gdzie ona hot??? Tłuszcz odkładający się tam gdzie nie powinien, wyraźna utrata jędrności, cellulit zaawansowany…
A jakby się zatrzymała taka dziunia w samochodzie i zapytała o drogę to byś wsiadł do autka i z nią pojechał czy nie? Założę się że tak.
Jeśli jesteś jednak kobietą to wydaje mi się że z tych słów wypływa pewna nutka zazdrości.
Uwielbiam natychmiastowe podejrzenia o zazdrość w takim kontekście:) Moja opinia jest akurat naprawdę obiektywna, jak tylko obiektywna potrafi być ocena czyjegoś wyglądu. Panowie postrzegają niestety (albo raczej stety!) rzecz selektywnie.
Scarlett ma w sobie ogromny sex appeal, ale akurat nie w tym filmie, a zwłaszcza nie kiedy jest całkiem naga, czyli przeważnie.
Co innego jako dziunia w kusym wdzianku itd. itp., nawet jako kobieta bym z nią pojechała :P
Rozumiem że masz też jakieś homoseksualne fantazje erotyczne dotyczące kobiet koniecznie bez cellulitu ale co to ma do oceny filmu? Po drugie w tym filmie to ciało nie zostało wyeksponowane w celach pobudzających tylko artystycznego środka przekazu. Po trzecie co mi po obiektywnej ocenie kobiety przez inną kobietę skoro dla mężczyzn takie defekty nie mają zbyt dużego znaczenia.
Myślę, że dla większości mężczyzn takie defekty jak gruba Scarlett jednak mają znaczenie. Przecież podobno to my jesteśmy bardziej wybredni od kobiet. Chociaż może po prostu mówimy o tym bardziej wprost, a kobiety na przykład, zauważyłem, lubią mówić o przystojnych facetach, że są inteligentni.
Cellulitu co prawda nie zauważyłem, ale gruba Scarlett bez ubrań nie wyglądała mi zbyt pociągająco nawet w moich realiach, nie mówiąc już o filmowych standardach piękności. Wyglądała fajnie, dopóki się nie rozebrała... czyli w sumie ani przez chwilę :P
A o samym filmie nie mogę powiedzieć, że był dobry, bo najwyraźniej nie da się go jednoznacznie zinterpretować. Ani nawet dziesięcioznacznie. Następnym razem puszczę sobie biały ekran na 2 godziny, to moja wyobraźnia będzie miała jeszcze większe pole do popisu.
PS sveva-, wyślij fotkę i udowodnij, że nie jesteś zazdrosna :p
sveva - "tłuszcz odkładający się tam gdzie nie powinien", "wyraźna utrata jędrności", "cellulit zaawansowany" - jeśli ona ma odkładający się tłuszcz, to zakładam, że ty masz anoreksję. Jestem kobietą, więc wiem doskonale czym jest cellulit czy jędrność skóry i widzę bardzo wyraźnie, że ty nie masz o tym bladego pojęcia. Zazdrość to nie do końca moja sugestia, bardziej zawiść. Typowa, tradycyjna polska zawiść. Odnośnie twojej oceny filmu się nie wypowiem, bo uważam, że ta kwestia jest rzeczą gustu.
Oczywiście, mężczyźni oceniają selektywnie, a więc są wybredni, obiektywni. Nie wiem więc czy do końca rozumiesz słowo selektwyny, a już na pewno nie rozumiesz jak postrzegają mężczyźni. Co do aktorki to ma zaniedbane ciało. Przydałaby się zmiana w sposobie odżywiania i odpowiedni trening fizyczny. Co do twarzy to w mojej opini jest brzydka, nie ma nic seksownego, ani urodziwego. Choć tutaj ile ludzi tyle zdań, jak zawsze.
A może to nie kosmitka tylko jakiś wojskowy eksperyment ? A faceci na motorach to agenci mający tuszować wszelkie niedociągnięcia?
