Do filmu podchodziłem jako wielki fan zarówno "Obcego", jak i "Blade Runnera"
Zakładałem, że pójdę na Prometeusza, aby przekonać się, w jakiej formie jest Scott, i
czy kontynuacja jego dzieła ma w ogóle szanse spełnić moje oczekiwania. Niestety,
dostałem nielogiczną i miejscami śmieszną papkę. Ucieszyły mnie efekty i nawiązania
do klasycznej trylogii (Space jockeye, wygląd alienów), ale na tym koniec. Po raz
pierwszy nie potrafiłem powstrzymać śmiechu w kinie. Zaczęło się od SPOILER sceny
"aborcji" u głównej bohaterki (której nazwiska zapomniałem) SPOILER, później było
jeszcze gorzej. Nie ma co rozpisywać się nad nielogicznościami, bo zapewne zrobiło to
już pół forum :)
NIe obchodziło mnie to, że główni bohaterowie "Titanica" zmieściliby się obaj na tych
drzwiach, to, że "Maczeta" nie jest superrealistyczna, czy "lajtowość" Indiany Jonesa, bo
to po prostu świetne filmy, wpisujące się w pewne konwencje. "Prometeusz"
oczywiście także siedzi w konwencji, ale jest jednocześnie głupi nie w sposób typowy
dla s-f (dźwięki w próżni), lecz dla"Avatara" - kolejnego dzieła dla 12- latków.
Nie potrafi nadrobić tych nielogiczności tym czymś, co miały wymienione wyżej obrazy-
jakością.
Luźne wątki są mdłe i nieciekawe, a bohaterowie nudni. Fabuła nawet daje radę (3+),
ale po reżyserze takiego formatu spodziewałem się czegoś więcej. No i te pełne
patosu sceny... i zakończenie...
No cóż, przynajmniej teraz wiem, jaki będzie drugi "Blade Runner"
W 3D.
Proszę o NIE traktowanie mnie jak trolla, przybywam w pokoju.
99% zgody :) 1% - Avatar przynajmniej nie próbował nikogo oszukać, że czymś więcej niż bajką
ale za to był bezlitosną zrzyną z Pocahontas :)
http://www.joemonster.org/art/13127/Co_laczy_Avatara_i_Pocahontas_
Smutne, że nawet Scott zszedł na efekty...
Też wreszcie zobaczyłem, toteż garstka uwag.
Scott jest znakomitym wizażystą i estetą, kadry z jego filmów można sobie oprawiać w ramki i wieszać na ścianie. Nie inaczej jest z Prometeuszem.
Nie rozumiem zdania „szkoda że Scott zszedł na efekty” – przecież on już „zszedł” w latach siedmdziesiątych. To chyba nie nowość? ;) Zresztą efekty powalające, dzisiaj kino potrafi pokazać już chyba wszystko.
Fabuła, na plus, chociaż mało zaskakująca, gdyż poruszamy się w przestrzeni obcopodobnej. Niektóre sceny mocno poprzycinane. Niektóre dodane na siłę. Coś mi się wydaje że dopiero z Directors Cut dowiemy się jak naprawdę miał wyglądać Prometeusz.
Klimat... Nie da się ukryć że cosik wisiało tam w powietrzu ;) Mimo że to nie taka duszna atmosfera zagrożenia jak w serii Obcy ale film jest klimatyczny, klimat głównie budowany sterylnymi zdjęciami wnętrz statku, statku obcych (fajny pomysł z tymi hologramowymi zapisami), ujęciami planety w trakcie burzy, no i za sprawą całkiem udanego (z klasycznym wstawkami) podkładu muzycznego.
Nielogiczności, a raczej pierdołki, które...chyba już niestety muszą być. Irytują bo są zupełnie niepotrzebne. Momentami idiotyczne zachowanie tych pseudonaukowców - wystaje z smolnej breji jakieś połączenie pijawy i węża a ten „ale glajne, kici kici” i dalej do głaskania. No to pogłaskał... W ogóle te zbiorowisko ludzkie to największy minus tego filmu, praktycznie nikogo nie dało się polubić. Człowieka ni cholery nie obchodzi, co się z nimi stanie. Tutaj w ogóle nie ma przyłożenia do WSZYSTKICH filmów o Obcym, a do Nostromo w szczególności, no i nasza Pani doktor to nie Ellen Ripley – tego nie da się ukryć. Największy plus aktorski- zdecydowanie android David w kreacji Fassbendera. Ludzki w wyglądzie, nieludzki w działaniu. Oprócz niego Noomi Rapace (bo było jej najwięcej a nie z powodu porywającej gry), no i czarny Janek. Reszta to typowy żer dla robali. Theron w tym filmie zupełnie zbędna. Jeśli już miała być to w głównej kreacji a nie jakieś sztywniaczki robiącej za wieszak na ubrania. Zapewne poradziła by sobie lepiej od Rapace.
