Film ten można traktować jako prequel "Django" Corbucciego. Na początku główny bohater traci swą żonę, która zostaje zabita w trakcie napadu. Mija kilka lat, heros przygotowuje zemstę pracując jako "hangman". Terence Hill przypominał nieco Franco Nero i udało mu się tutaj zagrać poprawnie. Przyćmiewają go jednak Horst Frank i George Eastman, którzy kreują ciekawe negatywne postaci. Mi osobiście przeszkadzała naprawdę mocna dawka kiczu (szczególnie finałowa scena na cmentarzu). Muzyka jeśli dobrze pamiętam pasowała do filmu, ale nie była niczym szczególnym. Szkoda, że ten western jest nastawiony przede wszystkim na akcję, bo ta historia miała także potencjał dramatyczny - wg mnie niewykorzystany. Można obejrzeć, jednak wśród spaghetti nie jest to pozycja obowiązkowa.