Ten film to była jedna wielka nuda i żenada. Aktorka nie dość, że przez cały film ma jedną minę, to jej postać jest naprawdę fatalnie napisana. Jest strasznie irytująca i za cholerę nie mogłem jej polubić. "Jestem myśliwym" - najpierw nie potrafi trafić w jelenia, potem w walce z niedźwiedziem strzela do niego z kilkunastu metrów, po czym... ucieka, bo przecież pomysłów co dalej brak. Pumy oczywiście nie upolowała, bo walnęła się w główkę. Oczywiście jako silna, niezależna kobieta sama potrafiła uwalić 4 blade twarze, no ale wiadomo, że chłopy to tylko w patriarchalnym społeczeństwie są silniejsze od kobiet xD No i zamiast się cieszyć, że brat upolował pumę, której ona nie potrafiła, to stwierdza, że na pewno coś tam w lesie jest i to ona to zabije, mimo że ledwo opanowała sztukę ubijania królików. Inaczej mówiąc - "wyżej sra, niż dupę ma". I jeszcze taki niuans - chyba najbardziej przeszkadzała jej rola kobiet w wiosce, bo... musiały wcześnie wstawać, a faceci mogli dalej spać :D
Sam Predator również najmniej satysfakcjonujący ze wszystkich filmów - najpierw jara się upolowaniem wilka i traktuje to jako zdobycz (nie było przypadkiem tak, że Predatorzy mieli czaszki tylko tych, których uważali za godną zdobycz?), a potem twórcy nam pokazują, że z nim jest coś chyba nie tak, bo nawet podstawowe zmysły mu nie działają. O pomyśle z namierzeniem i strzeleniem sobie headshota nie wspomnę, bo to była tragedia.
No i końcówka - mężczyźni nie dali rady kosmicie, ale ona, dzielna wojowniczka przejmuje władze w plemieniu i teraz kobiety będą równe i wyzwolone :D
Gdyby film skupił się na jej bracie, to myślę, że dużo lepiej by to wyszło. Baa, niech się skupi nawet na kobiecie, ale niech od samego początku pokażą, że zasługuje na miano kogoś, z kim Predator może się mierzyć, a nie na kolejną Mary Sue.
Taka z niej Mary Sue, że podczas dwóch pierwszych spotkań z predatorem bierze dupe w troki. Taka z niej Mary Sue, że podczas walki z pumą mocno ją osłabia, aby dopiero potem jej brat mógł zabić zwierzę (co jest paralelą do późniejszej walki z predatorem, gdzie najpierw tym razem to brat go osłabia, zaś potem ona go wykańcza). Taka z niej Mary Sue, że praktycznie poza bratem, psem, matką (?) nikt jej przesadnie nie lubi (Mary Sue słynie z tego, że bez względu na swój charakter inne postaci po prostu ją lubią). Taka z niej Mary Sue, że zostaje pobita przez współplemieńców i przegrywa (ale zostaje pobita dla swojego dobra teoretycznie). Taka z niej Mary Sue, że może ona podejmować ważne decyzje (Mary Sue często po prostu robi to, co słuszne, bez względu na swoje motywacje, których najczęściej nie ma). Taka z niej Mary Sue, że musi ćwiczyć, bo nie zdobywa pewnych umiejętności za darmo (choć rzecz jasna marne to ćwiczenie). No i właśnie, taka Mary Sue, a ma motywacje - najpierw upolowanie zwierzyny, a potem pomszczenie brata. Acz rzecz jasna są przesadne momenty i z tym się z Tobą w zupełności zgadzam, ale ta postać to nie jest Mary Sue.
Masz rację, doprecyzuję. Przez większość filmu mamy irytującą postać, która mówi jaka to ona nie jest silna i do*ebana, a za każdym razem gdy idzie na polowanie daje dupy. Mary Sue zrobili z niej w momencie, gdy walczyła z białymi twarzami (czterech na jedną) i w walce z Predatorem :)