Właśnie wróciłem z kina. Podsumowując - efekty kapitalne. Obejrzałem film w 3d i można
powiedzieć że reżyserowie nauczyli się czegoś od lat 80tych gdy statki kosmiczne dmuchały
ogniem w przestworzach a aktorki bez problemu oddychały w promie z wybitą szybą. Fabuła,
niestety jak w większości produkcji dla mas, jest raczej płytka. Ale w sumie nie to jest
jeszcze najgorsze, tylko równia pochyła po której stacza się film aż do samego końca.
Bardzo rozbawiła mnie scena z bohaterką robiącą sobie zabieg samo-aborcji z małej
ośmiorniczki i ekpresowe szwy - zszywki. Uroczy był też moment gdy grupka asystentów robi
pedicure dziadkowi sponsorowi. Chwilę później okazuje się że dziadzia przeleciał cały ten
szmat drogi tylko po to aby dostać w łeb i przelecieć się również na tamten świat. Sam
koniec to już poezja. Noomi postanawia nie wracać na Ziemię ale do miejsca z którego
pochodzimy - jakby obcy nie dali nam wystarczająco do zrozumienia że jednak nie chcą się z
nami kolegować. Ale robocia głowa cieszy się że dostała miejsce w torbie i ochoczo kiwa
na tak słysząc durne kobiece tłumaczenie. A więc ruszamy na podbój galaktyki! A na
dokładkę trzeci pasażer - pochodna potomka głównej bohaterki. Zapewne wzruszymy się do
łez gdy razem spotkają się w drugiej, trzeciej i czwartej części...