Nieszczęsna cesarka... No to jest już niestety robienie z widza idioty. Podobnie jak końcówka, kiedy nagle się dowiadujemy że jest pełno statków w pobliżu – tylko siadać, odpalać i lecieć... Więc sruuu na koniec niczym w filmie Disneya. Nacisk wytwórni by był happy end? Tak to wyglądało. Powala też jak zawsze gotowość do poświęcenia własnego życia za Ziemię. Piloci o mało nie posrali się ze szczęścia. Za bardzo to chyba amerykańskie podejście.
W ogóle miałem wrażenie że Scott zbyt dużo chciał upchać w tym filmie, a w efekcie wszystkiego ledwie połechtał – nawet główny wątek inżynierów życia, tak naprawdę guzik się dowiedzieliśmy. Czym jest tajemnicza czarna breja? Co zabiło Space Jockeyów? Można się tylko domyślać. Może dowiemy się w następnych epizodach. Z tego człowiek wychodzi z galimatiasem w głowie i uczuciem niedosytu.
6/10
jedną z wad filmu była też dla mnie jego "jasnośc", Nostromo czy placówka z "Aliens" były o dużo klimatyczniejsze.
Na pewno nie jest to najgorszy film s-f, ale jako część serii czy prequel wypada słabo.
Po dzisiejszych przemyśleniach do wad muszę dodać brak jakichkolwiek zachowań społecznych i niekonsekwencje. Na prawdę spalenie żywcem (no dobra, zakażonego) członka załogi pozostanie bez odzewu?
Tym niemniej, muzyka, efekty i scenografia pokazują, że film zasługuje co najmniej na 5/10
"Po dzisiejszych przemyśleniach do wad muszę dodać brak jakichkolwiek zachowań społecznych i niekonsekwencje. Na prawdę spalenie żywcem (no dobra, zakażonego) członka załogi pozostanie bez odzewu?"
Po pierwsze, znali się tylko jeden dzień, więc raczej o więzi nie można mówić ( nie licząc jego lubej ), po drugie domyślali się że tak naprawdę żadna aspiryna itp. mu nie pomoże, a po trzecie widzieli jak rzucił jej się specjalnie pod lufę pragnąc unicestwienia.
Można było pokazać późniejszą kłótnię, przyznaję że trochę tego brakowało, ale nie chcieli widać przeciągać filmu.
"Powala też jak zawsze gotowość do poświęcenia własnego życia za Ziemię. Piloci o mało nie posrali się ze szczęścia. Za bardzo to chyba amerykańskie podejście."
Zgodność i radość faktycznie nienaturalne, ale co ty na ich miejscu byś zrobił wiedząc że jak nic nie zrobisz to unicestwisz ludzki gatunek, włącznie z rodziną która została na starej dobrej Ziemi?
Ogólnie skłonność do dotykania wszystkiego była denerwująca i głupia, ale na usprawiedliwienie powiem że to nie była zdyscyplinowana grupa żołnierzy, tylko zgraja naukowców nie wiadomo skąd, których niosło podniecenie naukowe że właśnie odkrywają coś super. To trochę jak z podnieceniem faceta na kobietę, też bywa problem z logiką :P
Ponadto tak trochę humorystycznie stwierdzam cała ta grupa była wychowywana bezstresowo, nikt im w dzieciństwie nie wyjaśniał że nie wolno czegoś dotykać bądź robić :P
Dla mnie kwestie przegięcia to:
1. Ekipa na miejscu ( ponad dwa lata drogi ) dowiaduje się co tam robi i dlaczego. No ja bym się nie pisał na około 5 lat podróży nie wiedząc o co chodzi.
2. Wspomniana cesarka, trochę zbyt brutalna wersja tej kapsuły, ani ją nie znieczuliło, ani uśpiło, ani przypięło pasami, no i fakt jak szybko doszła do siebie.
3. Sama końcówka, to ze okazało się że jest masa takich baz wkoło, no cóż, możliwe, to że android nauczył się je obsługiwać, też jeszcze mogę uznać, ale ogólnie głupie, o wiele lepiej by było gdyby zostawili ją leżącą na tej planecie i oddalili kamerę czy coś w tym stylu.
Ja osobiście bardzo lubię filmy S-F, zwłaszcza w tym typie, szkoda zatem ze tak nisko jest to oceniane bo tym samym zamyka to drogę do kolejnych tego typu produkcji i rozwoju gatunku, pozostawiając na placu boju typową amerykańską fantastykę typu spidermana, batmana, hulka czy inne takie których nie trawię...
