Od razu zaznaczam, że nie czekałem specjalnie na ten film, nie oglądałem żadnych trailerów (prócz tego, gdy Vickers ucieka przed statkiem), nie śledziłem wypowiedzi reżysera, nawet nie wiedziałem, że po prawdzie "to nie jego film", on tylko zajął się reżyserką, a scenariusz pisały dwie osoby, z czego jedna związana z Lostem, bodajże Lindelof się zwie, w związku z czym nie miałem zbyt wielkich oczekiwań względem niego. Może dlatego opuściłem kino bardziej zadowolony niż ci, którzy spodziewali się odkrycia wszelkich możliwych tajemnic, tj. skąd są obcy, kim są Space Jokeje/giganici, czy też inżynierowie, jak nazywają ich główni bohaterzy.
Jednakże postać obcego zawsze była owiana tajemnicą i gdyby rozwiać wszelkie wątpliwości, to czy kogoś jeszcze interesowałaby ta postać, co więcej, to uniwersum? Nie o to chodziło.
Film jednak zdecydowanie zawiódł mnie na jednym polu. Od połowy filmu miałem nadzieję na ukazanie się obcego, który będzie po klaustrofobicznych lokacjach gonić bohaterów, polować na nich itp. Niestety coś na co liczyłem od połowy filmu ukazało się dosłownie w ostatniej scenie w postaci jakiejś pokracznej jego wersji, jak niektórzy twierdzą "obcego we wcześniejszym stadium rozwoju, co jest nieprawdą i to w dwóch kwestiach", ale o tym później.
Do filmu można podejść w trojaki sposób - nastawiając się na slasher, rozkodowywanie go od natury filozoficznej bądź połączenie obydwu. Polecam wybrać albo pierwszą, albo drugą inaczej film ten traci i to dużo. Albo skupiasz się od początku na symbolice itp. albo przyszedłeś wyłączyć mózg (i jedno i drugie jest fajne). Niestety MOIM zdaniem film zawodzi na obu polach; zawiera niezliczone ilości błędów logicznych (czy to fabularnych czy to postaci) jak i specjalnie nie sili się na przekazanie czegoś wielkiego. A od uniwersum Aliena, tym bardziej Ridleya Scotta, wymaga się czegoś więcej. Sam reżyser mówił "to jest prequel", "nie, to nie jest prequel", "jest", "nie jest, ale coś w rodzaju, jako że dzieje się w tym samym uniwersum". Skąd te wahania? Może dlatego, że w filmie skupiono się na na dwóch różnych (dwóch scenarzystów) motywach, tj. obcym i religii/sensie życia/kto nas stworzył/alegoriach/symbolice - nazwij jak to chcesz. Robi się z tego taki miszmasz, który przez to nie zaspokaja ani w jednym ani drugim wątku. Ja nastawiłem się na średniej klasy slasher i może to mnie uratowało. Na dobrą sprawę w ogóle byłbym w stanie przymknąć oko na wiele niedoskonałości, gdyby film ten nie zapowiadał, że będzie o obcym, gdyby było braku powiązania z legendą. Jako osobny film wypadłby u mnie lepiej, ale do serii mi nie pasuje. Po co wparowali tam tego obcego na koniec??? Ano zabieg był oczywisty - marketing. Obcy posiada tak dużą bazę fanów, że wiadomo, że film zarobi kupę pieniędzy. A tak taki Prometeusz byłby niedostrzeżonym przez wielu filmem klasy DLA MNIE b, nad którym kontemplowaliby tu tylko naprawdę miłośnicy interpretowania sci-fi. Ja bym oglądnął, stwierdził że fajnie było i zostawił, bo nie bawi mnie interpretowanie filmów. Nie dlatego, że lubię wyłączyć mózg (Mulholland Drive to był film, który można było sensownie poskładać w całość), bo lubię filmy z wyższej półki, ale dlatego, że mnie to zwyczajnie nie bawi. Naprawdę uważam, że ten film byłby lepszy, gdyby nie miał powiązania z Obcym, po co więc ta ostatnia scena?
Zajmę się tylko tym pierwszym aspektem filmu, techniczno-fabularnym.
Film od strony audio-wizualnej prezentuje, jak przystało na Scotta, wysoki poziom. Ale nie zawsze. Sama pierwsza scena ocieka wyraźnie komputerowo generowanym inżynierem, który potem w równie komputerowo-generowany sposób rozpada się na cząsteczki pierwsze, zapoczątkowując życie na danej planecie (wg reżysera, może się to dziać wszędzie, niekoniecznie na Ziemi). Cała reszta, lądowanie statku na LV-223, sam statek, sztorm, kosmici, ucieczka przed pędzącym na Theron statkiem itd. jest bez zarzutu. W warstwie audio to jest dobrze, ale tylko dobrze, bo dźwięki mają się bez zarzutu, ale muzyka skomponowana do Prometeusza nie powala, jest nie niezapamiętywalna. Tworzyła klimat, ale tylko tyle.
Gra aktorów, jak to gra aktorów, jednym się spodoba ten innym tamten, jednak w moim odczuciu palmę pierwszeństwa należy oddać androidowi, Davidovi, potem kapitanowi statku Jankowi, następnie głównej protagonistce, czy Dr. Shaw. Są to moje własne odczucia, te postaci do mnie przemówiły, reszta niestety albo źle grała, albo scenariusz nie pozwolił na ich wiarygodne odebranie.
