Dałem 6, ale w tym przypadku tej ocenie nie pasuje określenie "dobry". Można odnieść wrażenie, że na tym statku każdy robił co mu do głowy przyszło. Dziadek swoje, robot swoje, dowódca swoje, pilot... itd.
SPOJLER
Jakby tego było mało, to zakończenie sugeruje dwie możliwe "drogi" kontynuacji, czyli powrót nowej ekipy na tą planetę (oby nie) lub podążanie za kierunkiem obranym przez odlatujący statek.
Ilość dziur i niedorzeczności w scenariuszu jest zaskakująca dla tak dużej produkcji.
Skąd robot znał język obcych?
Jest tylko jeden statek, który jest jednocześnie lądownikiem (!).
Skoro było więcej takich statków, to dlaczego przebudzony obcy nie poszedł wziąć sobie innego po katastrofie?
Takich kwiatków było mnóstwo, a już na śmieszność zakrawa to założenie "zszywek" na brzuch po operacji... Skoro medycyna była na tak zaawansowanym poziomie, to dlaczego dziadek wyglądał jak wyglądał?
Dałem 6, ale naprawdę mam wyrzuty sumienia. Może przez to, że tak długo czekałem na ten film.
"Skąd robot znał język obcych?"
Inżynierowie dali język i cywilizację Ziemianom, kiedy odwiedzali Ziemię w czasach starożytnych. Z czasem języki poszczególnych ludów zaczęły się zmieniać, namnozyło się dialektów. Zadaniem Davida przez 2,5 roku lotu było studiowanie języków starożytnych i wyekstrahowanie z nich wspólnego rdzenia, czyli mowy Inżynierów.
"Jest tylko jeden statek, który jest jednocześnie lądownikiem (!)."
Taką wizję mamy przedstawioną w grach komputerowych i filmach, że jest statek-matka oraz mniejsze jednostki, które się od niej odłączają. Mnie to akurat nie przeszkadza, że był jeden statek, lecz to, że zbyt odważnie się zachował, lądując na środku nieznanej doliny. Załoga musiała dysponować tak zaawansowaną technologią, że zeskanowała otoczenie dookoła i znała atmosferę księżyca - ze nie czyha na statek żadne niebezpieczeństwo.
"Skoro było więcej takich statków, to dlaczego przebudzony obcy nie poszedł wziąć sobie innego po katastrofie?"
Może chciał najpierw zabić Shaw za to, że wszystko zepsuła.
Ja się mogę zgodzić z Twoim wytłumaczeniem, tylko że taka interpretacja pasuje do kina klasy B, a nie do takiej poważnej produkcji.
Dziwnym trafem ten film przypomina mi początek nowej serii Star Treka z 2009 roku, tam też było mnóstwo chaosu i ogrom wątków. Mam wrażenie, że w obydwu tych produkcjach reżyser bardziej myślał o następnej części niż o głównym filmie.
Co do robota i języka obcych, to on chyba przez 2 lata podróży uczył się starożytnych języków. Chyba wyszli z założenia, że jeżeli Inżynierowie dali początek naszej rasie, to nauczyli ich też mówić w swoim języku. Na początku jest scena w której David uczy się jakiegoś języka.
Mam jednak podobną opinię do Twojej - film co najwyżej na 6 ;)
Zgodzę się z tytułem tematu. Cieszę się, że wreszcie obejrzałam "Prometeusza", bo chodził za mną długo, ale na pewno nie wrócę do niego ponownie. Może udany, może nie, ale z pewnością mnie nie zainteresował. Ani fabuła, ani akcja, ani efekty - nic nie utkwi w mojej pamięci. Nawet postaci wydawały się strasznie nudne - Theron starała się, ale pech tkwił w tym, że jej postać nie była rozbudowana odpowiednio do jej umiejętności, z obsady pozytywne wrażenie zrobił na mnie jedynie Michael Fassbender.
Dokładnie, ten film można obejrzeć, zapomnieć i mieć nadzieję, że następna część będzie na wyższym poziomie.
Theron tutaj raczej wpisała się w dziwny klimat, w którym załoga statku przypominała przypadkową zbieraninę postaci, która wybiera się na wycieczkę, a nie na podbój kosmosu.
Teraz porównaj sobie Prometeusza do którejkolwiek części Obcego. W tamtych filmach praktycznie każdy członek załogi (czy nawet więzień) ma swoją rolę, która sprawia że pamiętam praktycznie każdą postać z każdej części. A tu? Dziadek, robot, Theron, pani doktor z partnerem, reszta jakby nie istniała.
Jeszcze Ravel i Chance, którzy ciągle robią zakłady. Także Millburn i Fifield, którzy się nie dogadują w stołówce, a potem zostają kolegami. Także Janek, który przewija się przez film tak często, jak David czy Ellie.
Reszta załogi to ochrona, więc osoby nieistotne. Czyli można zapamiętać większość :)
Ciekawe jak długo będziesz pamiętać postacie, które grały w karty? Postacie które wymieniłaś to jest właśnie najlepszy przykład braków w tym filmie. Zapamiętałaś, że grali w karty - ok, ale w czym się konkretnie specjalizowały te postacie?
Bo ja odniosłem wrażenie, że po prostu tam sobie byli i nic poza tym, tego nawet nie można nazwać trzecim planem, to byli praktycznie statyści.
Zgodzę się co do Fiefielda i Millburna. Jest ich za mało w filmie, widz nie ma czasu, by ich polubić albo znienawidzić. Cała fabuła kręci się praktycznie wokół Davida i Shaw.
Bez czytania w necie doszłam do wniosku, że Ravel i Chance byli pilotami lub nawigatorami, bo stale siedzieli w kokpicie. Czyli mniej więcej trafnie.
Zobaczy się z czasem, które będę najlepiej pamiętać z tych drugo i trzecioplanowych.
O, dokładnie, ale co zrobić? :) Taki mieli zamysł i tak to zrobili. Chociaż muszę podkreślić, że rola Ch. Theron bardzo mnie rozczarowała. Przed filmem liczyłam, że aktorka takiego kalibru dostanie solidną rolę, a tymczasem wypadła słabo. Jak na razie Prometeusz jest filmem, który najmocniej mnie rozczarował, a na którego dość długo czekałam.