u Tarantino i wszystko, co najgorsze. Niestety, oglądałem ten film już po Pulp Fiction i Wściekłych psach, więc trochę mnie nudził. Te same tarantinowskie "błyskotliwe dialogi", dziwaczne sceny z elokwentnymi bandziorami, różne nieprawdopodobne przypadki. Chociaż jak się wie, że musowo będą nieprawdopodobne przypadki, to już nic nie zaskakuje...
Jezus Maria! Czy to tak trudno zrozumieć. Wiem, w jakiej kolejności powstawały te filmy. Ale tak się złożyło, że Pulp Fiction i Wściekłe psy obejrzałem najpierw, dawno temu, a dopiero PO NICH, całkiem niedawno, obejrzałem Prawdziwy romans. Który - jak napisałem - mnie trochę znudził, bo odebrałem go jak zastaw chwytów, które Tarantino potem w swych filmach rozwijał, a które ja już zdążyłem poznać i to w lepszym wydaniu.
Mam podobne odczucia. Mimo kilku zajebistych scen (Walken vs. Hopper - mistrzostwo) cały czas miałem wrażenie, że oglądam motywy znane z późniejszego Tarantino. Na pewno inny byłby odbiór tego filmu gdybym nie wiedział kim jest Tarantino i jakie filmy robi. A tak trochę się człowiek uodparnia po tych wszystkich Kill Billach i Wściekłych psach. Krótko mówiąc, warto obejrzeć, ale jarać będą się tylko fani QT.
"Na pewno inny byłby odbiór tego filmu gdybym nie wiedział kim jest Tarantino i jakie filmy robi."
No właśnie. Zbyt wyrazisty styl i "firmowe" chwyty też w pewnym momencie mogą okazać się wadą. Filmy stają się przewidywalne w smaku jak Le Big Mac :-)
Również film zobaczyłem PO tych, które już widziałem :) Znam już ten rodzaj dialogów, tryskającą krew, oraz skondensowaną ro^$&duchę, uwielbiam to i myślę że mi się nie znudzi. Pomimo tego, że historia rzeczywiście Tarantinowska, widzę tutaj Tonego Scotta, który podkręca tempo filmu i nie zwalnia, historia rozwija się jak na wyścigach :) w przeciwieństwie do Tarantino, który delektuje się każdym słowem zanim zrobi totalną sieczkę. Jeden i drugi wariant do mnie trafia, szkoda, że Tony nie zrobi już kolejnych filmów :(
Widac golym okiem, ze Tarantino. Nie wiedzialem przed seansem kto jest scenarzysta, ale jak zobaczylem 'swoje' wersje scen z innych filmow to sie domyslilem. Najlepsza scena kiedy Clarence przychodzi zabic alfonsa - fajna interpretacja Taksowkarza. Szkoda tylko, ze nie dali Oldmanowi ze 2 scen jeszcze.