Adrien Brody kompletnie nie pasuje mi do tego filmu... omg predator zabity przez "pianiste", wstydziłby się, na pewno byli jacyś lepsi predatorzy do tej roboty... Z drugiej strony film trzyma klimat i jest dobry, więc z powodu tych dwóch opozytowych odczuć nie oceniłem. Kolejna sprawa to happy end (czyli przetrwanie kogokolwiek z ludzi), miałem nadzieję, że predatory pokażą kto tu rządzi i rozniosą ludzi w pył, niestety Brody zagrał na pianinie a predator mu zatańczył... Ja obstawiałem, od momentu wybuchu statku do którego powinien wsiąść Brody, że laskę zabiją, a ten młody myśląc, że go przyjmą, skończy jak reszta wisielców i wtedy to byłoby zakończenie godne szanującego się predatora...
Ale pieprzenie bez sensu. Równie dobrze można powiedzieć że w poprzednich częściach Predatorów zabijał facet w ciąży, fajłtapowaty policjant z komedii itp.
W Predatorze części pierwszej przynajmniej zabił go ktoś, kto na to zasłużył, a w dwójce... nie pamiętam jak to z tym murzynem było, w każdym razie jak zwykle homo-niewiadomo robią filmy coraz bardziej tak, by nawet człowiek na wózku z paraliżem mógł ocalić świat przed najgroźniejszym przeciwnikiem z kosmosu... żal...