Przejdźmy do fabuły. Film rozpoczyna się od Inżyniera, jak niektórzy twierdzą tytułowego "Prometeusza", giganta znanego z mitologii greckiej, który ulepił ludzi z gliny. Tu nasz Inżynier w akcie dość okrutnego poświęcenia, być może rytualnego bądź nie, rozpada się w agonii na cząsteczki pierwsze w wodzie, tworząc tym samym życie na jakiejś planecie - być może jest to planeta Ziemia, a może co inna, tego nie wiemy, sam Scott mówi, że to może być każda planeta. I tu pojawia się pierwsze pytanie - czemu wysoko rozwinięta cywilizacja zapładnia planety dając się im pożreć, niczym w stosunkach seksualnych pająków, gdzie samiec ginie, by samica mogła zrodzić setki nowych? Czyżby nie dysponowali wysoko rozwiniętą technologią i nie byli w stanie zasiedlać planety bez poświęcania swojego ciała? Jak już mówiłem, nie zanurzając się w to, że to Prometeusz dający ludziom życie, jest to czysta bzdura. No chyba, że mieliśmy do czynienia z wieloma innymi przypadkami - taka ich religia, tak karano przestępców i setki tysięcy innych możliwości, ale generalnie panuje założenie, że po prostu humanoid dawał życie nam. Co skłania do kolejnych przemyśleń. Czy tak naprawdę mieliśmy powstać? Przypominam, że przed nami były dinozaury, potem walnął, wg znanej nam teorii, meteor, i od tego się zaczęło nasze późniejsze bytowanie. Dochodzi kolejna sprawa, czy w takim razie ich cywilizacja jest aż tak stara? Ma parędziesiąt, a może kilka miliardów lat? Załóżmy nawet, że życie wyginęło te 64 mln temu a oni później nas zrodzili, włącznie z robaczkami i innymi zwierzątkami. Czy po 35 tys. lat (pierwsze freski wskazujące ich układ) oni wciąż wyglądali by tak samo, bez żadnej ewolucji? Jak to się dzieje, że mam 100% DNA z murzynem i azjatą, choć wyraźnie się różnimy, a oni, posiadając te samo DNA co my, wszyscy są tacy sami, żaden nie jest mniejszy od drugiego? Niekonsekwencje gonią niekonsekwencje.
Idziemy dalej, potem mamy scenę w której nasi archeolodzy odkrywają freski, potem jest przebudzanie się przez załogę i odprawa. I rodzą się kolejne pytania. Po co załoga złożona z ludzi a nie samych androidów, które są jak psy na uwięzi? Ludzie mogą odmówić i potem Weyland płaci cenę ich głupoty. Następne pytanie - kto normalny leci bez żadnej wiedzy dokąd leci, w tajemnicy, "dla kasy", na prawie 5-letnią wyprawę, nie wiedząc z kim przyjdzie mu pracować? Czemu załoga się nawet nie znała, czy jak wsiadali na początku do modułów kriogenicznych nawet się nie zapoznali ze sobą, nie powiedzieli sobie cześć? "Jestem tu dla kasy i nie robię przyjaciół" - co za idiotyczny tekst, chyba nie o to chodziło Weylandowi? To miała chyba być dobrze zgrana, znająca siebie, mogąca na sobie polegać grupa doświadczonych ekspertów w swych dziedzinach a nie banda pajaców? Jaki naukowiec leci sobie tam, gdzie freski wskazują, na podstawie stwierdzenia "because I choose to believe"?! Naukowcami rządzą też wodze fantazji, owszem, inaczej dziś byśmy nie pisali sobie na necie, ale nie kierują się religią!
Potem mamy scenę, gdy zbliżają się do planety, robią pobieżny skan terenu przed nimi, spotykają 16 km górkę, i dopiero potem Halloway mówi "o, to jest to!". Rodzi się pytanie - jak niezłego trzeba mieć farta, by na planecie z marszu wylądować w tym miejscu, gdzie trzeba? Taka szansa 1 na milion ale ok. Oni nawet nie wiedzieli czego do końca będą szukali. Czemu nie można było tego było zrobić wiarygodniej? Np. skan całej planety?
Następnie mamy scenę, gdy zbierają się do zwiedzania. Oczywiście bez broni. No czemu, czemu, czemu nie może być tych wojskowych? Bo uniżą wartości symbolicznej, alegorii czy czemu tam chcecie jak wystrzelą parę pocisków, by chronić, jak się później okazało, potrzebujących ochrony, ludzi? Nie i kropka, to wyprawa naukowa i w Polskę idziemy! Pomijając bezsens załogi złożonej z ludzi, tam nie było Ż A D N E G O przywództwa. Każdy robił, co mu się żywnie podobało, odłączali się od grupy itp. itd. Ani w grupie pierwszego kontaktu ani NAWET na statku (sic!). Weyland zainwestował trylion dolarów w coś takiego!? Proszę was. Kolejny bezsens - "baza wirusów została zaktualizowana" - przypomina wam to coś? Ci co użytkowali avasta dostawali "miłe" poinformowanie, że avast właśnie nauczył chronić komputer przed nowymi wirusami, bo ludzie dodali je do listy. A co robi Halloway? Na wiadomość, że maszyna wykrywa tlen i żadnych ZNANYCH jej patogenów zagrażających człowiekowi, zdejmuje kask. On zdejmuje to i ja będę durniem i też zdejmę, co też wszyscy zrobili. I dostaliście wszyscy pałę z BHP i być może staliście się inkubatorami wolno uaktywniającego się wirusa (lub w danym momencie lub wcale jak HIV). Idziemy dalej. David praktycznie tyka wszystko jak leci, nie zważając, że może uruchomić pułapkę, a potem widzimy kretyński zapis holograficzny co się stało inżynierami. Wiedząc, że coś poszło nie tak, nie chciałbym biec za kretynami do miejsca, gdzie może czekać mnie to samo, taki zapis zdarzeń jest zbędny dla ewentualnej ekipy ratunkowej, nie lepiej normalny zapis holovideo W MIEJSCU, bez potrzeby biegania?
