Był pomysł, by zrobić trzeciego "Kilera", ale szybko upadł. Zresztą zaraz po nakręceniu drugiej części Stuhr z miejsca odmówił udziału w kolejnej kontynuacji. Także to na pewno nie.
Miała być też kontynuacja "Seksmisji", jednak nie doprowadzono do jej realizacji. Jakieś dziesięć lat temu mówiło się o niej ponownie, tytuł roboczy miał brzmieć nawet "Seksmisja 3". Efekt znamy. Choć ci, którzy mieli z tymi scenariuszami do czynienia twierdzili, że nie ma czego żałować.
Powstały też dwie kontynuacje "Misia", jedna dwadzieścia, druga dwa trzy lata temu. O ile pierwsza była udana, o tyle drugą można chyba przemilczeć.
"Vabanki" wiadomo, dwa były, trzeciego nam nie trzeba.
"U Pana Boga za piecem" też się rozciągnęło, moim zdaniem nie ma na co narzekać w jego przypadku, choć już nam go wystarczy.
Zaraz po upadku komuny powstało kilka kontynuacji filmów Szkoły Polskiej, "Obywatel Piszczyk", "Straszny sen Dzidziusia Górkiewicza", wiadomo. Ale, czy można nazywać je komediami....? Nie. Nie wypada.

W zasadzie nie ma czego kontynuować. Coś mi się obiło o uszy, że "Lejdis" doczeka się sequelu. Na ten temat nie mam zdania. Film jest świeży, niech twórcy robią co chcą.

Osobiście uważam, że polskie komedie powinny mimo wszystko powstawać od podstaw. Jedną tylko rzecz należy zmienić - zatrudniać większe ilości dobrych scenarzystów. Jeśli takie przykładowe "Ciacho" napisane zostało przez twórcę "Pitbula", serialu słynącego przecież z przezabawnych gagów, i Dominika Matwiejczyka, który od lat bawi się w offową komedię, jednak z mało zachwycającym rezultatem, nie ma się co dziwić, że takie to trudne do zgryzienia, i w dodatku mdłe.
Amerykańskie komedie, których głównym celem jest rozbawienie widza, pisywane są przez zespoły sprawdzonych scenarzystów, czyli ludzi tworzących cenioną przez publiczność rozrywkę. Gdyby tak u nas zebrać grupę zawodowych rozśmieszaczy [kabaret?] i posadzić przy nich kierownika literackiego moglibyśmy uzyskać to, czego szukamy. Przed wojną polskie komedie pisali ludzie będący jednocześnie satyrykami i poetami. Filmy te cieszyły się uznaniem nawet za granicą.

Cóż więc?

Do pracy, Panowie Twórcy! Ojczyzna wzywa!

Dobre polskie filmy: Sztuczki, Wszystko będzie dobrze, Pestka.
Polskie kino trzyma się dość dobrze. Gorzej z polskim kinem KOMEDIOWYM.
Ale z takimi aktorami jak Karolak czy Koterski (w jego przypadku słowo aktorami
należy wziąć w cudzysłów) nie ma co liczyc na dobre komedie.

Dwie uwagi: najpierw CYTAT "...przez twórcę "Pitbula", serialu słynącego przecież z przezabawnych gagów" - oczywiście gagi w Pitbullu są nie przezabawne (boki zrywać ?) ale niezwykle barwne i dobrze spuentowane, bo taką też galerię mocnych postaci przygotowali scenarzyści. Pamietaj - nie przezabawne, choć uśmiechać się należy :) Druga sprawa to recepta na dobre polskie kino - trzeba je urynkowić i sprofesjonalizować (won Miśki Koterskie ze sceny), zlikwidować instytut sztuki filmowej i pozwolić, by nędzni scenarzyści, reżyserzy, aktorzy i producenci poszli z torbami. "Projekt dziecko" nie miał prawa trafić do dystrybucji, powinien być przemontowany na nowelkę TV max 25 minutową i sprzedany. Ludzie będą chodzić na polskie filmy, pod warunkiem, że zapewnią one to, na co czekamy - rozrywkę. Tak bardzo narzekamy na Hollywood, ale nie oszukujmy się - amerykanie potrafią zrobić średnio zabawną komedię jak np American Pie i sklonować ją kilka razy z powodzeniem. My nie potrafimy tego, bo ktoś nie potrafi powiedzieć polskim gniotom filmowym STOP zanim ruszą kamery na planie...

Wiele polskich komedii powinni dołączać na płytach do tabletek na przeczyszczenie - taka wersja forte na obstrukcje.