PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=876864}
7,3 20 tys. ocen
7,3 10 1 19563
7,3 56 krytyków
Powrót do tamtych dni
powrót do forum filmu Powrót do tamtych dni

W życiu każdego chyba chłopca* dochodzi do momentu, w którym relacja z własnym ojcem nabiera charakteru symbolicznej walki o śmierć i życie. Jestem przekonany, że nie dotyczy to tylko rodzin, w których przemoc (fizyczna, psychiczna, ekonomiczna – jakakolwiek) ze strony ojca jest tak jawna. Słowem – nie chodzi tu o patologię, ale o jakąś elementarną specyfikę relacji dwóch mężczyzn – syna i ojca, dorosłego i chłopca – w której znaczącą rolę odgrywa dominacja, walka o jej utrzymanie lub przezwyciężenie.

Każda sytuacja, w której Tomek boi się wracającego do domu ojca, to kolejny akt przemocy, symboliczne bycie przezeń zabitym. Chłopiec nie funkcjonuje w optyce Alka jako podmiot, jako „pełnoprawny” młody mężczyzna, co szczególnie widoczne jest w momentach, w których ojciec krytykuje go za mówienie „jak baba”. Jest małym, zdeptanym przez Alka, zaszczutym żuczkiem, który zyskuje na szacunku dopiero wtedy, gdy odezwie się jak „mężczyzna”, niższym głosem, z odpowiednią dozą agresji. Ojcowska przemoc nie musi mieć więc wymiaru fizycznego. Może chodzić wyłącznie o strach przed potencjałem ojcowskiej siły. Reżyser filmu mówi w wywiadzie, zapytany, czy mierzył się też z fizyczną przemocą: „Nie, ale zawsze mogła się pojawić, ten suspens był cały czas obecny. Ojciec powiedział po latach: nigdy cię nie uderzyłem. Odpowiedziałem: ale zawsze mogłeś”**.

W ciągu filmu ta warunkującą podmiotowość agresja narasta. Na pierwszy rzut oka widoczne jest to wtedy, gdy nastolatek – by chronić siebie i matkę przed ojcem – trzyma nóż, nawet śpi z nim. Ale na poziomie symbolicznym bardziej znacząca jest inna scena – kiedy Alek kolejny raz wrzeszczy przez sen, Tomek odkrzykuje tym samym tonem. Powtarza gest ojca, który wcześniej poniżał go, parodiując zbyt mało męski ton nastoletniego chłopca.

Jak sądzę, dosyć uniwersalnym doświadczeniem młodych mężczyzn jest to, że zyskują w oczach swojego ojca szacunek i podmiotowość, gdy po raz pierwszy przezwyciężą ojcowską siłę, stłamszą ją, albo chociaż podejmą próbę zrobienia tego. To częsty temat we współczesnej męskiej prozie. Bohater Wzgórza psów Jakuba Żulczyka, Mikołaj, uznaje w pewnym momencie:

„Przybiłem go sobą do ściany. Moja siła połknęła jego siłę. Czuję, jak jego ciało tężeje, zamienia się w drewno. Widzę, jak czerwienieje. Słyszę, jak dyszy. Wiem, że traci oddech. Może jednak go nienawidzę. Nienawidzę go przede wszystkim za to, co o mnie myśli. Za kogo mnie ma”. „Znów unika mojego spojrzenia. Wygrałem. Przydusiłem go do ściany. Przestraszył się mnie”. Brat Mikołaja, Grzesiek, mówi mu w późniejszej rozmowie: „Ojciec to ciężki facet. Może i dobrze, żeś go trochę ustawił. My też kiedyś poszliśmy na pięści”. Jeszcze później Mikołaj przypomina sobie, że gdy „przycisnął ojca do ściany, w jego oczach coś błysnęło. To był podziw”***.

Tego rodzaju momenty są symboliczną walkę o śmierć i życie. Chłopiec, który przezwycięża miażdżącą dotąd dominację ojca, dopiero wtedy staje się w jego oczach mężczyzną. Staje się samodzielnym podmiotem, nie stanowi już tylko funkcji swojego ojca. W tym akcie dominacji, które wcale nie musi mieć charakteru fizycznej przemocy, kryje się symboliczne morderstwo, przeciwstawienie ojcowskiej potędze – własnej siły. To gra, w której można tylko dać się zabić (jako podmiot), albo zabić (i stać się podmiotem). Jest w tym coś wybitnie i toksycznie męskiego, z czym jako chłopcy i młodzi mężczyźni musimy się mierzyć, chociaż nie zawsze chcemy, nie zawsze też mamy na to dość siły i odwagi. Aksinowicz dopowiada do wyżej cytowanej już kwestii: „Bałem się przemocy. Również kiedy byłem nastolatkiem, który mógł w każdej chwili uderzyć ojca. Nigdy nie chciałem tego zrobić, więc najlepszą metodą był wyjazd najdalej, jak tylko się dało”. Co więcej, determinuje to także naszą relację z innymi mężczyznami. Wielu z nas nawet w dorosłym życiu nosi w sobie fantazję o podniesieniu ręki na Ojca (rozumianego po Freudowsku jako dysponent Prawa – stąd wielka litera). To dlatego tak często w filmach, szczególnie horrorach, pojawia się fantazmat o Ojcu-Potworze, który musi zostać zgładzony.