Następnie najgłupsze możliwe sceny - dwóch idiotów oddziela się od reszty, jak w typowym horrorze dla nastolatków, nagle zaczęli się bać (a jednak przydaliby się ci wojskowi, nie?) widząc stos trupów. Po czym kretyni obydwaj się gubią - mimo, że mają połączenie z kapitanem statku, zrobili mapę tego miejsca, a pan Fifield jest geologiem kochającym skały, zapewne odróżniającym dla innych niezauważalne co bardziej dystynktywne miejsca po układzie skał jaskini/statku. Boją się, gdy słyszą, że coś ożyło kilometr od nich więc wracają jakimś cudem do miejsca, gdzie wcześniej była nasza grupa z zdekapitalizowaną głową i tam postanawiają się ukryć. Nagle, wyskakuje pseudo-kobra, zapewne jedna z przerobionych dżdżownic, które mieliśmy przyjemność zobaczyć, gdy Shaw z resztą wchodziła do pokoju z cylindrami i mordą, zmieniając wydychanym CO2 zapewne coś co uruchomiło maź. I co robi Milburn? 180 stopni zwrotu zachowania. Przestaje się bać i próbuje oswoić gada (ech, czy wspominałem już coś o wojskowych?), który wyraźnie gada by ten odsunął się, bo capnę. Milburn, doświadczony naukowiec, nie wiedząc kompletnie co zrobi kobra podsuwa rękę. Gdy ta syczy, odsuwa, potem znów podsuwa - stąd też nie kupuję teorii o zahipnotyzowaniu. W końcu kobra (jak w realu) wyraźnie czującą wrogie intencje rzuca się na niego łamie ręce, Fifield przy próbie pomocy dostaje krwią i zamienia się w zombiaka, a Milburn orala. Później o Milburnie nie słyszymy już nigdy. Z kolei to samo Fifield, nagle chillout, pali tytoń jakby był na haju, tak to przynajmniej wygląda, ale to tylko tytoń. I tu pytanie, kto mu pozwolił? Znowu BHP się kłania. Czy gdzieś u was w pracy można palić? Czy archeolodzy palą fajki przy znalezisku? Czy przed wyprawą nie sprawdzamy wszystkiego jako korporacja co biorą nasi podwładni na misję za TRYLION $? Nie sprawdzamy jego CV, nawyków itd.? Czemu w ogóle jeśli ludzka załoga, to nie złożona ze speców z W. Corp.? No ale wracając do Fifielda, też specjalnie nie przerażony tym dziwactwem zamiast wiać. Po prostu brakuje czynnika który wytłumaczyłby ich nagłą zmianę w zachowaniu (space vodka?).
Następnie mamy sztorm i grupa, nawet nie wiedząc, że zostawiają za dużo pojazdów, którymi tam dotarli, lub nawet nie pytając się czy tamci już bezpiecznie powrócili uciekają jak na zbicie karku, miast przeczekać tego w statku obcych. Bo co, to musi być teraz? A potem pytanie, gdzie Fifield i Milburn od kapitana, a Shaw "a nie dotarli?". No panie Ridley, chyba widziałeś co reżyserowałeś. Ponownie się pytam - where is the chain of command??? Gdzie? I ten tekst, gdy uciekają przed sztormem "[Drake] We are leaving!" Każdy fan "Aliens" wie o co mi tu chodzi, nieudolne nawiązanie do dwójki.
Jezu (inżynierze), już nawet nie chcę mi się pisać. Pokopiuję troszkę z moich wcześniejszych wypowiedzi.
Co z zachowaniem bezpieczeństwa, skoro szef wszystkich szefów się obudził, a po pokładzie lata baba z nie wiadomo czym w sobie. A nawet jeśli bez, stanowi zagrożenie, bo zaatakowała. BZDURA!!! I nikt jej nie goni? Rozumiem, że podobnie pewnie myślą ochroniarze i pracownicy, walnął taki kogoś po twarzy w biurowcu/szkole/pentagonie/parlamencie/wahadłowcu NASA i nikt się nie przejmuje, bo już gdzieś tam sobie poszedł. Oni nie mieli pojęcia czemu nagle jej "odbiło" i nie wiedzieli co zrobi ze statkiem, mogła równie dobrze iść zabić naszego Polaka pracującego na czarno Janka i Copilotów lub robić sabotaż. Jaki w ogóle był cel jej i jej chłopaka pobytu na tej misji? W zasadzie nie zrobili NIC, prócz bycia tam. Geolog zrobił więcej skanując jaskinie.
Co do operacji Shaw nie chodzi o samo zapięcie zszywaczami, o którym już wiem od amerykańskich fanów, że to prawda. Chodzi o wnętrzności. Sam przez to przechodziłem, wiem jak to boli, ale po operacji. A ona to na żywca sobie robiła. No ale wiemy, że wstrzykiwała sobie znieczulenie. To by się w końcu uśpiła, bo nie mało sobie tego władowała, David jednym ukłuciem już ją zmulił, to co ona po paru takich? Nie bez przyczyny ludzi się usypia na takie zabiegi, inaczej bym sobie patrzył jak mi w brzuszku majsterkują. A boleść tuż po takim zabiegu to masakra. Nie idzie oddychać z bólu, łapie się małe oddechy bo mięśnie brzucha bolą jak cholera. Dochodzi do tego fakt, że maszyna praktycznie wyjęła płód, i ją spinaczami zaszywa i cool. A nieprawda - co z jej innymi organami naruszonymi przez taki zabieg->krwotoki wewnętrzne, co z niezrośniętymi mięśniami brzucha itp. Niestety ale ciało ludzkie nie będzie doskonalsze za te 80parę lat, a medycyna była magiczna, nie uśpiła się z painkillerów ani z bólu. A potem bieganie jak na olimpiadzie. No i ciekawe, że Theron zachowała się jak kretynka w obliczu śmierci a ona w super stresie wszystko ładnie bez pomyłki ogarnęła, ale śmierć Theron da się łatwo przełknąć a operacji Shaw już nie. Dodać trzeba o tych płynach płodu wlewających się do wnętrza brzucha Shaw, ja to doskonale pamiętam, bo dziwiłem się, że ona potem nie zmutowana biega jak chce, dokąd chce itp. To, co wleciało jej do brzucha powinno ją wykończyć - a może cudownie ozdrowiło jej organy wewnętrzne? Chyba wolę to pierwsze - cała planeta to śmierć i substancje zmieniające w niebezpieczną broń.
Niepotrzebna Weylandowi załoga, ktoś mówił (androidalna bądź ludzka) bo ma załóżmy autopilota z powrotem na ziemię? A co jeśli autopilot padnie? Bo np. właśnie przez debilne działania jak zatruwanie ludzi na pokładzie własnego statku (to czysty idiotyzm), czego skutkiem potem jest ten wielki twarzołap, właśnie on uszkodzi coś, czego będzie wymagało personelu do naprawy? Nie przemyślał do końca swój genialny plan. Nawet najgenialniejszy plan w starciu z realiami może okazać się całkowitym fiaskiem - prawo Murphiego.
Jakim cudem SJ dotarł do końcowej sceny? Jego statek buch, kapsuła leży dobrych parę kilometrów dalej, a on bez tlenu dotarł tam, tylko po, by dać się zabić? Jakim cudem wytrzymał tyle bez tlenu? Chyba, że to kolejna zagadka lub SJ wstrzymują oddech nawet na parę godzin, takimi są twardzielami.
