Nowy film Stephena Hopkinsa "Podejrzani" to obraz niezwykle interesujący,
mający nieco kafkowski klimat (ci, którzy widzieli film i znają "Proces"
będą wiedzieli o czym mówię). Historia jest z pozoru prosta i stara jak
świat. Popełniono okrutną zbrodnię. Jest kapitan policji (Freeman), który
stawia sobie za punkt honoru ujęcie sprawcy. Jest też podejrzany (Hackman),
na którego winę wskazują wszystkie poszlaki. Jest też jego żona (Belluci),
która nie jest taka na jaką wygląda. Jest noc, która powoli zmienia się w
dzień. Jest tajemnica, której ujawnienie zmieni życie bohaterów na zawsze.
Akcja jest dość dynamiczna, ma wiele zaskakujących zwrotów. Mimo iż nie
obfituje w sceny walki czy pościgi samochodowe, trzyma w napięciu do samego
końca. Mamy okazję śledzić walkę - przede wszystkim umysłów - dwóch byłych
przyjacół. Im dłużej trwa przesłuchanie i im bardziej zmęczeni są
bohaterowie, tym mroczniejszy staje się nastrój, tym głębiej w ich dusze
schodzimy....
Kto z nich zatriumfuje i czy zwycięstwo to przyniesie mu zadowolenie, czy
wręcz przeciwnie?
Jak łatwo można złamać człowieka i czy jest to w ogóle możliwe? Na to i
wiele innych pytań odpowiedź można znaleźć w "Podejrzanych".
Nie tylko gra laureatów wielu nagód, "weteranów" amerykańskiego kina
sprawia, że film nie jest nudny i nie ma w nim dłużyzn. Jest w bardzo
interesujący sposób nakręcony - dynamiczne ujęcia, częste cięcia, kamera,
która jest obok bohatera, za nim, przed nim i nawet w nim, w jego
wspomnieniach...
"Podejrzani" może nie są arcydziełem, ale z pewnością dorównują swemu
francuskiemu oryginałowi "Garde a vue" i warto poświęcić niecałe dwie
godziny na doświadczenie tego rodzaju przeżycia...