Film „Pod Wulkanem” próbuje być dramatem psychologicznym, lecz ostatecznie nie unika banału i powierzchowności. Przedstawia historię ukraińskiej rodziny, która z dnia na dzień z turystów zmienia się w uchodźców – choć nie uciekają bezpośrednio przed wojną, nie mogą wrócić do kraju ze względu na trwający konflikt. Ich życie utknęło w zawieszeniu na rajskiej wyspie. Mimo że hotel oferuje im darmowy nocleg i wyżywienie, przedłużony pobyt w tym rzekomym raju wcale nie przynosi im radości.
Film z dużym naciskiem podkreśla kontrasty: z jednej strony beztroscy turyści cieszący się wakacjami, z drugiej – zagubieni Ukraińcy, których myśli krążą wokół tego, co dzieje się w ich kraju. Główna bohaterka, Sofija, przez cały film jest przygnębiona i często zapłakana. Próbują do niej zagadywać różne postaci – uchodźca z Afryki Subsaharyjskiej o imieniu Mike (choć naprawdę nazywa się Dunjaman), przypadkowe dziewczyny czy chłopak na plaży – ale jej smutek jest niezmienny. Film kończy się sceną, w której Sofija płacze podczas fajerwerków, bo ich hałas przypomina jej odgłosy rakiet spadających na Kijów.
Reżyser stara się ukazać zewnętrzną perspektywę człowieka, który utknął w obcym kraju, niepewny swojej przyszłości i pozbawiony poczucia stabilności. Rodzina, z braku lepszych zajęć, decyduje się nawet na wyprawę na szczyt wulkanu, choć normalnie podczas wakacji by o tym nie pomyśleli. Taki krok można odczytać jako próbę ucieczki od trudnej rzeczywistości, lecz nie przynosi on żadnej ulgi.
Jedynym atutem filmu są piękne pejzaże, które dodają wizualnego uroku, ale to zdecydowanie za mało, by wynagrodzić słabości fabuły i aktorstwa. Drewniane dialogi, sztucznie wplecione dramaty innych imigrantów, w tym subsaharyjskich, którzy przypłynęli na wyspę na łodziach, sprawiają wrażenie wymuszonych i banalnych.
Najbardziej zaskakuje jednak decyzja, by ten film został polskim kandydatem do Oscara. Związek z Polską ogranicza się do marginalnych momentów – na początku filmu nieznany z imienia chłopiec mówi, że pochodzi z Polski, a pod koniec filmu ojciec i córka śmieją się z polskich łamańców językowych. Główna bohaterka także wyraża swoją niechęć do języka polskiego, co wydaje się całkowicie oderwane od kontekstu. Absurd goni absurd.
Film ten pozostawia mnie z uczuciem niedosytu i rozczarowania. Jest przeciętny i nie przekonuje ani fabułą, ani wykonaniem.