Brak logiki w fabule i postaci (nie taki który się może zdarzyć, bo stres, a o ten rażący, kiedy każdy wie jak należy się zachować). Powiedziałem, że z jednej strony film mi się podoba (jako osobny), ale w połączeniu z serią mi nie pasuje. Mógłbym wtedy wybaczyć, ale od serii Alien i Scotta jednak się wymaga, nie? Scena z Ripley, gdy nie chce wpuszczać zarażonego jak Vickers (która została w ogóle sportretowana za to w filmie jako ta zła, a jako jedyna zachowała się racjonalnie) jest 10x lepsza niż ten późniejszy zombie (co stawia także pytanie - co zrobili z ciałami tego zombie i spalonego zawiedzionego ideowca - to powinni wytłumaczyć, nie tłumaczenie tego to żadna mi tajemnica a brak profesjonalizmu), który ma za zadanie pomniejszyć liczbę załogi, byle jakaś jatka była.
Co do interpretacji dodam od siebie link do interpretacji pana cavalorna. Oto on: http://cavalorn.livejournal.com/584135.html#comments . Podpowiem od razu, że dużo ma tam chłopak pomysłów, ale dużo też jest bzdur (chociażby z czarną mazią reagującą na umysł, czy skąd się wzięły "kobry", bo wiemy, że z robaczków zalanych czarną mazią, on twierdzi, że to węże które mają nas ukarać za ciekawość jak Adam i Ewa podkuszeni przez Szatana w formie węża), i bardzo dobrze, acz przede wszystkim należy się zapoznać z komentarzami pod jego dywagacjami, gdyż znajdują się tam bardzo ciekawe teorie, jak ta, że Alieny były czczone przez Inżynierów (jak koty np. w Egipcie, czy krowy w Indiach), król inżynierów zesłał zagładę na tę sektę/oddział inżynierów odpowiedzialnych za nieudany eksperyment, tj. my (mieliśmy być pożywieniem dla czczonych przez inżynierów obcych). Kolesie z LV-223 spaprali robotę więc w akcie religijnego rytualnego mordu Król zesłał na nich karę w postaci obcych, stąd w (durnych, bo patrz wyżej, jak i nagrałyby, co ich goni) hologramach uciekali przed czymś, a przecież wyraźnie ciała znajdowane przez załogę prometeusza miały rany jak po wystrzeleniu obcego jakiego znamy z klasyków, nie ten niby nowy twór. Nie pamiętam tego dokładnie, ale ponoć na fresku to nie był alien ale wręcz królowa alienów, ukazana jako czczona przez inżynierów, ale musiałbym to zobaczyć jeszcze raz. Tak czy siak teorie jakie tam kolesie odwalają przewyższają tu wszelkie dyskusje o milę, jeśli chodzi o symbolikę, ale wiele znajduje coś czego nie ma, na siłę, jak z karnymi wężami cavalorna, bo wiemy, że to maź je zmieniała. Doszedłem do trzeciej strony komentarzy pod dywagacjami kolesia w linku i już czuję jakbym oglądnął prometeusza 2, 3, 4 i bóg wie ile. Z tego co jeszcze wydobyłem to Scott z powrotem przygarnął do siebie Aliena i zmierza wraz z Prequelem w inną stronę, olewając część 2, 3 i 4 (AVP pomińmy milczeniem). Jeśli tak to powodzenia z takim zabiegiem, bo niestety ale to już swój własny lore ma i guzik kogo będzie obchodzić nowa adaptacja przygód z obcymi (dla efektów się pójdzie ale tyle i koniec, ogólnie wałkowanie tego samego tematu, czyli kasa, chyba, że dla kolejnych interpretatorów). Jeśli nie (na co wskazywałoby niewypowiedzenie w jedynce Weyland a jedynie ukazanie loga W, a dopiero pełne wypowiedzenie nazwy Weyland w dwójce jak ktoś tam twierdzi) to ok, ale to niepotwierdzone plotki, których nie sprawdziłem oficjalnie. Tak czy siak the end.
Chciałem dodać coś na temat pierwszej sceny, bo znalazłem interesujące zdjęcie. Już nie pamiętam, czy było w filmie, czy wycieli. Okej. Przedstawia skalisty brzeg wodospadu i widzimy (uwaga) AŻ 9 DŻOKEJÓW w mnisich szatach. Najstarszy łysol (więc starzeją się) wręcza młodemu naczynie z kawą. Pierwszą scenę możemy interpretować w ten sposób:
1. TO RYTUAŁ. Młodego wybrała starszyzna na ofiarę, a on grzecznie wypełnia polecenia. Powstanie z niego nowe życie. Pewnie mogliby sztucznie rozpylić życie, ale rytuał ma swoje prawa. Trzeba coś zniszczyć, aby żyło coś.
2. TO KARA. Młody zawinił czymś i starszyzna wydała wyrok - harakiri. Wtedy życie powstałoby przypadkiem.
Albo i nie.
Bardziej odpowiada mi wersja 1.
Oto zdjęcie.
http://thenexusnews.com/wp-content/uploads/2012/06/Prometheus-2.jpg
Jeszcze jedno.
Dawcy życia nie mają na sobie żadnego spec. sprzętu. Czy możliwe, aby oddychali ziemskim powietrzem sprzed milionów lat? Jeśli nie było drzew, nie było tlenu. Kolejny babol scenariusza?
w pierwszych ujęciach widać kolor zielony, na zdjęciu co dodałeś też - to raczej roślinność a nie farba
Nie wiemy, kiedy dokładnie zasiewają życie. Może to pierwsze mszaki, porosty. Drzew nie pokazano.
Czy my umielibyśmy oddychać powietrzem sprzed milionów lat? A ponoć DNA SJ pokrywa się z naszym.
Warto zwrócić uwagę, że ŻADEN ze zdjęcia nie ma wypasionego trąbostroju, który miał śpioch nerwus.
nasi piloci też noszą maski - a on poszedł spać w dość nieoczekiwanych warunkach, po za tym mógł być to strój ochronny w końcu pracowali nad mazią
Tak. Strój roboczy "trąbostrój", a od święta szata mnicha.
Może mnisi, po iluś tam milionach lat wymyślili sobie "trąbostroje"?
A może to zupełnie inni kosmici? Porównaj statki, ten z początku filmu i późniejszy "rogal". SĄ RÓŻNE.