Pozdrawiam
No wałaśnie dla mnie "Prometeusz" poszedł za bardzo w fiction, a za mało w science.Rozumiem ideę tego filmu i przesłanie( jak słuszne zauważył kolega niżej), ale mam wrażenie, że za bardzo nagięto w nim pewne OCZYWISTE zachowania i przez to przez pół filmu miałem wrażenie, że jestem robion w wała. NAPRAWDĘ można zostawić w kabinie kapitana "wyskrobanego" aliena i nikomu o tym nie powiedziec?
Oczywiście że nie można, tak samo jak nie można nie zrobić szumu gdy ginie kilka osób próbujących zabić coś co było kiedyś ich kolegą i przywędrowało z powrotem w kierunku statku.
Choć w kwestii pierwszego może zrobiła to celowo licząc że paniusia która spaliła jej chłopaka, nadzieje się na to plugastwo i poniesie zasłużoną karę. Wątpię niestety by myśl twórców sięgnęła aż tak daleko :).
Jak pisałem wyżej, najbardziej żal mi że tak rzadko pojawiają się tego typu produkcje z wysoko postawioną wiekowo poprzeczką. Prawie wszystkie wielkie produkcje fantastyczne, zresztą nie tylko, są kręcone w myślą o 12+, zamieniając nawet najlepsze pomysły w wersje dla dzieci. To jak mieć porsche i nie móc nim przekroczyć 100km/h, marnotrawstwo i tyle. Dlatego może Prometeusz tak do mnie trafił i choć widzę wiele błędów, nadal jestem nim uszczęśliwiony :)
Oczywiście rozumiem, wydaje mi się że jest to film, który można pokochać lub się od niego odbić. I tak jak ja zaliczyłem "odbicie totalne", tak i Tobie może się bardzo podobać.
"Zgodność i radość faktycznie nienaturalne, ale co ty na ich miejscu byś zrobił wiedząc że jak nic nie zrobisz to unicestwisz ludzki gatunek, włącznie z rodziną która została na starej dobrej Ziemi?"
Oj, nie mam pojęcia. Cokolwiek bym teraz nie napisał trąciłoby śmiesznością. Zakładam jednak że nie miałbym wtedy wniebowziętej miny i nie szczerzyłbym zębów niczym w reklamie nici dentystycznych.
"1. Ekipa na miejscu ( ponad dwa lata drogi ) dowiaduje się co tam robi i dlaczego. No ja bym się nie pisał na około 5 lat podróży nie wiedząc o co chodzi."
Czy ja wiem? Podobne motywy były i w Obcym I - lot wprawdzie w całkiem innym celu - jakieś tam zbieranie rudy itd, tyle że priorytetem było jak się okazanie całkiem coś innego. O czym załoga dowiaduje się zbyt późno.
W sequelu Camerona również - wojskowa ekspedycja wszystko przyszykowane i odpicowane, a okazuje się że dopiero po wybudzeniu oddziału, Ripley zaczyna naszych wojaków uświadamiać z czym naprawdę będą mieć do czynienia. Tak więc, może i to nie jest do końca zdroworozsądkowe ale takie podejście w uniwersum Aliena obrosło już w tradycję.
"3. Sama końcówka, to ze okazało się że jest masa takich baz wkoło, no cóż, możliwe, to że android nauczył się je obsługiwać, też jeszcze mogę uznać, ale ogólnie głupie, o wiele lepiej by było gdyby zostawili ją leżącą na tej planecie i oddalili kamerę czy coś w tym stylu."
Oczywiście że byłoby lepiej, ta zalatująca idiotyzmem końcówka sprawiała wrażenie wymuszonej. W ogóle wiele rzeczy się tu nie do końca klei w tym filmie, dziwne reakcje, brak jakiejkolwiek ludzkiej wspólnoty w obliczu zagrożenia. Znali się wcześniej czy nie, jakie to ma znaczenie skoro są garstką ludzi na obcej i odległej planecie? A tu każdy ma każdego w dupie.
W kwestii pierwszej to trochę źle skonstruowałem zdanie, w drugiej części zdania chodziło mi o wykonane kamikaze :)
Szczerzenie zębów itp jak najbardziej karcę :)
Ad. 1 W tym opisywaniu co ich czego i z czym mają do czynienia, tak naprawdę chodzi jedynie o to, by wyjaśnić widzowi co oni tu robią i dlaczego. W większości tego typu filmów mamy scenę gdzie np. zaawansowany profesjonalista, tłumaczu drugiemu podstawy ich zawodu :P Ale fakt że można to zrobić jakoś lepiej, jak np. Alien 1.