Tak zwanych, bo żadni z was krytycy dzieciaki, zaczynacie w pewnym wieku myśleć logicznie i wydaje się wam, że świat jest logiczny a w każdym razie, że powinien być. OTÓŻ NIE.
Tym co czyni dzieło sztuki wielkim nie jest logika, głęboki przekaz, sens ale to, czy budzi emocje. Prometeusz budzi. Skąd to wiadomo? Po ilości zarobionych pieniędzy. A także choćby po tym, ile jest komentarzy nt. tego filmu. Porównajcie sobie, dzieciaki (będę to powtarzał aż zrozumiecie kim jesteście), z filmami - powiedzmy - Bunuela, wybitnego reżysera, trochę surrealisty ale przede wszystkim dobrego obserwatora. W jego filmach nie ma takich dziur jak w scenariuszu Prometeusza. Ale kogo to obchodzi? Kto ogląda te filmy?
Konkludując - liczy się wizja, rozmach, piękno obrazów i przede wszystkim siła emocji jakie się budzą podczas oglądania. Także negatywnych. W ten sposób można sprzedać najgłupszą historyjkę, choćby o facecie który jest milionerem i przebiera się w strój nietoperza aby ratować świat. Z tego co wiem to milionerzy raczej grają w golfa i piją dobre alkohole niż ganiają po dachach. Przy tej historyjce o faceciku w stroju nietoperza takie filmy jak Avatart czy Prometeusz są dziełami filozoficznymi nieomal. A na dodatek pięknie sfilmowanymi. O klasie tego typu filmów świadczy fakt, że dzieci w różnym wieku przestają jeść i zamykają mordy w czasie seansu. A potem lecą do domu krytykować,bo wydaje im się, że już umieją myśleć i chcą to pokazać. Przy tym ci "krytycy" nie umieliby złożyć papierowego samolocika a czepiają się realizacji dzieła za setki milionów dol.
Wy wszyscy łyknęliście tego Prometeusza jak koń dropsa, siedzicie tu i dyskutujecie o tym jakże złym filmie nabijając kasę producentów, bo w ten sposób popularność filmu rośnie. I dlatego będą kolejne Avatary, Prometeusze, Hobbity. A o kiepskich filmach nikt nie dyskutuje i szybko są zapominane. Prometeusz na pewno nie należy do tej kategorii.
Ha ha ha, urocze, jak łatwo dziś coś napisać, wystarczy mieć dostęp do komputera i rodziców którzy opłacą łącze.
Łatwo dość obalić twoją tezę, o wielki mędrcu (ja jestem tylko dzieciakiem, mającym 24 lata - może to mało a może dużo, sam wiek nie da Ci odpowiedzi na to czy ktoś jest dorosłym dzieciakiem, czy dorosłym). Ilość budzonych emocji nie jest wyznacznikiem tego, czy film jest dziełem sztuki (pojęcie mocno relatywne). Gdyby iść tropem Twojego rozumowania, należy także do dzieł sztuki zaliczyć Avatara, Batmana The Dark Knight, Transformers itd. Pierwszy wywoływał i dalej wywołuje skrajne emocje i burzliwe dyskusje. Drugi już w ogóle jest lepszy niż wszystkie klasyki (pojęcie też relatywne, jak wszystko związane z uczuciami, prócz suchych faktów), niezależnie od tego, który jakie lubi z ubiegłego stulecia. Batman TDK - tu to dopiero była fala zakładanych tematów, nawet takich osiągających ponad 1000 postów. Ludzie nie mogli zrozumieć (inni najwyraźniej mogli), że na najbardziej miarodajnej stronie internetowej jaką jest Internet Movie Data Base, film Nolana uzyskał pierwsze miejsce. Zarzucano temu filmowi luki w scenariuszu liczone w dziesiątkach, jak i uważano domniemaną śmierć aktora grającego Jokera za dodatkową reklamę (co, chcąc nie chcąc, było dodatkową reklamą, umyślną czy nie, chyba nikt nie zaprzeczy) i że jego śmierć wpłynęła na osąd ludzi. Spierano się, że film dostał najwyższe możliwe noty tylko po to, by oddać hołd zmarłemu aktorowi itd., itp. Trwało to zresztą bardzo długo, Prometeuszowi jeszcze daleko do osiągnięcia poziomu ilości nowych tematów nt. Batmana, nie mówiąc o takich osiągających ponad 1000 postów (co najmnej 1000 więcej założonych tematów, a i ile nagród, ho ho). Zarówno Avatar jak i Batman TDK jak i Transormersy, nie wspominając Harry Potterów i innych Twilightów, zarobiły kupę szmalu, ale czy to oznacza, że były dobre?
