Ta, film stara się potwierdzić istnienie istot nadprzyrodzonych pokazując widzowi, że przedstawiciel innej rasy i cywilizacji ma to samo DNA co człowiek będąc jednocześnie promotorem życia takiego jakie znamy. Totalnie trzyma się to kupy.

Tutaj mamy do czynienia z negacją tego co wydaje się nadprzyrodzone poprzez ukazanie prozaicznego w porównaniu do nadprzyrodzonej siły, rozwiązania rozsiewania życia tu i ówdzie przez co ma być ono mnogie i powszednie w najróżniejszych formach. Od czegoś co pod koniec ma przypominać xenomorpha z Obcego przez gigantów aż po nas.

Zakończenie jest jasne, tu się zgodzę. I głupie zarazem.

Spoiler

Czego Shaw oczekuje po wizycie na rodzimej planecie inżynierów? Ciepłego przyjęcia i odpowiedzi na swe pytania, które ma przetłumaczyć urwana głowa Davida?

Cóż jeśli chodzi o kosmiczną podróż Shaw na planetę "inżynierów" to ja to widzę jako podróż o zemstę. Jestem prawie pewien iż statek którym poleciała ma na pokładzie naczynia z protoplastą obcego które zapewne mogły by zabić wszystkich "inżynierów" (skoro zabiły ich w tamtej bazie to mogą i na ich planecie). Gadka z nimi nie ma sensu, zabili by ją od razu gdyby ją tylko zobaczyli i ona o tym wie. Innego rozwiązania nie widzę.

Co do Boga, prawda że to całe DNA mówi nam iż "kosmici nasz stworzyli a nie bóg" ale otwarta osoba mogła by równie dobrze powiedzieć "ci obcy byli tylko narzędziami w stworzeniu człowieka", wszystko zależy od tego co chcesz usłyszeć albo co chcesz wierzyć.

Ogólnie ten film ma pokazać(tak myślę) iż nie ma jakieś wspaniałej odpowiedzi na pytanie "dlaczego istniejemy". Żyjemy by żyć, by istnieć i zaistnieć ale to akurat już zależy tylko od nas.