Właśnie dlatego już w ciągu filmu chodziły mi po głowie wersy z jednego z najbardziej emocjonalnych utworów na polskiej scenie rapowej:

„Wypluły was klatki – wargi PRL-u,

Naszym Matkom te klatki ukradły mężczyzn,

Nam ojców, naszym dzieciom dziadków, skur*ielu!

Mam nadzieje, że się męczysz.

[…]

Warta z siostrą przy drzwiach, coś w rękach…

Jak mieszkałeś wtedy w bloku, to nie miałeś wtedy bejzla,

Miałeś odkurzacz z rurą, że ledwo mieścisz w dłoniach:

Takich jak ja nie leczysz – o nas piszesz doktorat****.

Moje myślenie potwierdzałaby finałowa scena filmu, w której Tomek dokonuje symboliczno-realnego morderstwa Alka. Scena skądinąd świetna, bo choć krótka, oświetla postać ojca z drugiej strony, pokazując go nie tylko jako terroryzującego rodzinę potwora, ale też jako człowieka upadającego pod ciężarem własnego problemu i krzywdy. Jakkolwiek: kiedy Alek, trzeźwy, staje twarzą twarz z własnym upadkiem – alkohol nie dodaje mu już siły – nastoletni chłopiec góruje nad nim. Potwierdza, że samobójstwo będzie dobrym rozwiązaniem. I to wtedy właśnie jest traktowany jak mężczyzna, jego słowa odbierane są na poważnie – bo trafił na moment, w którym ojcowski potencjał siły wyparował, a do tego zasugerował mu zabicie się. Więc: symbolicznie go zabił.

Tematem na inny film jest wizja drugiej strony, tj. starającego się o pozostanie przy władzy ojca, który obserwuje u swojego syna stawanie się mężczyzną, szaleńczą, autodestrukcyjną wolę niezależności, albo podniesienie ręki na autorytet ojca. Perspektywę ojca, niejako zmuszonego do złamania woli syna, doskonale przedstawia Jakub Bielawski:

„Coś w ojcu pękło. Pękło i już się nie zrosło […]. Musiał sobie z tym poradzić. Musiał przyjąć i okiełznać. Okiełznać krzykiem, wrzaskiem, kułakiem i grubym słowem. Potrzebował wódki i samotności, uległej żony i podeptanego, upokorzonego syna, który pełza u stóp swojego pana i ojca, swojego stworzyciela. Ojciec dał życie, ojciec mógł je zabrać. […] Musiał stać się Kronosem, by nie skończyć jak Kronos. […] Władek wiedział, że tak jak ojciec będzie próbował zabić w nim mężczyznę i upokorzyć go, naginając do własnej woli, tak on sam, Władek, będzie musiał tę przemoc złamać i własną przemocą na nią odpowiedzieć”*****.

Nie wiem, jak duży sens ma to, co napisałem, nie jestem psychologiem, ale literaturoznawcą; nie jestem też ojcem, choć jestem synem. Jestem za to opiekunem psa i wiem, jakie są „szkoły” w ich wychowaniu. Część z mających psy to właściciele: ci pragną go złamać, dostosować go do swojej woli, wymusić uległość w wykonywaniu poleceń. Druga część to opiekunowie – ci pragną, by pies im ufał i wykonywał „polecenia” – choć nie podoba mi się to słowo – w wierze, że opiekun robi to dla jego bezpieczeństwa i dobra.

Odczytując Powrót do tamtych dni nie tyle jako film o alkoholizmie, ile o męskim problemie, jakim jest wzajemna dominacja, przypominam sobie, jak ważne jest, by Ojciec był nie właścicielem, ale opiekunem swojego Chłopca. W tym tylko widzę miejsce, w którym da się przerwać to błędne koło przemocy i władzy, którego tak często wciąga nas, mężczyzn, w swoje szprychy.

Kamil Barski


* Piszę: „chłopca”, ponieważ jako mężczyzna nie wiem z doświadczenia, jak wyglądają relacje matek i córek, a i nie zgłębiałem szczególnie tego tematu od strony naukowej.
** https://kultura.onet.pl/film/wywiady-i-artykuly/konrad-aksinowicz-o-filmie-powro t-do-tamtych-dni-czulem-ulge-po-smierci/9g49k2m
*** J. Żulczyk, Wzgórze psów, Warszawa 2017, s. 705–710, 721, 814.
**** LaikIke1, Lulaj syneczku mój, w: Milczmen Screamdustry, StayTrue Label 2012.
***** J. Bielawski, Dunkel, Czerwonak 2020, s. 307.

ocenił(a) film na 9
Szanowny_pan_Barsky

Tekst ukazał się także na moim blogu: https://kamilbarski.wordpress.com/2022/01/16/na-marginesie-powrotu-do-tamtych-dn i/