Zastanawiałem się co w tym filmie było najbardziej żenujące i chyba już wiem. Pan Bautista (zwany też jako Batista, jeden pies). I nie chodzi nawet o to, że facet kompletnie nie umie grać i deklasują go nawet takie "tuzy" jak Steve Austin czy John Cena (że ograniczę się wyłącznie do bawiących się w kino wrestlerów). Żałosne było to przede wszystkim to, że (SPOILER!) facet wyglądający jak góra mięśni (będący, dodatkowo, gwiazdą wrestlingu) dostawał tzw. "oklep" w niemal każdej scenie walki w której się pojawił. Wiele ich wprawdzie nie było (a te, które były, nakręcono fatalnie), gdy doszło już jednak co do czego, to prał go niemal każdy, na czele z mniejszym o połowę "głównym złym"...
Nie wspominając już, że pan "sportowiec" przez cały film poruszał się w tempie takim, jakby przed każdym wejściem na plan dostawał solidną porcję środków uspokajających. I nie chodzi nawet o zadyszkę, której dostawał biegnąc truchtem po ulicy, on był po prostu nieobecny duchem, czego przykładem jest (swoją drogą strasznie durna) scena śmierci postaci granej przez Danny'ego Trejo. Może to przez te papierosy, które bohater palił w co drugiej scenie? Cóż, Bogart z niego żaden...