Poczyniłem to raz jeszcze! Wiedziony nieco nudą i brakiem chęci do pracy, a także nieco
"skołowany" chorobą, a przede wszystkim gnany obowiązkiem, poświęciłem sobotni wieczór
na "małe de javu" z "Prometeuszem"! Uznałem, że od premiery minęło już dość czasu i
może druga odsłona "na spokojnie" i "na chłodno" zmieni coś w moim odbiorze tej produkcji.
Aby poczuć się przygotowanym odpowiednio "łyknąłem" recenzję "Alien Hive", recenzje z
"Prometheus movie", recenzje z "Filmwebu" i jeszcze kilka recenzji z różnych mniej lub
bardziej ciekawych miejsc, gdzie się recenzuje! Pominąłem własne aby nie było "obciachu"!
"Uzbrojony" w wiedzę (już nie nową lecz wciąż aktualną), batona "Lion" i paczkę gum do
żucia wyruszyłem na drugą "randkę" z dziełem R. Scotta! Tym razem nie byłem o dwie
godziny za wcześnie, tylko tak w sam raz - tzn. wlazłem na salę jak na ekranie właśnie wołali
Hollowaya do jaskini z rysunkami. Mimo, że zaraz wlepiłem ślepia w ekran, nie umknęło mi,
że frekwencja "szału nie robi". Zapomniałem dodać że pokuśtykałem na wersję 2D aby
przypadkiem cudo-obraz D. Wolskiego nie zachwiał moim osądem. Ludziska na sali różni i w
różnym wieku. O dziwo w większości, jak ja, film już widzieli. Tak więc niestety szelest
opakowań po chrupkach, chipsach, karmelkach i "gulgotanie" coca-coli trochę mnie wkurzyło!
Ale, co tam! Od "małego gulgotu" nikt jeszcze nie umarł! Zacząłem więc chłodno śledzić to,
co dzieje się na ekranie. Już wchodząc obiecałem sobie: żadnych głupich uśmiechów,
komentarzy, klepania się po udach w napadach rozbawienia! Temat w końcu poważny,
egzystencjalny. To nie "Kargule", to nie "1941"! Wytrzymałem długo! Uprzednio zacząłem
"wyszczerzać kły" na widok znudzonego androida pochłaniającego "kleik ryżowy", tym razem
już przygotowany na tę scenę zachowałem powagę. Nie wytrzymałem jednak, widząc jak
kapitan statku po dwóch latach hibernacji zamiast badać układy i zespoły pojazdu, sprawdzać
stan załogi, przygotowania do lądowania, ubiera choinkę! Nawet nie wiem jak mi to uprzednio
umknęło! Widocznie uprzedni wstrząs był zbyt wielki! Niestety, komentarz sam mi wskoczył
do ust - a gdyby to była niedziela palmowa? - Tak mi się jakoś głośno powiedziało. No i
"kurna" usłyszała to z połowa sali. Rechot wbił mnie w fotel! Wpakowałem więc do dzioba
"Liona" w nadziei że się zakleję i nie zrobię kolejnej "wiochy"...