Abstrahując od filmu zawsze uderza mnie przedstawienie prowincji - dziewczyna uciekająca z lokalu nad jeziorem, którego właścicielem jest samotny ojciec. Czy twórcy filmu zdają sobie sprawę, że ta dwójka z takiego lokalu nad jeziorem ma 10 razy większy dochód przez dwa miesiące wakacji niz przy pracy na etacie w korpo mieliby przez rok?
Nie wiem jestem z zachodniej Polski gdzie nie ma jakiegoś kompleksu prowincji wręcz przeciwnie - ale tu ludzie którzy się dorobili inwestują właśnie w takie lokale bo to złoty biznes,l. W filmie ukazane jest to jak skaranie boskie bohaterki.
Typowe wyobrażenie Warszawki o reszcie Polski. Ich miasto jako mlekiem i miodem płynące, a reszta 50 lat za nimi. Niestety w większości filmów i seriali tak to jest przedstawiane i raczej się nie zmieni. W filmie "Kryptonim Polska" jako prowincja traktowany był Białystok. A przecież to spore miasto.
Też wychowywałam się na zachodzie.