Nie wybaczę reżyserowi tego, jak zniszczył film, który mógłby być na co najmniej wysokim poziomie...Czułem się jak dziecko, które przez 30 minut filmu patrzy się na cudownie zapakowany prezent, by wraz z jego odpakowywaniem (dalsza część filmu) czuć coraz większe rozczarowanie.
Szczerze, jeśli można powiedzieć o początku filmu (intro, scena z obcym, zdjęcia i grafika podczas wprowadzenia do filmu, ta cisza na statku bez żadnej muzyki, tylko sam David, ciekawy dialog Pani doktor podczas snu z ojcem...) TO BYŁO COŚ! To robiło wrażenie, ciekawość, klimat, magie. Potem niestety było coraz gorzej...śmiesznie, chaotycznie, sposób przeprowadzenia badań, całej wyprawy, wątki zabawy z obcym "wężem", statek kamikadze, waleczna do granic możliwości Pani doktor, skakanie od sceny do sceny...
Mam tak mieszane uczucia, jak nigdy. Wspaniały początek, piękne zdjęcia, dobra muzyka (potem już w filmie wplatana w każdą scene...na siłę...), ciekawa postać Davida, Pani Vikers.
Nie wybaczę Scottowi zepsucia filmu z takim klimatem i zdjęciami. Tak jak nie wybaczę zepsucia w podobny sposób "Solarisa" i "Wojny Światów"...Film ma być zły albo dobry, a nie taki, że chce do niego wracać, a jednocześnie nie...