Twarz Brody'ego to jedyna dobra rzecz w tym filmie. Można się pośmiać.
Ja sie nie śmiałem bo i nie było z czego. Sam film przypominał mi trochę pierwszego Predatora i specyficzny klimat zaszczucia jaki mu towarzyszył. Brody pokazał raczej że potrafi gra lepiej niż dobrze, bo ta rola była całkowitym przeciwieństwem jego roli w Pianiście. Niepotrzebny był tu za to występ Fishburne'a i Trejo. W pierwszym wypadku pokazała jedynie co może stać się z ludźmi którym się udało jakoś ocaleć ale właściwie tyle bo nie potrafiono jej wykorzystać ( sam przewidziałem nawet w jaki sposób sie pojawi przed drużyną ). Najgorzej jednak było z postacią Trejo, meksykańskiego żołnierza kartelu, która miała swój klimat, ale niestety twórcy za szybko zabrali się za eliminację członków grupy.
Najgorsza była jednak postać doktorka do bólu przewidywalna i to że nikt z zespołu nie zauważył, albo choć zwrócił uwagę że facet nie pasuje zupełnie do obrazu zabijaków jakich porywali predatorzy. No i umówmy się przy tej częstotliwości ktoś bby sie pokapował bo za dużo ludzi znikało przecież.