Jak ślicznie się wyraziłeś, nie zamknąłem mordy i jadłem popcorn aż mi się skończył, czekając aż film mnie przestraszy i guzik.
No ale w pewnym sensie udało Ci się wywołać zamierzony efekt względem mnie - jestem "dzieciakiem", który poleciał zaraz po fimie (a nie prawda, bo poszedłem potem do Złotych tarasów :P) wytykać błędy, pomimo że mi się podobał na tyle, by dać mu tą piątkę (niech będzie z plusem).
Wspomniałeś o emocjach. Na emocje składają się wszystkie te czynniki, które wymieniłeś, jako te nie decydujące o tym czy film jest dziełem sztuki. Należy także podzielić negatywne odczucia/emocje na dwie kategorie. Te dobre, zostawiające niesmak jeśli chodzi o, z braku lepszego określenia, np. tematykę. Chociażby Lista Schindlera. Były negatywne emocje względem szkopów ale film był bardzo dobry DLA MNIE. Druga kategoria to te złe, gdzie wyraźnie widzimy, że film nas zawiódł, niezależnie od tego o czym był, ile trwał, jakie miał efekty, ile zarobił, kto w nim grał, jaki miał klimat, scenerię itd.
I jeszcze dwie sprawy. O tzw. kiepskich filmach czy to ktoś założy, że był to Avatar, czy Batman TDK, czy LOTR, dyskutuje się o tych filmach nadal i nadal, tyle, że nie tak intensywnie jak o Prometeuszu, bo emocje już daaawno temu opadły. To samo będzie z Prometeuszem. Ostatnia sprawa - krytyka tego filmu nie ma nic do rzeczy, nie przysporzy więcej reklamy. Prometeusz był filmem, który miał być prequelem, potem nie miał, a potem nie miał z tym, że miał dziać się w tym samym uniwersum co Alien. A jeszcze zabrał się za to nikt inny jak Ridley Scott, współtwórca Aliena (wraz z Gigerem). Uniwersum Aliena posiada ogromną bazę fanów, więc reklamy temu filmowi nie trzeba było. Inne filmy jak chociażby Shrek 4, który był bardziej besztany niż lubiany, czy W stronę Słońca który też wywoływał skrajne emocje - nie przysporzyło mu to reklamy.
To samo Batman - amerykanie uwielbiają swoich superbohaterów - fala krytyki nie wpłynęła na decyzję amerykanów, bardziej jestem w stanie uwierzyć w samobójstwo jako nieplanowaną reklamę. Zresztą film ten chyba nawet nie miał zbytniej krytyki. Avatar za to miał, ale był reklamowany jako pierwszy film w pełni wykorzystujący 3D i to bardziej przyciągnęło widzów, w tym mnie, żadna krytyka. A trochę offtopując, szczerze to Men in Black 3(D) o wiele lepiej wykorzystywało tę technologię, po raz pierwszy wreszcie zobaczyłem sens 3D, polecam.
Na zakończenie - nigdy nie atakuję rozmówcy, staram się podać argumenty i nie wywoływać flame'u, chciałem tylko pokazać swój punkt widzenia (a jak wiadomo, każdy ma swój).
