Ridley Scott schrzanił to, czego raczej nie dało się schrzanić. Albo jeszcze inaczej - jak tak można spieprzyć temat. ,,Prometeusz" ciągnie się jak flaki z olejem, praktycznie zerowe nawiązania do ,,Obcego" , a najgorsze były te przeskoki między scenami. Film sprawia wrażenie jakby był w pierwszej fazie montażu, w pewnym momencie się po prostu zgubiłem.....ahhhhhhhhhhhh a tak czekałem na ten film.
Niestety prawda... cudne pomysły, wspaniałe idee... wszystko legło przez połatany z kawałków, pełen dziur scenariusz, pomysł pierwotnie przewidziany na dwa filmy i na siłę okrojony. ech...
Gdyby nie internet, frustracja widzów sięgnęłaby zenitu.... dzięki internetowi możemy dyskutować i wymieniać się domysłami w temacie: "O cóż to Scott'owi tak naprawdę chodziło??" (kwestia ta nie dotyczy oczywiście psychofanów i hejterów, osób z ustaloną z góry, zgoła 'niedyskutolwalną ' wizją tego filmu i jego znaczeń). W 1979 r jednak, spowodowana w/w niedoskonałościami irytacja widza równałaby się medialnej śmierci tego filmu jak i jego sequeli.