"Trąbostrój" SJ, styk (gołej) dłoni z rękawem - karze przypuszczać, że kombinezon to część ciała osiłka. Łączą się.
Cyborg?
http://2.bp.blogspot.com/-Frv8cuNGMF4/UAEIyBKm8SI/AAAAAAAAdgs/zut5L_sm9rU/s1600/ Prometheus_Engineers_JimSmash.jpg
A może to zupełnie inni kosmici? w końcu padło to pytanie na forum ;)
może nie zupełnie inni ale o innych celach, jedni dobrzy, drudzy źli, na tej zasadzie
to by wiele tłumaczyło , za tym przemawiało by to zdjęcie mnichów - ale te sceny wycięto zostawiono za mało na domysły
to nawet bardziej by pasowało do tych wszystkich rozważań nawiązujących do chrześcijaństwa - dobro i zło walczące o ludzi
co do stroju mogły one być organiczne i dostosowujące się do nosiciela, dlatego też docelowo zawiodły w kontakcie z mazią - oczywiście to tylko gdybania
A może to był statek transportowy a tamten rogal to był wojenny/laboratoryjno-ekspedycyjny? Cóż, odpowiedź poznamy w Prometeuszu 2, gdzie trzeba się przygotować na braki mózgowe kolejnych ludzi w sytuacjach, mających służyć za alegorię do czego tam sobie ludzie wymyślą, tudzież na zadanie większej ilości pytań i zero odpowiedzi, jak to ze scenarzystą Losta, nie żebym chciał, ale nie generował miliony kolejnych. Właśnie, co nasza Shaw będzie jadła przez ten cały czas? No i ci kosmici wyglądają jak ten z rogala, raczej ci sami. O, patrzcie, wpadłem na alegorię - sztorm, który mało nie uśmiercił naszych poszukiwaczy przygód - ostrzeżenie od Boga, nie zapuszczajcie się tam (nie tykajcie rajskiej jabłoni)? Oczywiście to na pokaz, by uzmysłowić, jak łatwo podpiąć pod film, co się chce.
"jak łatwo podpiąć pod film, co się chce."
Jak dla mnie to akurat zaleta filmu. Lepsze to niż łopatologiczne podawanie wszystkiego na tacy.
Aliens to fajny film ale generalnie to dość prosta rąbanka, bardzo sprawna i przyjemnie wpadająca w oko ale ciężko doszukiwać się tam jakichś głębszych treści. Można znaleźć nie mniejsze niż w Prometeuszu. Np. odebranie amunicji na początku akcji na polecenie Gormana. Moim zdaniem, bez pierwszej części film utonął by w niebycie wielu strzelanek z kosmitami.
Co do Prometeusza... czytałeś kiedyś taki komiks "Ekspedycja"?? Jak dla mnie porównania są aż nazbyt widoczne.
Jak nie czytałeś to zachęcam, może Prometeusz trochę zyska w twoich oczach. W skrócie: poświęcenie Inżyniera wcale nie musiało dać całego życia na ziemi, mogło tylko wpłynąć na rozwój życia na ziemi tak aby ukształtowało się na sposób jaki zażyczyli sobie SJ.
Moim zdaniem w swojej wypowiedzi o filmie całkowicie pomijasz też fakt: to nie była misja wojskowa, misja badawcza pod eskortą szwadronu marines itd tylko wycieczka starego, schorowanego dziada, pozbawionego cienia moralności, chcącego za wszelką cenę zachować życie i władzę. Weylanda nic nie obchodziło życie wyprawy, mieli tylko znaleźć i umożliwić nawiązanie kontaktu. Nie obchodziła go sława, zyski z wyprawy, wbijanie amerykańskiej flagi, może nawet nie obchodził go powrót na Ziemię.
Zachowanie Milburna i Fifielda wcale nie musiało być takie nielogiczne. Ludzie skrajnie przerażeni nie raz popadają w obłęd, entuzjazm, agresję, apatię - co chcesz.
I na koniec: to że Alien nie utonął w morzu podobnych filmów o dzielnych laskach i wojskowych walczących z kosmitami to przede wszystkim zasługa HR Gigera. Nie wiem czy Scott konsultował się z Gigerem przy Prometeuszu (przynajmniej wymienił go w napisach końcowych) ale na pewno na filmie mocno odcisnęła się twórczość Gigera - freski w komnacie z głową, statek Inżynierów, wczesny obcy itd.
To że, wszystkie głupoty, niedociągnięcia czy banalne historie w Alien i Aliens składają się na niezapomniane dzieła to zasługa twórczości Gigera, jego wkładzie w kształt obcego i otoczkę wokół niego. Wszechobecne w Alien podświadome lęki i obrzydzenie były coraz bardziej rozmieniane na drobne w kolejnych filmach, komiksach, grach i książkach o obcych i predatorach. Scott miał odwagę powrócić do korzeni a nie pójść w prądem kolejnych AvP, Avatarów, Transformersów i innych bajek dla dzieci.
Aliens za film filozoficzny nie uchodził. I był przyjemnym, nawet bardzo przyjemnym filmem akcji, sprawdził się w tej kategorii (action sci-fi) doskonale, zachowując jednak elementy grozy z jedynki. I dobrze, iż zmienił koncepcję, gdyż jak sam stwierdził Scott, Obcego już zrobił i nie chciał do niego wracać (choć wrócił, pod płaszczykiem pseudofilozofii). Więc po co Cameron miał powracać do koncepcji z jedynki? Wtedy mielibyśmy tylko powtórkę (Alien 3 traktuje niejako jako taką powtórkę).
Odebranie magazynków podyktowane było wymiennikami ciepła, flamethrowerów nie zabronił ani broni o mniejszym kalibrze (Shotgun). Ale sam dostrzegłem parę błędów w Aliens o czym niżej dyskutowałem z karol9_16. Nie zmienia to faktu, że tam dalej mniej błędów, przeważająca większość tego, co robi drużyna jest sensowne lub nawet da się łyknąć a w Promku nie.
Twoim zdaniem Aliens mógł skończyć jako jedna z wielu strzelanin w kosmosie. Predator nie skończył, to i on mógł -szczególnie, że wyróżniał się swego rodzaju (i jak patrzyłem po forach zagranicznych, są ludzie z podobnym odczuciem) akceptowalnym przeze mnie całkowicie realizmem (w skrócie, przyszłość i starcie z obcymi wygląda realnie na tyle, że rzeczywiście można uwierzyć, że coś takiego mogłoby mieć miejsce, a nie jak pojedynki z kosmitami rodem ze Strar Treka - mówię o tej pierwszej serii, czy magia i midichloriany z SW).
