(...) Film zwraca uwagę na problem hazingu w kontekście elit studenckich oraz toksycznej męskości w kontekście władzy i opresji. Nie bez powodu to Max (Aaron Dalla Villa) – najwyższy rangą przedstawiciel bractwa – okazuje się najbardziej psychotyczny. Jego dążenie do przywództwa nad bandą chorych z nienawiści dzieciaków, jego marzenia o kontroli nad cudzym ciałem są szczerze porażające, a i w oku Villi odznacza się jakiś nieodparcie neurotyczny błysk. „Pledge” to film o kryzysie męskości i występują w nim niemal wyłącznie faceci. Ciekawy obrót spraw przynosi finał, gdy rolę archetypicznie zarezerwowaną dla kobiety (tzw. final girl) przejmuje jeden z protagonistów.
Pełna recenzja: #hisnameisdeath
Zwykle się zgadzam, ale w tym wypadku wyraźnie na siłę szukasz uzasadnienia. Toksyczna męskość? To żałosny i pusty slogan. Toksyczny może być człowiek i płeć nie ma znaczenia. Myślisz, że hazing nie występuje w żeńskich bractwach? Wręcz przeciwnie, jest jeszcze gorszy.
Film to pusta wydmuszka niestety. Nijak nie zaskakujący, nijak nie porażający.
Tak, i toksyczny może być też mężczyzna - właśnie z powodu swojej męskości. Lub "męskości" i towarzyszących jej kompleksów. Poznałem w swoim życiu zbyt wiele takich osób, więc nie nazwałbym tego zjawiska pustym sloganem i wymysłem.