Jeżeli te wszystkie filmy tak bardzo ci sie nie podobają, jeżeli nie szukasz w nich emocji to po co je oglądasz? pytam poważnie.
Mógłbym złośliwie odpowiedzieć, dla zabawy, by potem psuć zabawę wam. Ale tak nie zrobię.
Pytasz się ogólnie czy odnośnie tych filmów? Jeżeli to drugie, nie wiem gdzie w moim powyższym poście wyczytałeś, że wszystkie te filmy mi się nie podobają i nie szukam w nich emocji? Czytanie ze zrozumieniem, np. LOTR: The Two Towers mi się swego czasu bardzo podobało, na co złożyło się wiele czynników, których nie analizowałem podczas seansu dogłębnie. Film wywoływał emocje pozytywne (u mnie zaznaczam), na które złożyło się wiele czynników, które sprawiły, że nie wyszedłem z kina zawiedziony a pełen radochy (właśnie emocji). Na pewno to, że byłem na nocnej przedpremierze, to, że miałem 15 lat, efekty, bitwa o helmowy jar - pamiętam jak dziś, tę scenę ludzi stojących na murach bojących się nadchodzącej armii, którą było można tylko usłyszeć, a potem ta klimatyczna cisza między orkami stojącymi tuż pod murami (czyli KLIMAT). Gra aktorska wtedy nie wchodziła w grę i logika postępowania bohaterów też, bo zwyczajnie w takim wieku mnie to nie obchodziło. Choć wtedy mój o wiele starszy brat zwrócił uwagę na niedorzeczność sceny pod bramami helmowego jaru, gdzie nasi główni bohaterowie wykańczali w pojedynkę tłumy nadciągających. W książce słyszałem, że robili jeszcze ciekawsze, nierealnie sztuczki. Ale film pozostawił generalnie dobre wrażenie. Tak samo dużo/część filmów typowo hollywoodzkich da się zjeść, bo dobre, jak MiB3(D, koniecznie). Ale nie muszą one być dziełami sztuki. Ktoś pamiętam napisał na forum TDK, że każdy film powinien być dziełem sztuki. Wtedy pojęcie to by się zdewaluowało, gdyż jako, że każde jest arcydziełem, tzn. tyle samo co, że żadne nie jest.
Jeżeli pytasz ogólnie - a jak inaczej mam się dowiedzieć, czy mi się spodobają? Ten, bez obrazy, kretyński argument pojawił się w tylu dyskusjach na filmwebie, że już wrył mi się w pamięć. Wracając, jak mam wiedzieć, że nie idę na gniota? Nie polegam na opiniach innych ani tym bardziej krytyków zawodowych (których zresztą ochrzaniano na forach TDK, że jak śmieli źle ocenić Batmana, i że to mówi wszystko o ich kompetencjach - no śmiech bierze), nauczyłem się, że najlepiej samemu oglądnąć i wbrew krytyce może się spodobać. Mam z fusów wróżyć czy co? To trochę tak, jakbyś kupił grę i potem był nią zawiedziony - po co grasz/kupiłeś, skoro ci się nie podoba? Widzisz brak logiki w swoim pytaniu? Też pytam poważnie.
„Pytasz się ogólnie czy odnośnie tych filmów? Jeżeli to drugie, nie wiem gdzie w moim powyższym poście wyczytałeś, że wszystkie te filmy mi się nie podobają i nie szukam w nich emocji?
„Zarówno Avatar jak i Batman TDK jak i Transormersy, nie wspominając Harry Potterów i innych Twilightów, zarobiły kupę szmalu, ale czy to oznacza, że były dobre?”
No tak szukasz ale nie znajdujesz, bo jak sam sugerujesz są złe.
Co do reszty to jak widzę uwielbiasz bić piane, ponarzekać pomarudzić postękać i znowu pobiec do kina na następny zły film.