Nie pomijam faktu, że to wycieczka "naukowa", ale postaw się w jego miejscu (Weylanda). Jak ty byś to rozegrał? Jak on? Czy jak człowiek, który rzeczywiście chce przeżyć? No i cudzysłów dałem, bo okazało się, że to żadna wycieczka naukowa, tylko misja niejako ratunkowa (dlatego też wziąłbym najemników, by ludziom mającym mnie zaprowadzić do nieśmiertelności, groziło jak najmniej i powiodło się im).
Powiem, że dałoby się zrobić z tego dobry film bez tych wszystkich luk, naprawdę, bo na miejsce nielogicznych, niby fajnych scen, można wsadzić logiczne fajne sceny, to nie trudne, na pewno nie dla Scotta.
I gdzie w tym jego odwaga, iż powrócił do korzeni??? Bo nie rozumiem. Twórcy prequela Cube (bo była jeszcze 2 część) też są odważnymi i cała rzesza innych twórców z prequelami na koncie? Ja bym raczej nazwał odważnymi twórców AvP2, którzy kontynuowali nieudane ścierwo (pardon my french), już totalnie pogrążając pomysł na jaki wpadł Dark Horse.
"Zachowanie Milburna i Fifielda wcale nie musiało być takie nielogiczne. Ludzie skrajnie przerażeni nie raz popadają w obłęd, entuzjazm, agresję, apatię - co chcesz." dodać do tego też mam kompletne zapomnienie o nawigacji? Zauważ, że skrajnie przerażeni panowie biolog i geolog zaczęli się zbierać, a potem nawiązują połączenie ze statkiem, że się zgubili - czemu wtedy nie spytali się o poprowadzenie ich z powrotem, pomijając już inne możliwości?
Apropo, Ekspedycję przeczytam, ale na razie przeszły mi zachodnie, tudzież polskie komiksy, teraz to tylko daleki wschód ;)
Właśnie sobie przypomniałem - Janek mówi biologowi i geologowi w tym połączeniu - "sleep tight" - tuż po wykryciu niby glitcha (podejście kapitana do tego glitcha to już temat na inną porę). Co się działo na zewnątrz? Szalał sztorm? Bo nie mogę sobie przypomnieć.
A pomyslałes że pierwszy tlen na Ziemi wydaliły sinice? Komentujmy z głową, jedziesz po tym filmie w wielu wątkach ale zeby cos krytykowac trza mieć troche wiedzy, Tobie i wielu innym jej brakuje by ocenić film z gatunku sci-fi.
A ty pomyślałeś, że jeszcze przed pojawieniem się istot żywych fotosynteza musiała raczkować? Dżokeje najprawdopodobniej podusiliby się bez aparatów do oddychania.
Faktycznie to nie jest najważniejsze dla fabuły. Nie widziałem, aby ktoś przede mną zwrócił uwagę.
Ale gdyby Ridley wziął pod uwagę warunki panujące dawno temu na Ziemi, gdyby popytał naukowców, powiedziałbym - "ten reżyser nie leci w ciula, ale ma widza za inteligentnego człowieka, u niego najpierw science, potem fiction."
Nie było drzew na całej ziemi,bo nie było ich w kadrze? Zajebisty wniosek. I tlenu też nie było. Ale była woda...ech, szkoda gadać...
Gdyby były drzewa, to znaczyłoby, że życie już się rozwija. Więc na cholerę ten gigant się poświęcał?
Tlen w wodzie nie oznacza, że powietrze jest zdatne do oddychania. No może dla ryb.
Karki ze statku kosmicznego to raczej nie ryby.
"Z kolei to samo Fifield, nagle chillout, pali tytoń jakby był na haju, tak to przynajmniej wygląda, ale to tylko tytoń. I tu pytanie, kto mu pozwolił? Znowu BHP się kłania. Czy gdzieś u was w pracy można palić? Czy archeolodzy palą fajki przy znalezisku? Czy przed wyprawą nie sprawdzamy wszystkiego jako korporacja co biorą nasi podwładni na misję za TRYLION $? Nie sprawdzamy jego CV, nawyków itd.?"
Przypomina mi się scena z dwójki, gdzie dowódca każe odebrać magazynki i używać tylko miotaczy ognia, a i tak i tak Hicks wyjmuje shotgun'a, a Vasquez i Drake wyjmują zapasowe magazynki i mają gdzieś ostrzeżenia.
Shotgun jeszcze był zrozumiały, bo nie walił amunicją tego kalibru, co pulse rifle, a tym bardziej tego typu, co smartguny, a od Drake'a i Vasquez troszkę waliło niestabilnością psychiczną, co też zastanawia, czemu W. Corp. nie prześwietliło tego squadu od góry do dołu... Ale zazwyczaj doświadczeni weterani nie są już normalnymi ludźmi. Z drugiej strony też ciekawe, że koleś wysłany przez W. Corp. daje się władować komandosom w miejsce, gdzie aż straszy, po czym nagle każe porucznikowi odebrać magazynki, bo sobie przypomniał, przepraszam, Ripley mu przypomniała o wymiennikach ciepła. Ale to da się tyle razy bardziej łyknąć niż tamte wyczyny że woooow...
Myślę, że shotgun mógłby spowodować eksplozję, chociaż w sumie kiedy ich zaatakowano, to oddawano strzały ze shotgun'a, pulse rifle oraz smartgun'a i jakoś do eksplozji nie doszło :D.Chciałem tylko pokazać, że nieodpowiedzialne zachowania załogantów pojawiają się nie tylko w Prometeuszu.
Ogólnie z tego co widzę, to z Prometeuszem jest tak samo jak z Avatar'em.Ogromne oczekiwania, które zostały u wielu osób zawiedzione.Teraz ludzie podzielili się na dwa obozy, obrońcy, oraz antyfani.Jednak u Avatar'a przeważają fani, tutaj nie.