Mogą to też być inni kosmici, ale to stawiało by ją nisko w hierarchii jako narzędzie do zdobywania pożywienia, a faceci byli od myślenia i zapewnienia aby ludzie ich nie wyśledzili.
Jakby nie patrzeć to film mimo powolnej akcji (dużo dzięki muzyce) trzyma w napięciu. Oczywiście końca który miał być zaskoczeniem można domyślić sięjuż dużo wcześniej
Jak to w ludzkiej hierarchii... mężczyzn zdobywają kobiety swoim wdziękiem i ciałem, często łupem są wpływowi faceci, ale też to faceci im za to płacą i te drapieżne "kosmitki" mają swoich alfonsów nad sobą. Piramida tego świata od zarania dziejów - Adama i Ewy...
No fajny, fajny. Muzyka fajna, klimat jest elegancki, kilka bdb scen, ale jak lubię rozlazłe męczybuły to to jest jednak przegięcie. Ja wiem, że są tacy co to na Scarlett mogą patrzeć 24/7, ale wszystko ma swoje granice, litości.
Gdyby nieco to przyciąć tu i ówdzie na luzaku byłoby 8.
Muzyka fajna tylko że ciągle powtarza się ten sam motyw, kilka scen jest bardzo dobrych tylko że reszta opiera się głównie na zaczepkach, wsiadaniu/wysiadaniu z samochodu oraz wchodzeniu do ciemnego pomieszczenia i zatapianiu w dziwnej cieczy, klimat jest elegancki tylko że nic z tego wszystkiego konkretnego nie wynika i tak dalej, i tak dalej:)
Bosze! Ja nie wiem co wy w niej widzicie???? Naprawdę, nie pamiętam innej aktorki bardzo przeciętnej jeżeli chodzi o urodę, która byłaby tak lansowana na skończoną piękność. Jestem w stanie zrozumieć zachwyty nad Charlize Theron, albo Katherine Heigl... ale Scarlett??? Litości!
Obejrzyjcie sobie "Match Point" Allena i zobaczcie jakim rozmiarem stóp dysponuje "przepiękna" Scrallet.
Nie przepadam za typem posągowych blondynek. Wolę albo bardziej romantyczne brunetki albo typy odrobinę zdzirowate. A Scarlett podoba mi się w tym filmie, jest jak pajęczyca która oplata siecią swoje ofiary i pożera. Naprawdę rozmiar stóp jest tu bez znaczenia. Podobne wrażenie robi na mnie Amber Heard w Machete Kills. Taka kobieta może mnie nawet zabić.
Właśnie, dlaczego muzyka się powtarza? Mnie zauroczył bardzo fragment z zbliżeniem gdy w tle leciało Love. Może gdyby więcej takich scen, a mniej tych chłodnych gdzie czasami nawet brakowało dźwięku poczułbym lepiej ten film. Lynch i Kubrick? Bardziej Lynch bo z Kubrickiem to kojarzyć się może tylko ze względu na Odyseję, ale jak dla mnie już sam głos HALA 9000 zawiera więcej emocji niż cały Under The Skin :)
Tylko czy dobry film musi zawsze dostarczać silnych emocji? Może wystarczy że przyjemnie hipnotyzuje obrazami i powtarzającą się muzyką jak Under The Skin.
Myślę, że jednak powinien. Ważne jest chyba aby widz zapamiętał choć kilka scen, które pozostaną na dłużej w głowie po seansie.
Ja pamiętam wiele scen. Film momentami jest nawet zabawny np. jak kosmitka/Johansoon zjeżdża ruchomych schodach i idzie po tych galeriach, zgaduję że to była improwizowana scena i nikt nie zwraca uwagi na znaną celebrytkę, jest nikim. Druga scena mnie rozbawiła jak kosmitka dała temu gościowi w łeb co chciał ratować topielców, potem go ciągnie niezdarnie do samochodu, trzecia jak chce się bzykać a potem patrzy zszokowana w swoje krocze, taka LOL scena, ten napalony drwal też był bardzo zabawny, potem naszła mnie nawet myśl - ilu mężczyzn po spotkaniu przechadzającej się samotnie po lesie Johansoon zachowało się podobnie jak ten drwal?. Ogólnie jest tak jak mówił reżyser, momentami to bardzo zabawny film:)
Mnie tam ani jedna scena nie rozbawiła. To na pewno minus bo lubię gdy jest śmiesznie, a tutaj było wg mnie zbyt poważnie. Człowiek który spadł na ziemię, film Roega z magnetycznym Bowie wydał mi się o wiele ciekawszym w tego typu tematyce, a ma już przecież prawie 40 lat. No ale Johansson to nie Bowie, a Glazer to nie Roeg.