Co do poważnego pytania to przepraszam, mój błąd. EOT
Ech, i znowu się kłania czytanie ze zrozumieniem. Drugie moje zdanie, które zacytowałeś, nie twierdzi, ani nie sugeruje, że są złe. Twierdzę w nim, iż nie można się sugerować zarobionym szmalem, odnośnie tego czy film jest dobry. A pośród tych filmów są przecież setki innych, o których nie wspomniałem, skąd Twoje twierdzenie, iż nie znajduję emocji? Pierwszy lepszy - Moon.
Też chciałbym wiedzieć, gdzie biję pianę. Bo na razie to Ci przeciw podają konkretne argumenty, Ci za ograniczają się do "nie znasz się, nie zrozumiałeś filmu," itd. Ominąłeś też fragment, gdzie napisałem w pierwszym poście, że moją intencją nie jest wywołanie flame'u. Skoro znasz skrócik EOT, to chyba wiesz co oznacza flame w dzisiejszym żargonie internetowym.
A co do biegania na filmy, prawie całkowicie (znudzony już Hollywoodem) przeniosłem się z pół roku temu na seriale, anime, mangę, bo seriale ostatnimi czasy są lepsze w moim odczuciu, a anime i manga to coś zupełnie nowego, często głupiego ale "zbytowego". Nie chadzam do kin, Prometeusz był wyjątkiem (za namówieniem), ostatnim razem byłem na Sherloku 2 w sylwestra, więc widzę, że lubisz sam bić pianę, posuwając się do daleko posuniętych wniosków, nie opartych na niczym.
A na koniec "subtelne" nawiązanie do mojego "zidiociałego" umysłu - dzięki, i kto tu wszczyna awantury? Przepraszam, że nie zrozumiałem Twojego błyskotliwego pytania, którego pokazałem bezsens. Po co ten sarkazm, po co złość? Nie możemy porozmawiać na poziomie, czy uważasz, że jestem na zbyt niskim dla Ciebie? Jeśli tak, to rzeczywiście, EOT.
"ostatnim razem byłem na Sherloku 2 w sylwestra, więc widzę, że lubisz sam bić pianę, posuwając się do daleko posuniętych wniosków, nie opartych na niczym":
Sherlock Holmes: Gra cieni (2011) - premiera: 5 stycznia 2012 (Polska) 14 grudnia 2011 (świat)...
"Tak samo dużo/część filmów typowo hollywoodzkich da się zjeść, bo dobre, jak MiB3(D, koniecznie). Ale nie muszą one być dziełami sztuki."
3D Faceci w czerni 3 (2012) - premiera: 25 maja 2012 (Polska) 20 maja 2012 (świat)..
Przepraszam ale nie powstrzymałem się.
No tak, zapomniałem, że byłem jeszcze na Men in Black 3 w 3D. To dużo. 3 filmy w roku. Ostatnim razem można rozumieć dwojako, jeśli tego się czepiasz (niedawny, lub jako ostatni film jaki oglądałem w kinie).
Nie wiem, po co mi pokazujesz premierę światową i polską Sherlocka - uwierz, zadzwoń nawet jeśli chcesz do kina Atlantic w Wawie, koło Marszałkowskiej, to były 3 filmy, drugim był właśnie Sherlock - przedpremierowy pokaz, tak, na 5 dni przed jego oficjalnym wyjściem w Polsce. I co w tym dziwnego?
A o co ci chodzi z premierą MIB3? Bo kompletnie nie wiem. Tylko please nie urywaj rozmowy, wyjaśnij, bo naprawdę sam jestem ciekaw o co Ci chodziło
Ja rozumiem, że Pan może i ma >40 lat, ale zaraz kogoś w trzeciej dekadzie wieku - czyli mnie, bo osobiście odebrałem ten "manifest" - nazywanie dzieciakiem? Nawet mnie Pan nie zna. Nawet nie zamieniliśmy ani słowa, a od razu używa Pan argumentum ad personam, zanim poznałem jeszcze Pańskie argumenty i zanim przedstawiłem swoje.