Tak po prawdzie nie zawiniła załoga na linii frontu acz Gorman (porucznik od siedmiu boleści) oraz Burke ("znawca" konstrukcji baz kolonialnych, wysłannik W. Corp.). Gorman pierwsze, co powinien zrobić, to wycofać drużynę z tamtego miejsca, gdy tylko napotkali raczej nie skonstruowane przez ludzi "dekoracje" (sytuacja po tym odkryciu z misji ratunkowej powinna przerodzić się w "co dalej", a Burke na początku powinien zapoznać wojskowych z niebezpieczeństwami, czyhającymi na nich ze strony konstrukcji samej bazy, lub chociaż zrobić to gdy szli na sub-level 3. Stąd bardzo uzasadniona niesubordynacja żołnierzy (aż dwóch, łał, ale przynajmniej nie rozdzielali się jak pewien geolog i biolog), wkurzeni na nieprzygotowanie ich przez Burke'a jak i raczej niski poziom respektu dla porucznika, który odbył 2, symulowane zrzuty na planetę. Poza tym kapitan wiedział o Shotgunie Hicksa, szczególnie, że podnosił nim zdechłego twarzołapa, pokazując na kamerce m.in. Gormanowi znalezisko, trudno raczej ukryć coś tego typu. Strzelania z pulse rifle nie było. Wszystkie magazynki szlag trafił razem z Frostem, który potraktowany miotaczem płomieni spadł, a potem był wybuch, który mógł uszkodzić coś w wymiennikach ciepła. Poza tym niesubordynacja Drake'a i Vasquez są bardzo realne i logiczne (z punktu widzenia instynktu samozachowawczego, jakim jest przetrwanie oraz "ostrożności nigdy za wiele" + nie myśleli, że będzie trzeba ich użyć, ale kiedy wszystko zaczęło się sypać, zaczęli ginąć ich koledzy a radar wskazywał zagrożenie 360 stopni to cóż, "let's rock!"). Oni swoim strzelaniem też mogli coś uszkodzić, strzelając w stwory na ścianach, co nie koniecznie od razu musiało wywołać wybuch termonuklearny (takie instalacje są mimo wszystko chronione przed tego typu sprawami, nie licząc już "żywicy" obcych, a przynajmniej dają szansę na ucieczkę jak ktoś coś nawali).
Dlatego widzisz ile razy łatwiej bronić załogę USS Sulaco niż Prometeusza. Żaden z nich się nie rozdzielał, a Drake nie uciekł bo był już w amoku i adrenalina mu trafiła do głowy (Hudson umarł przez to samo), poza tym zagrał swą rolę 10x lepiej (a Blii Paxton - Hudson kładzie na łopatki Theron) pomimo nieznanego nazwiska lepiej niż Noomi Rapace. Dlatego oni byli szeregowymi a Hicks nie tracił głowy, skądś miał tytuł kaprala. Kapitan najmniej, bo niestety nawet nie mógł (prócz w dosłownym tego słowa znaczeniu), a porucznik Gorman tracąc po kolei ludzi, choć nieudolnie, bo pod wpływem niezłego stresu (co powiedzą przełożeni?) to próbował wydawać rozkazy, by się Ci stamtąd wycofali.
I jeśli ktoś narzeka na zachowanie żołnierzy bądź ich teksty, czy zabawy na statku Sulaco, proszę pooglądać co najmniej 100 filmików nakręconych przez samych żołnierzy/marines w Iraku czy Afganistanie - zrozumiecie, że takie teksty to na porządku dziennym (chociażby ten z wikileaks, gdzie piloci Apache wyrzynkę ludzi traktują jak grę). Dodatkowo żołnierz z Polski pisał, że panowała u nich tzw. "wolna amerykanka", tj. dużo żołnierzy nosiło ze sobą nieprzepisowe uzbrojenie. No i jeszcze dochodzi Jarhead, czy klasyk Full Metal Jacket, gdzie też żołnierze nie są poważnymi biznesmenami, czy poetami (jak w Battle for L.A.) zachowującymi czysty profesjonalizm. Po prostu idzie łatwiej obronić skład marines, niż tych pseudonaukowców.
"Stąd bardzo uzasadniona niesubordynacja żołnierzy (aż dwóch, łał, ale przynajmniej nie rozdzielali się jak pewien geolog i biolog)."
"Poza tym niesubordynacja Drake'a i Vasquez są bardzo realne i logiczne (z punktu widzenia instynktu samozachowawczego, jakim jest przetrwanie oraz "ostrożności nigdy za wiele" + nie myśleli, że będzie trzeba ich użyć, ale kiedy wszystko zaczęło się sypać, zaczęli ginąć ich koledzy a radar wskazywał zagrożenie 360 stopni to cóż, "let's rock!")."
Jednak dalej zamierzam bronić tych dwóch, którzy się zgubili :D.W Obcym 2 kiedy doszło do kontaktu z Alienami to jak sam zauważyłeś puściły wszystkim nerwy i odezwał się instynkt, że trzeba sobie radzić i przetrwać.Jak sam sobie nie pomogę, to nikt mi nie pomorze.Tak samo było z tymi dwoma co się zgubili.Wyraźnie było widać, że oni raczej to mocni w gębie byli tylko, bo kiedy coś się zaczęło dziać, to właśnie od razu zwiali stamtąd.Szczególnie Fiefield, który dobitnie dał do zrozumienia Shaw, że on jest tylko geologiem.Widać, że robił już w majty, więc wraz z tamtym drugim postanowił zwiać.Tak jak napisałeś, zwykły instynkt samozachowawczy.Podczas silnego stresu podejmowanie logicznych i racjonalnych decyzji jest o wiele trudniejsze.Najbezpieczniej jest z dala od zagrożenia.Łatwo weszli do tej całej budowli, to myśleli też, że łatwo wyjdą, nie przypuszczali, że zgubią się w tym labiryncie korytarzy.Pamiętajmy, że do tego dochodzi cały stres wywołany strachem i przerażeniem, więc ja raczej jestem w stanie zrozumieć, że mogli stracić orientację trochę.Stres nigdy dobrze nie wpływa na podejmowanie decyzji i jeszcze raz napiszę, o tym, abyśmy pamiętali, że to nie byli żołnierze, lub ludzie od ochrony, którzy zostali na pokładzie Prometeusza, tylko zwykli naukowcy, którzy ze strachu robili już pod siebie.
Pozdrawiam.