Roeg kręcił w latach 70-ych same arcydzieła w tym genialny film Walkabout więc ciężko to wszystko porównywać. Glazer zrobił z kolei intrygujący miks kilku reżyserów i dorzucił coś od siebie. Wyszedł fajny, hipnotyzujący, relaksacyjny i momentami, ale to już indywidualna kwestia, zabawny twór filmowy. Po drugie David Lynch już od dawna nic nowego nie nakręcił i Under The Skin doskonale wypełnia po nim tą lukę.
Czytałem, że Lynch podobno szykuje nowy film. Oby, bo już prawie 10 lat nic nie nakręcił a trochę dziś brakuje jego kina.
Lynch nagrywa albumy i stał się jakimś guru, tak więc wątpię w ten film. Po drugie osobiście wolę teraz filmy które mnie zrelaksują i wyciszą a nie zgwałcą moją podświadomość obrazami przemocy, lęku i niepewności. Dlatego właśnie m.in podoba mi się Under The Skin bo jest dosyć mrocznym, dobrze zrobionym filmem ale nic mi nie robi i nie dostarcza żadnych większych negatywnych emocji.
No Under The Skin w pewien sposób fajnie wycisza i pozwala sobie wszystko przemyśleć. Ogólnie jest nieźle, ale sądzę, że można by z tego wyciągnąć większy potencjał - z pewnością zakończenie mogłoby inaczej wyglądać. A Lyncha to ja nie słucham, ale też słyszałem że dla niektórych to geniusz muzyczny. Co kto lubi, ja gościa szanuję jedynie jako twórcę filmowego i widać, że mamy różne osobowości bo mi klimatów filmowych które atakują różnymi "dziwactwami" moją podświadomość nigdy dość :)
Ja już z takich rzeczy wyrosłem. Teraz z Lyncha to ja mogę obejrzeć co najwyżej Prostą historię.
Ja z tego nie wyrosnę, no może jak będę dziadziem starym to mi się coś odmieni :)
Czy ja wiem. Są tacy co do samej śmierci się buntują. Jodorowsky np. ma ponad 80 lat, a nadal nie może przeboleć niezrealizowanego projektu Diuna :)
Wariat, ale pozytywnie zakręcony. Święta góra czy Kret to bardziej komiksy niż filmy, a i tak stały się kultowe hehe.
Surrealistyczne, eksperymentalne i pokręcone ale dalej to filmy. Z tych nowszych to Holy Motors był nawet ciekawy.
Niby filmy, ale technicznie to amatorka a bieg wydarzeń jest czasem rwany tak jak w komiksach właśnie. Holy Motors widziałem, fajny klimat i sporo nawiązań do kina (np. do Oczu bez twarzy na samym końcu)
Z nowych filmów Boyhood dostaje świetne noty ale chyba sobie daruję bo tematyka dorastania strasznie już oklepana się zrobiła.
O matko, średnia 45 czołowych krytyków na tomatoes - 9.7 . Nie wiem czemu ale takie oceny mnie bardziej odpychają aniżeli przyciągają :-)
Masakra, 12 lat to kręcili. Film według mnie o najgorszym okresie życia gdzie człowiek najpierw czuje się jak ubezwłasnowolniony a potem zaczyna się buntować. Potem i tak się kompletnie zmienia i pozostaje po tamtym okresie życia ledwo kilka wspomnień.