Każdy ma prawo, by wyrazić swoje zdanie, jeśli tylko solidnie je umotywuje. Ma też prawo do subiektywnej oceny swoich wrażeń. A często na ów wrażenia składają się dziesiątki zmiennych, subtelnych składowych, dostrzeganych niemal ponad świadomością, często słabo związanych z twardym, logicznym myśleniem - to właśnie zwiemy uczuciami. A uczucia, jakie wzbudził we mnie "Prometeusz" przeważają na stronę tych negatywnych.
Film nie był tragiczny, ale do grona nawet "dobrych" w mojej ocenie nie mogę go zaliczyć. Główny wątek dosyć rozmyty, poboczne bardzo płytkie, wiele nieścisłości, pseudonaukowy bełkot (z napędem jonowym to dowalili do pieca, aż zgasło - przecież on jest najbardziej skuteczny w środowisku bez oporów ruchu, bo ma bardzo niski ciąg, ta śmieszna "operacja" wykonana przez robota to też żałosne - studiuję na lekarskim i mam pewien zasób wiedzy na ten temat). No i brak klimatu "zaszczucia" znanego z Obcego, jak i jego kontynuacji. A nie ukrywajmy, że nazwisko reżysera jednak dawało jakieś nadzieje...
Jedno uczucie przeważa jednak najbardziej - zawodu. Ogromnego zawodu. Może nie aż takiego, że żałuję wydanych na bilet pieniędzy, ale już jest do tego blisko.
jest w tym sporo prawdy. z tym, że nie nazwabym tych użytkowników dzieciakami, prędzej (z braku lepszego określenia) zblazowanymi widzami. drzewiej, kiedy dostęp do filmów (nie tylko dobrych) byl znacznie trudniejszy, a ich jakość pozostawia wiele do rzyczenia - niemal każdy seans byŁ swego rodzaju celebracją; niejako z automatu wywolywal entuzjazm. obecnie u wielu osób (dzieci, dorosych) widzę, że bardziej "odklepują" kolejny tytul, zamiast dać mu się porwać bez reszty:/
Nie chodzę do kina na każdą premierę z gatunków, które mnie interesują i nie uważam się za zblazowanego. Celebrowanie seansu na zasadzie - "o bogowie, kino, nareszcie!" (najlepiej jeszcze szeptane z emfazą) jest absurdalne. Ocenia się wtedy bardziej fakt, że udało sie wyrwać z marnej jakosci seansików przed ekranem własnego komputera i smak popcornu niż wyświetlany film. Reżyser znał sytuację na świecie podczas kręcenia Prometeusza i absolutnie nie zrobił z niego "filmu niezależnego".
wszystko można przejaskrawić w ten sposób;) nie mialem na myśli - totalnej egzaltacji - tylko zdrowy entuzjazm, który niestety z wiekiem bywa tumiony, przez rosnący sceptycyzm/rezerwę. latwość dostępu do (dowolnego) dobra, też sprawia, że powszednieje. co nie znaczy, że chcę powrócić do czasu vhs-ów (no może czasem na chwilkę). też nie chodzę już do kina tak często jak kiedyś. powód jest prozaiczny - d**a i plecy mnie bolą od tych foteli (fakt, że jestem bardzo wysoki). obraz, dźwięk coraz lepszy a fotele rodem ze średniowiecznej sali tortur:/
Wiadomo, że każdy kto je dziennie w restauracji, podawane jedzenie znudzi się szybciej. Ale nie rozbija tego na poszególne dania tylko właśnie na lokale i ewentualnie sposób przygotowania. Analogicznie - Prometeusz jako film będzie odbierany jako "danie" w porównaniu do innych "dań", a nie biorąc pod uwagę niewygodne fotele w kinach. A ogólny chaos logiczny w tym filmie na pewno nie da się usprawiedliwić marną jakością dźwięku albo przeterminowaną colą w cinema city czy innym multikinie.