Pierwsza scena: wg mnie to nie żadna scena tworzenia życia, tylko próba nowej broni, którą obcy testują na wybranym osobniku.
Co to w ogóle za głupie pytanie? We Francji oczywiście, a gdzie? No tak, wkradł się błąd, i zresztą wiele literówek, dekapitacja miało być. Długi tekst i byłem już zmęczony, a niestety nie mam kogoś kto zredaguje mi tekst, jak w gazecie.
Czego się czepiasz, Panie czepialski - nie robiący spacji po przecinku, eh? Gotcha. ;) A co jeśli inżynierowie rzeczywiście mieli dekapitalizację? HA!
A nie? http://www.google.pl/#sclient=psy-ab&hl=pl&site=&source=hp&q=spacja+po+przecinku &oq=spacja+po+prz&gs_l=hp.3.0.0j0i30.663.2597.0.3700.13.11.0.2.2.0.121.1019.10j1 .11.0...0.0...1c.ouSs_E8DrlA&pbx=1&bav=on.2,or.r_gc.r_pw.&fp=7e066f55bf8813b6&bi w=1680&bih=884
nie zgodzę się co do muzyki. uważam, że jest genialna. właśnie słucham soundtracka. jest dopracowana do najmniejszego szczegółu. nieziemski klimat, tym się żyje! no, ale co kto lubi. niektórzy potrzebują mieś jakąś ładną piosenkę z filmu na komórce ;)
posłuchaj soundtracka do Aliena 2, ten podczas a) ucieczki marines http://www.youtube.com/watch?v=Yn0hV53dykU - przewiń do 3:10, b) ucieczka przed wybuchem termonuklearnym http://www.youtube.com/watch?v=uatyX2PkK8E&feature=related, c) ratowanie Newt http://www.youtube.com/watch?v=C4ObD6nFiMQ i oczywiście najlepsze d) chaos i strach podczas ataku maszkar http://www.youtube.com/watch?v=LlIu3C204gI&feature=related - przewiń do 6:09 - kawałek Sub level 3 zresztą sam w sobie jest boski, gdy marines przeszukują kolonię i odkrywają coraz większe dziwa.
Żeby jednak odczuć te soundtracki, oglądnij je wraz z filmem, gdyż wtedy będziesz kojarzył sceny, co dodaje urokowi każdemu soundtrackowi. I to są kawałki zapadające w pamięć, no kurde, większego klimatu niż cała scena z Sub-Level 3 wraz z muzyką, nie widziałem jeszcze nigdzie, szczególnie począwszy od paniki drącego się w kamerę Hicksa Hudsona - "Sarge is gone, let's get the f**k out of here!" i te włączające się skrzypce z chyba tubami 6:09(nie jestem ekspertem jeśli chodzi o instrumenty), i scena panikującego Gormana - no po prostu czuć było napięcie i klimat.
Tzn. wsłuchuj się w nie, gdy będziesz oglądać film - ten suspens, klimat, napięcie, doskonale zarysowane postacie, mówię tu, prócz głównych bohaterów o marines - majstersztyk - bo oddają realizm zachowania się żołnierza w 100%. Do dziś jestem w stanie wymienić ich nazwiska z ich niektórymi rolami: Ferro (pilot), Dietrich (medyk), Drake (heavy machine gunner - smartgun), Hicks (corporal), Hudson, Apone (sergeant), Frost (jego nazwisko niestety mu nie pomogło w starciu z miotaczem ognia Dietrich), Wierzbowski (czyżby Polak jak Janek ;) ), Vasquez (to samo, co Drake), Gorman (lieutenant), Crowe, Spunkmeyer (co-pilot). Ten świetny odgłos Pulse Rifle jak i Smartguna. Złote teksty Hudsona itd.
ale dlaczego ty mi o Aliens opowiadasz? Myślałem, że rozmawiamy o Prometeuszu? Filmy Obcego znam na pamięć i muzykę też
A dla tego, że:
a) gdyż stwierdziłeś, że cyt: "niektórzy potrzebują mieć jakąś ładną piosenkę z filmu na komórce", co można odebrać jako argumentum ad hominem (sarkazm np. muzyka z... step up czy innego badziewia, które nie pokusiło się o swój własny soundtrack, a za podkład służy np. Kanye West czy inny typ) Jeśli nie był to A. A. H., to, ok.
b) Muzykę w Aliens jak sam określiłeś znasz na pamięć, jest lepsza od tej z Promka, dlatego, iż doskonale buduje suspens i wpasowuje się w każde ujęcie.
Innymi słowy gadam o Aliens, bo tam OST jest genialny a w promku nie zapamiętałem nawet jednej ścieżki (prócz tej z trailera - szkoda, że ona się w filmie nie znalazła,), mimo Twojego twierdzenia, iż była genialna, ale może zapodasz mi konkretne ścieżki (sam nie wiem których masz szukać, tych tzw. genialnych).
oczywiście, że Aliens ma super ścieżkę ale Prometeusz wg mnie też i rozmawiamy o tym filmie chyba? I po co mam ci zapodawać jakiś konkretny motyw skoro cała jest genialna i najlepiej słuchać jej jako całość. Świetnie uzupełnia obraz.
co do tej komórki to ŻARTOWAŁEM hahaha
Ale jesteś wrażliwy :)
Sporo racji masz... Wystarczy obejrzeć jeszcze raz "Obcego", tam każda postać ma duszę, jest sensownie osadzona w filmie... można ją dosłownie "poznać" dzięki wyśmienitej grze aktorów. W Prometeuszu natomiast wygląda to jakoś tak... nijak. Żadna z postaci nie ma tej głębi (no może za wyjątkiem Davida, który wypada WZGLĘDNIE dobrze na tle ogólnej beznadziei)... Ja mam wrażenie, że aktorka grająca Vickers, miała dużo większy potencjał do zagrania tu roli pierwszoplanowej bo twarzy aktorki grającej E. Shaw nawet już nie pamiętam. U Vickers widać było tą siłę, pewność siebie i przenikliwość (podobnie jak u Ripley) aż mi się jej żal zrobiło, że musi to grać.. Natomiast E. Shaw? Jak dla mnie to ona była zupełnie obojętna a nawet w pewnym momencie złapałem się na oczekiwaniu w nadziei, że wyciągnięty siłą z łona matki płód obcego przerobi swoją rodzicielkę na mielone... Kompletnie spartaczony casting.