Mimo kilku, momentami sporych, kretynizmów oraz braku gęstszego klimatu film mi się całkiem podobał. Ale jednej rzeczy nie mogę wybaczyć twórcom, to co zrobili ze Space Jockeyami... sorry ale są pewne świętości których tykać nie można. To tak jakby postanowiono nakręcić prequel "Szczęk" i ktoś by sobie wymyślił że Rekin który w pierwszej części terroryzował Long Island to naprawdę krokodyl w przebraniu...
Wybacz, ale stworzenie ludzi na ziemi przez 3-metrowy trąbalski szkielet pasuje tak samo jak stworzenie życia przez Aliena.
Ale jak się już tworzy prequel (i nie wmawiajcie mi ze ten film prequelem nie jest.... bo jest) to się jednak powinno dostosować do tego co już zostało ustalone. A tutaj zostało to brutalnie i chamsko zmienione.
Ustalone to może zostało w umysłach fanów, którzy zakodowali sobie w głowach coś co nigdy nie zostało potwierdzone w żadnym filmie, a kanon to tylko filmy.
Forfiter, co?
Nie. Space Jockey (nie czytać Pejs Dżokej) wygląda prawidłowo, czyli jak typowy przedstawiciel rasy wyższej - "Übermensch". Wysoki, napakowany, ma białą skórę i jest łysy. W mordę daje przy pierwszym spotkaniu.