Moze to i prawda, że kiedyś dobre filmy były bardziej zauważalne i nawet bardziej "elitarne" ale teraz sytuacja na rynku wygląda inaczej. I tak jak mówiłem Ridley Scott to wie. W takim wypadku nie można usprawiedliwiać Prometeusza patrząc przez pryzmat przeszłości.
Zgodzę się w pewnym sensie. Mianowicie ten trudny dostęp sam w sobie był niejako częścią seansu, a nie mówiąc już o tym, że kino wtedy nie zużyło wszystkich dostępnych tematów (a może zużyło, ale filmów sci-fi z lat 50. nie będę przerabiał). Sama sytuacja Polski spowodowała (89 r. jakby ktoś nie wiedział o co mi chodzi), że zaczęliśmy mieć dostęp do kina jakiego nie znaliśmy, to też duży czynnik wpływający na odbieranie filmów. Same VHS'y za komuny z filmami - rarytas, też czynnik przygotowujący niejako na genialne kino. I tak w kółko Macieju. Czyli innymi słowy, samo wow, że udało mi się od święta dorwać film już wpływało na ocenę. Po prostu dziś filmy tak się spopularyzowały, że są czymś zwykłym, normalką, częścią życia codziennego. I dlatego ocenia się je dziś inaczej niż kiedyś. Czy to źle? Pojęcie relatywne. Czy to dobrze? Też relatywne, ale przynajmniej ludzie się nie nudzą (pomijając inne czynności w życiu codziennym), mają rozrywkę, jak nie z samego filmu, to późniejszej dyskusji o jego wadach.
Akurat emocje są dla mnie decydującym czynnikiem przy ocenie filmu. Niestety wbrew moim oczekiwaniom Prometeusz nie wzbudził ich prawie wogóle. Prawdą jest, że rozmawiam o tym filmie ale bardziej jest to wyraz desperacji. W końcu bardzo dużo oczekiwałem od tzw. kontynuacji Obcego. Wychodząc z kina rozpocząłem dyskusję aby właśnie obalić swój pogląd i znaleźć sens w tym "widowisku".
Apropo zarzutów o realność Batmana. Zauważ, że przebranie się głównego bohatera to główne założenie filmu. Idziesz na seans wiedząc, że będzie po ekranie biegał facet w pelerynie. Śmiem twierdzić, że Nolan i tak urealnił postać Mrocznego Rycerza aż do bólu. A sam fakt ukrycia czyjejś tożsamości pod maską łykasz na codzień oglądając w filmach akcje najróżniejszych grup specjalnych od S.W.A.Tu po GROM.
"Tym co czyni dzieło sztuki wielkim nie jest logika, głęboki przekaz, sens ale to, czy budzi emocje."
Ale to nie dzieło sztuki, tylko bardzo słaby film :D
"O klasie tego typu filmów świadczy fakt, że dzieci w różnym wieku przestają jeść i zamykają mordy w czasie seansu. A potem lecą do domu krytykować,bo wydaje im się, że już umieją myśleć i chcą to pokazać."
A to już perełka :D
Fajna wypowiedz autorze posta. Zgadzam sie z Toba i nie chce mi sie nawet czytac tych pyskatych gimnazjalistow lub jeszcze innych dzieciakow, ktorzy chca sie tylko powyklocac dla zasady i popitolic nieco w swojej anonimowej skorupie. Dzis ogladalam Prometeusza, jestem pod ogromnym wrazeniem i zaluje, ze film nie trwal dluzej... Piekne krajobrazy, efekty, muzyka.. fajna fabula, gra aktorska. Naprawde Ridley Scott to jest jakosc, zadko kiedy zawodzi. TAK, CHODZI O EMOCJE i wrazenia jakie mamy w trakcie ogladania filmu - czy nas on wciaga, czy jest ladnie zbudowany - i czy po prostu spimy na filmie. Prometeusz rusza.
Prometeusz właśnie przynajmniej u mnie nie budzi emocji oprócz znudzenia. Btw prawdziwi krytycy też nie rozpływali się nad tym filmem.